|
POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2008-12-23, 11:22
2008-12-23, 11:09 - golonbiegaj napisał/-a:
witajcie miłego dnia wszystkim życzę - i naszym pięknym Kobietom udanych wypieków Świątecznych :-) pozdrawiam |
Co u Ciebie, Mateusz? Biegałeś już dzisiaj? |
| | | | | |
| 2008-12-23, 11:30
2008-12-23, 06:36 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
Marysiu...
Dopada nas, bo taka jest nasza tradycja.
Dzięki niej prztrwaliśmy jako naród. Gdyby nasi przodkowie - a konkretniej przodkinie - zamiast pichcić na Święta jeździły do Egiptu (na przykład) lub "do wód", to przypuszczalnie jako naród nie przetrwalibyśmy doświadczenia 123 lat zaborów. A prztrwaliśmy przecież:)
Teraz też nikt nam nie każe. Robimy to, bo to właśnie zapamiętaliśmy z dzieciństwa, bo to właśnie sprawia, że te Święta przeżywamy tak, jak przeżywamy.
Nie mów, że wolałabyś Świeta bez Wigilli, ale z indykiem z nadzieniem z kasztanów i puddingiem bożonarodzeniowym...
Na pewno nie:)
Więc...do pieczenia Marysiu...do pieczenia i...uśmiech na twarz:))))))))))))))))))) |
Gabrysiu..
Jasne, że piekę, i nie tylko piekę.
Jedzonko również szykuję.
Masz rację...
Marudzę, ale lubię ten przedświąteczny zamęt.
Łatwiej byłoby mi gdybym nie pracowała, nie musiałabym nocek zarywać..ale czego się nie zrobi, by zadowolić bliskich... |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-12-23, 11:30
2008-12-23, 11:22 - jerzymatuszewski napisał/-a:
Co u Ciebie, Mateusz? Biegałeś już dzisiaj? |
Jurku jeszcze nie byłem na treningu - nie dawno z Kościoła ze spowiedzi wróciłem :-) na trening pójdę pewnie po 13 przed 14 bo teraz tak sypie że nie chce się w taką pogodę iść :-) może później będzie lepsza :-) tak to spoko prace wszystkie w szkole po oddawałem i zaliczone mam i sprawdziany też - w styczniu teraz sesja czeka od 4 do 17.01 :=) a co u Ciebie ??:-) |
| | | | | |
| 2008-12-23, 11:48
2008-12-23, 11:30 - golonbiegaj napisał/-a:
Jurku jeszcze nie byłem na treningu - nie dawno z Kościoła ze spowiedzi wróciłem :-) na trening pójdę pewnie po 13 przed 14 bo teraz tak sypie że nie chce się w taką pogodę iść :-) może później będzie lepsza :-) tak to spoko prace wszystkie w szkole po oddawałem i zaliczone mam i sprawdziany też - w styczniu teraz sesja czeka od 4 do 17.01 :=) a co u Ciebie ??:-) |
Co u Ciebie sypie? Ktoś pierzyny porozdzierał? U mnie piękne słońce. Szkoda, że muszę pracować, ale jutro przed południem pobiegam. |
| | | | | |
| 2008-12-23, 11:52
2008-12-23, 11:48 - jerzymatuszewski napisał/-a:
Co u Ciebie sypie? Ktoś pierzyny porozdzierał? U mnie piękne słońce. Szkoda, że muszę pracować, ale jutro przed południem pobiegam. |
Nom u mnie śnieżek sypie od 10 cały czas i sypie :D :-) później wyjdę na trening - rozbieganie ok. 15km i rytmy :-) jutro tylko 10km bieganka :-) w czwartek to samo co dziś , w piątek 10km i 10x100m rytmy w 100m trucht , sobota 10km i 10x100m podbiegi , Niedziela rozbieganie 16km i 19-stka mi mija :D :-) coraz bardziej się starzeje :D w poniedziałek 8km rozbieganie i 10x100m rytmy , wtorek wolne i środa SYLWESTROWY BIEG RADOŚĆI w Krk :-) a wieczorem zobaczymy co będę robił gdzie się bawił :=) |
| | | | | |
| 2008-12-23, 12:05
2008-12-22, 23:58 - Tusik napisał/-a:
Cześć Greg. |
Witaj Mateusz. Jutro rozpoczynam pieczenie placków w nowym piekarniku - mam nadzieję że wszystko wyjdzie jak należy. Wykonam babkę piaskową (żółtą i pachnącą cytrynką), drugą z polewą czekoladową, serniczek na zimno plus galaretka, z podłożem z biszkoptów, murzynek i makowiec. Teraz jednak muszę się szykować do pracy i jak wrócę jutro rano zacznę wypiekać smakołyki. Jeśli zaś chodzi o bieganie, chmmm... jest ślisko i zimno a co jakiś czas pada śnieg więc będę musiał uważać. Pozdro for all:) |
| | | | | |
| 2008-12-23, 12:09
2008-12-23, 12:05 - GREG napisał/-a:
Witaj Mateusz. Jutro rozpoczynam pieczenie placków w nowym piekarniku - mam nadzieję że wszystko wyjdzie jak należy. Wykonam babkę piaskową (żółtą i pachnącą cytrynką), drugą z polewą czekoladową, serniczek na zimno plus galaretka, z podłożem z biszkoptów, murzynek i makowiec. Teraz jednak muszę się szykować do pracy i jak wrócę jutro rano zacznę wypiekać smakołyki. Jeśli zaś chodzi o bieganie, chmmm... jest ślisko i zimno a co jakiś czas pada śnieg więc będę musiał uważać. Pozdro for all:) |
Grzesiek, nie wiedziałem, że z Ciebie taki kucharz! :-) |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-12-23, 12:17
2008-12-23, 12:09 - Tusik napisał/-a:
Grzesiek, nie wiedziałem, że z Ciebie taki kucharz! :-) |
Nom, to akurat potrafię robić perefkcyjnie. Pamiętam jak zaczynałem przygodę z pieczeniem i zechciało mi się faworków lub chrustu (zależy jak kto mówi). Nie wiedziałem że to lekkie ciasto tak szybko się piecze. W efekcie nie nadążałem za smażeniem i w domu zrobiło się czarno od dymu palącego się oleju. Dziś wiem że należy wywinąć więcej i porozkładać na blaszkach i spokojnie partiami smażyć. Obok to piekne cudo - mniam mniam.. |
| | | | | |
| 2008-12-23, 12:34
| | | | | |
| 2008-12-23, 13:27
zmykam na trening - ile dziś mi wyjdzie to zobaczę jak się będzie latało - odezwę się później - miłego po południa :=) |
| | | | | |
| 2008-12-23, 16:36
powróciłem już po treningu po dzisiejszym rozbieganiu 18km średnio po 5:12/km lajtowo mi się fajnie biegało dzisiaj :=) później rozciąganie i na koniec 10x100m rytmy i 100m trucht powrót |
| | | | | |
| 2008-12-23, 20:17
Jestem zmęczona:)
Jeszcze tylko dwa ciasta upiec i na dzisiaj będzie koniec. Reszta jutro...
Oczywiście te dwa ciasta zajmą mi jakieś cztery godziny:)
no...może trzy:))
A jutro tylko smażenie karpia, nakrycia, sztućce, obrus, bieżniczki, serwetki...cuda na kiju jednym słowem - żeby goście nie musieli jeść na gazecie:)
Anegdotkę opowiem szybciutko (zamim pobiegnę do kuchni popracować odrobinkę)
Otóż...kiedy brałam ślub, to wszystko co się tylko dało robiłam sama.
To znaczy - ślubu udzielił nam autentyczny zakonnik w prawdziwym kościele, na organach grał prawdziwy artysta tego instrumentu, obrączki wykonał jubiler, do kościoła wiozła nas dorożka, którą powoził prawdziwy dorożkarz (mój były zuch zresztą), a zaproszenia zostały wydrukowane w profesjonalnej drukarni.
Tyle inni, natomiast ja:
uszyłam sobie suknię ślubną własnoręcznie, sama biegałam po kancelariach parafialnych załatwiać formalności, sama piekłam tort ślubny i sama przygotowywałam obiad weselny.
Nic, w sumie, wielkiego, ale trzeba mieć na uwadze, że miałam wtedy trójkę dzieci - w tym jedno 4,5 miesięczne, karmione piersią.
Generalnie czas na pracę miałam po nocach...
No i jak już nadszedł ten wielki dzień, to po wizycie u fryzjera (miałam włosy do pasa i nie podejmowałam się zrobić z nich samodzielnie czegoś ładnego i stosownego do okazji), powrocie do domu, nakarmieniu Jerza, runęłam do kuchni...Swoją drogą, to musiało to humorystycznie wyglądać, jak babka w wielkim koku z powpinanymi weń perełkami stała boso przy zlewie w majtkach i dżinsowej bluzce, skrobiąc młode ziemniaki:)
Generalnie...prawie zdążyłam...niestety - prawie robi sporą różnicę:(
Nie zdążyłam wyprasowac obrusa....
Przeto mój obiad weselny miał miejsce na gołym stole...obrus leżał przygotowany do prasowania, ale po tym obiedzie straciłam jakoś motywację:))
Ale wyciągnełam z tego nauczkę...teraz już zawsze mam obrus...często zdraza mi się usiąść do stołu w roboczym polarze...ale obrus na stole jest zawsze:) |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-12-23, 22:55
2008-12-23, 20:17 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
Jestem zmęczona:)
Jeszcze tylko dwa ciasta upiec i na dzisiaj będzie koniec. Reszta jutro...
Oczywiście te dwa ciasta zajmą mi jakieś cztery godziny:)
no...może trzy:))
A jutro tylko smażenie karpia, nakrycia, sztućce, obrus, bieżniczki, serwetki...cuda na kiju jednym słowem - żeby goście nie musieli jeść na gazecie:)
Anegdotkę opowiem szybciutko (zamim pobiegnę do kuchni popracować odrobinkę)
Otóż...kiedy brałam ślub, to wszystko co się tylko dało robiłam sama.
To znaczy - ślubu udzielił nam autentyczny zakonnik w prawdziwym kościele, na organach grał prawdziwy artysta tego instrumentu, obrączki wykonał jubiler, do kościoła wiozła nas dorożka, którą powoził prawdziwy dorożkarz (mój były zuch zresztą), a zaproszenia zostały wydrukowane w profesjonalnej drukarni.
Tyle inni, natomiast ja:
uszyłam sobie suknię ślubną własnoręcznie, sama biegałam po kancelariach parafialnych załatwiać formalności, sama piekłam tort ślubny i sama przygotowywałam obiad weselny.
Nic, w sumie, wielkiego, ale trzeba mieć na uwadze, że miałam wtedy trójkę dzieci - w tym jedno 4,5 miesięczne, karmione piersią.
Generalnie czas na pracę miałam po nocach...
No i jak już nadszedł ten wielki dzień, to po wizycie u fryzjera (miałam włosy do pasa i nie podejmowałam się zrobić z nich samodzielnie czegoś ładnego i stosownego do okazji), powrocie do domu, nakarmieniu Jerza, runęłam do kuchni...Swoją drogą, to musiało to humorystycznie wyglądać, jak babka w wielkim koku z powpinanymi weń perełkami stała boso przy zlewie w majtkach i dżinsowej bluzce, skrobiąc młode ziemniaki:)
Generalnie...prawie zdążyłam...niestety - prawie robi sporą różnicę:(
Nie zdążyłam wyprasowac obrusa....
Przeto mój obiad weselny miał miejsce na gołym stole...obrus leżał przygotowany do prasowania, ale po tym obiedzie straciłam jakoś motywację:))
Ale wyciągnełam z tego nauczkę...teraz już zawsze mam obrus...często zdraza mi się usiąść do stołu w roboczym polarze...ale obrus na stole jest zawsze:) |
Gabrysiu
Skąd Ty na to wszystko bierzesz siły
tylko podziwiać i pozazdrościć |
| | | | | |
| 2008-12-23, 23:08
2008-12-23, 22:55 - janusz napisał/-a:
Gabrysiu
Skąd Ty na to wszystko bierzesz siły
tylko podziwiać i pozazdrościć |
zgadza się Gaba pozazdrościć tylko Tobie ileż Ty masz sił żeby to wszystko zrobić :=) jesteś wielka po prostu :=) pozdrawiam |
| | | | | |
| 2008-12-23, 23:09
2008-12-23, 20:17 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
Jestem zmęczona:)
Jeszcze tylko dwa ciasta upiec i na dzisiaj będzie koniec. Reszta jutro...
Oczywiście te dwa ciasta zajmą mi jakieś cztery godziny:)
no...może trzy:))
A jutro tylko smażenie karpia, nakrycia, sztućce, obrus, bieżniczki, serwetki...cuda na kiju jednym słowem - żeby goście nie musieli jeść na gazecie:)
Anegdotkę opowiem szybciutko (zamim pobiegnę do kuchni popracować odrobinkę)
Otóż...kiedy brałam ślub, to wszystko co się tylko dało robiłam sama.
To znaczy - ślubu udzielił nam autentyczny zakonnik w prawdziwym kościele, na organach grał prawdziwy artysta tego instrumentu, obrączki wykonał jubiler, do kościoła wiozła nas dorożka, którą powoził prawdziwy dorożkarz (mój były zuch zresztą), a zaproszenia zostały wydrukowane w profesjonalnej drukarni.
Tyle inni, natomiast ja:
uszyłam sobie suknię ślubną własnoręcznie, sama biegałam po kancelariach parafialnych załatwiać formalności, sama piekłam tort ślubny i sama przygotowywałam obiad weselny.
Nic, w sumie, wielkiego, ale trzeba mieć na uwadze, że miałam wtedy trójkę dzieci - w tym jedno 4,5 miesięczne, karmione piersią.
Generalnie czas na pracę miałam po nocach...
No i jak już nadszedł ten wielki dzień, to po wizycie u fryzjera (miałam włosy do pasa i nie podejmowałam się zrobić z nich samodzielnie czegoś ładnego i stosownego do okazji), powrocie do domu, nakarmieniu Jerza, runęłam do kuchni...Swoją drogą, to musiało to humorystycznie wyglądać, jak babka w wielkim koku z powpinanymi weń perełkami stała boso przy zlewie w majtkach i dżinsowej bluzce, skrobiąc młode ziemniaki:)
Generalnie...prawie zdążyłam...niestety - prawie robi sporą różnicę:(
Nie zdążyłam wyprasowac obrusa....
Przeto mój obiad weselny miał miejsce na gołym stole...obrus leżał przygotowany do prasowania, ale po tym obiedzie straciłam jakoś motywację:))
Ale wyciągnełam z tego nauczkę...teraz już zawsze mam obrus...często zdraza mi się usiąść do stołu w roboczym polarze...ale obrus na stole jest zawsze:) |
Gabrysiu,podziwiam i jeszcze raz podziwiam...Ty wiesz o tym.Pozdrawiam. |
| | | | | |
| 2008-12-23, 23:21
Podobnie jak Gabrysia...
Jestem wykończona...padam na "buźkę"
Placki upieczone, krokiety i barszcz udotowany, kapusta z grzybami również, kapusta z grochem,bigos (prawie tyle co dla plutonu wojska) karp przyszykowany do smażenia, gęś i indyk(własnej hodowli)zabite i wypatroszone, gotowe do pieczenia...
Teraz czekam jak ugotują się marchewka i ziemniaki..sałatkę jeszcze muszę zrobić...Do rana chyba zdążę...Na 10-tą mam do pracy więc na pewno zdążę.. Miłej nocki życzę:)) |
| | | | | |
| 2008-12-23, 23:36
2008-12-23, 23:21 - marysieńka napisał/-a:
Podobnie jak Gabrysia...
Jestem wykończona...padam na "buźkę"
Placki upieczone, krokiety i barszcz udotowany, kapusta z grzybami również, kapusta z grochem,bigos (prawie tyle co dla plutonu wojska) karp przyszykowany do smażenia, gęś i indyk(własnej hodowli)zabite i wypatroszone, gotowe do pieczenia...
Teraz czekam jak ugotują się marchewka i ziemniaki..sałatkę jeszcze muszę zrobić...Do rana chyba zdążę...Na 10-tą mam do pracy więc na pewno zdążę.. Miłej nocki życzę:)) |
Marysiu
Ile to się trzeba napracować,
szacunek i podziw
pozdrawiam |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-12-24, 06:33
Witam
Miłego dzionka wszystkim życzę.
Życzę by przy Waszym Wigilijnym stole zasiedli wszyscy Ci, co rok temu:))) |
| | | | | |
| 2008-12-24, 06:57
Nareszcie wróciłem z pracy. Współczuję tym co przez święta będą pracowali - nie martwcie się - myślami jesteśmy z wami. Teraz jednak muszę się trochę przespać a potem chciałbym przygotować trochę smakołyków. Pozdrowionka :-) |
| | | | | |
| 2008-12-24, 07:36
2008-12-23, 20:17 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
Jestem zmęczona:)
Jeszcze tylko dwa ciasta upiec i na dzisiaj będzie koniec. Reszta jutro...
Oczywiście te dwa ciasta zajmą mi jakieś cztery godziny:)
no...może trzy:))
A jutro tylko smażenie karpia, nakrycia, sztućce, obrus, bieżniczki, serwetki...cuda na kiju jednym słowem - żeby goście nie musieli jeść na gazecie:)
Anegdotkę opowiem szybciutko (zamim pobiegnę do kuchni popracować odrobinkę)
Otóż...kiedy brałam ślub, to wszystko co się tylko dało robiłam sama.
To znaczy - ślubu udzielił nam autentyczny zakonnik w prawdziwym kościele, na organach grał prawdziwy artysta tego instrumentu, obrączki wykonał jubiler, do kościoła wiozła nas dorożka, którą powoził prawdziwy dorożkarz (mój były zuch zresztą), a zaproszenia zostały wydrukowane w profesjonalnej drukarni.
Tyle inni, natomiast ja:
uszyłam sobie suknię ślubną własnoręcznie, sama biegałam po kancelariach parafialnych załatwiać formalności, sama piekłam tort ślubny i sama przygotowywałam obiad weselny.
Nic, w sumie, wielkiego, ale trzeba mieć na uwadze, że miałam wtedy trójkę dzieci - w tym jedno 4,5 miesięczne, karmione piersią.
Generalnie czas na pracę miałam po nocach...
No i jak już nadszedł ten wielki dzień, to po wizycie u fryzjera (miałam włosy do pasa i nie podejmowałam się zrobić z nich samodzielnie czegoś ładnego i stosownego do okazji), powrocie do domu, nakarmieniu Jerza, runęłam do kuchni...Swoją drogą, to musiało to humorystycznie wyglądać, jak babka w wielkim koku z powpinanymi weń perełkami stała boso przy zlewie w majtkach i dżinsowej bluzce, skrobiąc młode ziemniaki:)
Generalnie...prawie zdążyłam...niestety - prawie robi sporą różnicę:(
Nie zdążyłam wyprasowac obrusa....
Przeto mój obiad weselny miał miejsce na gołym stole...obrus leżał przygotowany do prasowania, ale po tym obiedzie straciłam jakoś motywację:))
Ale wyciągnełam z tego nauczkę...teraz już zawsze mam obrus...często zdraza mi się usiąść do stołu w roboczym polarze...ale obrus na stole jest zawsze:) |
Jeszcze większej otuchy Ci Gabrysiu z rana dodam. Jesteś świetna.:) Oby Ci się zawsze udało zasiąść nie w polarze, lepiej bez:) |
|
|
|
| |
|