|
POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2013-03-11, 18:48 Bochnia 2013
2013-03-10, 22:30 - Wojtek_Tri napisał/-a:
Do trzech razy sztuka.
Jak wiecie, aby pobiec na kopalni w Bochni trzeba mieć zaproszenie od organizatora lub mieć szczęście w losowaniu. Jest też trzecia możliwość, ale trzeba być w Bochni rok wcześniej ;-) Przez dwa lata nic z tego nie wychodziło, ale w tym roku klub triathlonowy „IM 2010”, do którego należę dostał takie zaproszenie. Z zaproszenia skorzystałem.
Z powodów rodzinnych jechaliśmy do Bochni w sobotę rano. Ja, Marek, Czarek i nasz rodzynek Lucynka o 8:30 byliśmy już pod ziemią. Rozłożyliśmy się na pryczach (szczegóły na fotkach Marka Gajewskiego. Marek: gdzie te foty??) i szykowaliśmy się do biegu. Start był opóźniony o jakieś 5 minut. Zawyła syrena, licznik zaczął odmierzać 12 godzin, a pierwsza zmiana ruszyła na trasę. Biegaliśmy po dwa kółka, aby można było dłużej odpoczywać. Wystawanie w strefie zmian nie miało sensu, zresztą było tam zimno i tłoczno. Za to bardzo zimno było, gdy biegło się w stronę szybu wentylacyjnego. Nie dość, że pod wiatr, to jeszcze dmuchało zimnym aczkolwiek świeżym powietrzem. Po ok. 500m nawrotka i powrót – przez strefę zmian, kaplicę, na drugą agrafkę. Tym razem jednak z wiatrem. Nie dość, że nie czuć było zimnego nawiewu, to jeszcze odczuwało się coś pomiędzy ciepłem a upałem. Ze mnie lało się. Po ok. 700m druga agrafka, znów pod wiaterek i powrót do strefy. Tam wymagana regulaminem „piąteczka” z partnerem i zmiana. Kurtka na plecy i coś, co było dla mnie bardzo przyjemne, zjazd na poduszce po pochylni (zjeżdżalnia dla dzieci o długości 140m patrz: http://www.kopalniasoli.pl/kopalnia-soli-bochnia/mapa_kopalni.html) do bufetu i na pryczę. Właściwie nic się nie zmieniało przez 10 i pół godziny, kiedy to wyszedłem na swoją ostatnią zmianę. Kiedy skończyłem 15 okrążenie, zostało nam sporo czasu na kolejne kółka, akurat kiedy zaczęły się emocje. Wszyscy dostali wielkiego speedu, ciągłe zagrzewanie do walki, doping, bardzo szybkie zmiany. Najpierw Czarek, potem Lucyna znów Czarek, kiedy kończył zostało 14 minut i miałem zakończyć sprawę. Pary za wiele już nie miałem, ale uwinąłem się i Czarkowi zostało ok. 2 minuty (później okazało się, że urwał jeszcze 500m). Końcowe odliczanie i syrena. Koniec. Zakończyliśmy na 32 pozycji z wynikiem ponad 150km.
Gratuluję mojej drużynie i dziękuję za wspólne bieganie.
A tutaj fotka:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=345378575562524&set=pb.150958728337844.-2207520000.1362944257&type=3&theater
Podsumowując chciałem napisać, że nie ma takiego drugiego biegu. Zespołowa rywalizacja, klimat kopalni, makaron po biegu wydawany jeszcze przed północą i wspólne świętowanie. Nic nie da się z Bochnią porównać.
|
LINK: https://picasaweb.google.com/105650387062227428925/BOCHNIA2013 | Tak jak napisał Wojtek to, nieporównywalne przeżycie.
Dziękuję i gratuluję Wszystkim za wspólne bieganie, walkę na trasie i super towarzystwo:)
Wielki szacunek dla Wszystkich, szczególne gratulacje dla rekordzistów. Jak widziałem ich walkę na trasie dawali z siebie wszystko i jeszcze więcej, szczególnie pamiętam twarz i krzyk Michała jak mijaliśmy wyrażały cierpienie, wydawało się, że nie można w tym stanie przebiec więcej niż kilka finiszowych metrów a on biegł kilkaset metrów do strefy, by po kilku minutakch powtórzyć ten nadludzki wysiłek. Podobnie Baton po swojej zmianie padł na tory a kiedy wstał miał półprzytomny wzrok i wyglądał jak po sporżyciu przynajmiej 0,7 l. a mimo po chwili ruszył na następną pentlę. Walczyli o każdy metr. Michał opisze to, lepiej. Czekamy na relację. Na razie przesylaam linka do fotek tak, jak były robione bez obróbki.
pozdrawiam |
| | | | | |
| 2013-03-11, 19:45
2013-03-11, 18:48 - mgajews napisał/-a:
Tak jak napisał Wojtek to, nieporównywalne przeżycie.
Dziękuję i gratuluję Wszystkim za wspólne bieganie, walkę na trasie i super towarzystwo:)
Wielki szacunek dla Wszystkich, szczególne gratulacje dla rekordzistów. Jak widziałem ich walkę na trasie dawali z siebie wszystko i jeszcze więcej, szczególnie pamiętam twarz i krzyk Michała jak mijaliśmy wyrażały cierpienie, wydawało się, że nie można w tym stanie przebiec więcej niż kilka finiszowych metrów a on biegł kilkaset metrów do strefy, by po kilku minutakch powtórzyć ten nadludzki wysiłek. Podobnie Baton po swojej zmianie padł na tory a kiedy wstał miał półprzytomny wzrok i wyglądał jak po sporżyciu przynajmiej 0,7 l. a mimo po chwili ruszył na następną pentlę. Walczyli o każdy metr. Michał opisze to, lepiej. Czekamy na relację. Na razie przesylaam linka do fotek tak, jak były robione bez obróbki.
pozdrawiam |
Gratulacje super wyników oraz chyba przede wszystkim fajnej przygody :) |
| | | | |
| | | | | |
| 2013-03-12, 13:37
Natka gratulacje wyniku :)
chłopaki Michał, Marek i Wojtek dzięki za spotkanie w kopalni i za walkę na trasie 212m pod ziemią :)
widzimy się w Rzeszowie na połówce :)
|
| | | | | |
| 2013-03-12, 21:02 Maraton Tarnobrzeg
1 czerwca maraton w Tarnobrzegu, z tego co się orientuję to ten termin zbiega się też z datą Maratonu Benedyktyńskiego.
Macie w planach któryś z nich, a jeżeli tak to który?
Ja planowałem wcześniej, że będę chciał wystartować gdzieś na podkarpaciu w czerwcu, a teraz kiedy coś się już wyjaśnia, to skłaniam się ku Tarnobrzegu. Ubiegły rok z tego co czytam był udany, startowaliście tam może? |
| | | | | |
| 2013-03-12, 21:12
2013-03-12, 21:02 - Robb Stark napisał/-a:
1 czerwca maraton w Tarnobrzegu, z tego co się orientuję to ten termin zbiega się też z datą Maratonu Benedyktyńskiego.
Macie w planach któryś z nich, a jeżeli tak to który?
Ja planowałem wcześniej, że będę chciał wystartować gdzieś na podkarpaciu w czerwcu, a teraz kiedy coś się już wyjaśnia, to skłaniam się ku Tarnobrzegu. Ubiegły rok z tego co czytam był udany, startowaliście tam może? |
Witam.
Imreza cakiem przyjemna w Tarnobrzegu.Poza brakiem depozytu i przyjemna woda w jeziorze w którym mozna było sie umyć było całkiem przyjemnie był to mój pierwszy raz :) i zastanawiam sie właśne nad poprawieniem wyniku w tym roku:) |
| | | | | |
| 2013-03-12, 21:37
2013-03-12, 21:02 - Robb Stark napisał/-a:
1 czerwca maraton w Tarnobrzegu, z tego co się orientuję to ten termin zbiega się też z datą Maratonu Benedyktyńskiego.
Macie w planach któryś z nich, a jeżeli tak to który?
Ja planowałem wcześniej, że będę chciał wystartować gdzieś na podkarpaciu w czerwcu, a teraz kiedy coś się już wyjaśnia, to skłaniam się ku Tarnobrzegu. Ubiegły rok z tego co czytam był udany, startowaliście tam może? |
W ubiegłym roku biegłem tam "ćwiartkę" (10,55 km). Bieganie czterech kółek nie bardzo mi się podoba.
Ja wybieram benedyktyński, jeżeli tylko będzie (trzymam kciuki, aby się odbył). Trasa nie jest jeszcze znana, ale podejrzewam, że do najłatwiejszych należeć nie będzie (będą góreczki).
A jak nie benedyktyński to Lublin jest tydzień później.
Pozdrawiam |
| | | | | |
| 2013-03-13, 11:39 Bochnia - Gdy emocje już opadną jak w kopalni po biegu kurz
Miesiąc temu dostałem propozycję od Marcina Świerca wystartowania w 12-godzinnym biegu sztafetowym w Kopalni Soli w Bochni wraz z drużyną sponsorowaną przez firmę „Meble Kler”. Decyzję o starcie podjąłem dość szybko.
Oprócz mnie drużynę uzupełniali Marcin Świerc, Andrzej Lachowski oraz Tomek Szymański zwany Batonem (choć zastanawiam się czy jego ksywka nie powinna zostać zmieniona na „Świety” ponieważ sam byłem świadkiem jego kilkukrotnego zmartwychwstania). Ponadto w drużynie jako suport towarzyszyli nam: fizjoterapeuta Maciek, jego dziewczyna Kasia oraz córka Józia Kubika – Agata (również koleżanka Świerca).
Byłem najmłodszym i najmniej doświadczonym członkiem naszej drużyny. Chłopaki biegali już w Bochni oraz na innych długich dystansach. Dla mnie był to debiut. Śmiało mogę się przyznać, że byłem najsłabszy w naszej drużynie więc miałem lekkie obawy. Zdałem się jednak na Marcina, który zapraszając mnie wiedział chyba co robi - CHYBA :). Jednego czego mogłem być pewien to swojego serca do walki którego nigdy mi nie brak.
Pomimo, że był to mój debiut nie odczuwałem jakiegoś dużego stresu. Nawet dzień przed startem byłem dość spokojny. Stres zaczął pojawiać się dopiero na rozgrzewce przed startem. Zanim to jednak nastąpiło musieliśmy się przygotować i ustalić taktykę. Taktyka miała wyglądać w ten sposób, że pierwszą godzinę biegaliśmy każdy po jednej pętli. Następnie po upływie tej godziny mieliśmy biegać dwójkami ustalonymi wcześniej. Z tą taktyką chcieliśmy wytrzymać jak najdłużej tak by każdy zrobił po 21 kółek (koło wynosi 2420m) a potem ewentualnie zmieniać coś na bieżąco. Ja biegałem w parze z Marcinem. Wyglądało to tak, że Marcin pokonywał jedną pętle, następnie ja swoją, kolejną On i znowu ja, po czym wchodziła druga para. O wyborze dwójek zadecydował los… ponieważ dwie najbardziej zakręcone osoby w naszej drużynie (czyt. Balon i Baton) zapomniały zegarka. Więc musieliśmy tak dobrać dwójki żeby nie być razem i dawać radę zamieniać się jednym zegarkiem pożyczonym od Kasi. Myślę, że taktyka była dobra. Tempo było szybkie a ponad półgodzinne przerwy kiedy biegała druga dwójka dawały nam się zregenerować. Ważne było również to by nie schodzić często na dół do sali gdzie mieliśmy nocleg. Nie chodziło nawet o schodzenie (zawsze można zjechać po zjeżdżalni) ale o wchodzenie po schodach do góry. Dlatego też wszystkie rzeczy wynieśliśmy przed startem obok trasy. Ja przez 12 godzin zszedłem na dół 2 razy do wc. Zrobiliśmy sobie bazę w Kaplicy Św. Kingi. Mieliśmy tam jedzenie, napoje, śpiwory ubrania itd. Maciek natomiast rozłożył swój stół do masażu w małej zakrystii wykutej w skale, którą potem nazwaliśmy „jaskinią cudów”. W ogóle musimy chyba napisać jakieś oficjalne pismo do władz kopalni o zmianę nazwy tej kaplicy na „Pod wezwaniem Św. Batona” (wybaczcie głupi żart).
Teraz o samym biegu. Syrena oznajmiająca start i koniec biegu to niesamowite przeżycie, aż ciarki z podniecenia pojawiają się na plecach. Pierwszym który startował w naszej drużynie był nasz kapitan - Marcin. Pierwsze cztery godziny poszły gładko. Chociaż około trzeciej godziny biegu zaczynają się już lekkie bóle i myśli w głowie, typu „jeszcze 9 godzin – kurcze” pomimo tego wszyscy biegali równo. Najspokojniej biegał Marcin który każdą pętle pokonywał ze średnią prędkością 8min 10sek. Ja z resztą załogi prawie cały czas lekko poniżej 8min. Chociaż mieliśmy świadomość, że bieganie zacznie się po około 7 – 8 godzinach. Po około 6 godzinach, czyli na półmetku zaczęły się pojawiać u mnie pierwsze skurcze w łydkach. Ale Maciek ratował nas jak mógł. Prędkość co prawda lekko spadła (ja biegałem powyżej 8 min) a Andrzej z Batonem trzymali się bliżej 8 min, pomimo tego utrzymywaliśmy około 45 sekundowy zapas w porównaniu do czasu z poprzedniego roku kiedy to chłopaki jeszcze do 8 godziny biegli na rekord. Około 7 godziny zaczął pojawiać się lekki ból w klace ale wyglądało to na normalne objawy zmęczenie z jakimi spotykałem się już wcześniej w innych nawet dużo krótszych biegach. Niestety zaczęły mnie łapać skurcze w trakcie biegu i wtedy przyszedł pierwszy poważniejszy kryzys ponieważ z prędkości około 8:15 zacząłem biegać ledwo 8:30 na koło. Do tego wszystkiego u Batona zaczęło pojawiać się zmęczenie i gdy miała być Jego kolej poprosił mnie bym spróbował zrobić za niego jedną pętle w 8:30 a on potem zrobi jedną za mnie, bo musi iść do WC. Tak więc też zrobiłem. Ale to był pierwszy gwóźdź do mojej trumny. Co prawda wszyscy biegali już wolniej ale ja zwolniłem najbardziej. Baton gdy wrócił na górę zrobił dodatkową pętle za mnie przez co byliśmy kwita, a ja miałem trochę dłuższą przerwę. Maciek podratował mnie trochę i udało mi się wrócić do gry, gdyż dałem rade pobiec swoją pętle w 8:20 co na owy czas było przyzwoitym tempem ponieważ wszyscy już zwolnili. Niestety na niewiele się to zdało. Po chwili płuca zaczynały mnie bolec coraz bardziej i ciężko mi było oddychać. Nogi jeszcze jakoś zmuszałem do wysiłku ale te płuca… tragedia… Nie chciało mi się już myśleć o kolejnej pętli. Wszystko to sprawiło, że znowu zwolniłem i to do prędkości około 8:40. Byłem podłamany ponieważ miałem świadomość, że mogę całą przewagę roztrwonić , a reszta drużyny też już była zmęczona, szczególnie Baton który mimo to biegał nadal w miarę równo i szybko. Chciałem więc się jeszcze zmotywować, żeby nie zepsuć chłopakom tego biegu. Gdy kończyła się moja przerwa wydawało mi się, że nie mogę już truchtać a mimo to kiedy stawałem w strefie zmian nogi jakoś rozkręcały się i znowu biegły. Pomimo mojej silnej woli, to co zaczęło się dziać z moimi płucami około 8 godziny biegu jest niedopisania. Bolały mnie płuca, serce, cała klatka, nie wiem sam co, ale takiego bólu nie czułem nigdy. Nie mogłem normalnie wziąć głębokiego oddechu. Zacząłem strasznie „parskać” i jęczeć podczas wydychania. Widziałem co prawda wcześniej innych zawodników biegających szybko, którzy tak ciężko oddychali ale mnie to dopadło chwilę później. Doszliśmy do wniosku, że to wina pyłu i kurzu którego z każdą godziną było coraz więcej. W trakcie przerw kaszlałem i dusiłem się jak bym palił papierosy ze 20 lat i to bez filtra. Natomiast w trakcie zmian każdy kolejny metr sprawiał mi coraz większy problem, wydawało mi się, że rozerwie mi płuca od środka, ponadto musiałem zacząć biegać już całkiem na pięcie i ciągnąć palce stóp do góry, żeby nie złapał mnie skurcz. W tedy właśnie pobiegłem swoje dwie najwolniejsze pętle, po 9 min. Byłem wściekły na siebie bo wydawało mi się, że przynajmniej po te 8:45 dam rade. Marcin mówił mi, że nawet jak bili rekord to też niektórzy z nich biegali pod koniec po 9 min. Starał się mnie zmotywować. Ale u chłopaków też już było widać kryzysy. Marcin biegał nie wiele szybciej ode mnie (zanim zwolniłem do 9 min) i nawet Andrzej który biegał najładniej z nas zwolnił i pobiegł swoją pętle w 8:30. Wtedy zaczęły się pierwsze dyskusję, że chyba nie uda się poprawić tego rekordu. Ja wracając ze swojej pętli zacząłem się skarżyć na ból w klatce. Natychmiast jednak przestałem gdy zobaczyłem Batona leżącego na stole do masażu zwiniętego w kłębek w śpiworze który trząsł się tak jak gdyby dostał padaczki. Wiem, że to może zabrzmieć głupio i szalenie ale Marcin z Maćkiem nauczeni doświadczeniem z poprzedniego roku kiedy to Baton miał podobne objawy chcieli go puścić na kolejną pętle ponieważ wiedzieli, że pobiegnie i rozgrzeje się. (W roku ubiegłym Baton też przechodził takie rzeczy ale pomimo tego wstawał szedł do strefy zmian i biegł dalej i to w cale nie tak wolno. Brał leki przeciwbólowe w zastrzyku i biegł). Jak powiedzieli, tak też zrobili. Maciek masażem rozgrzał Batona trochę i dziewczyny zaprowadziły go do strefy zmian, wyglądał jak by zaraz miał zemdleć. Mimo to gdy była jego zmiana dziewczyny puszczały Go a On biegł. Biegł i to poniżej 8:20. Lepiej biegał jak stał. W tym momencie zostało około 2 godz do końca. Maciek zabrał na dół Batona żeby postawić Go na nogi a myśmy musieli biegać we trójkę. Zacząłem się jeszcze motywować choć nie wiedzieliśmy do końca czy jest jeszcze sens walczyć o rekord ponieważ było zamieszanie wszyscy byli zmęczeni i nikt już nie był pewny czy wszystkie metry i sekundy dobrze policzyliśmy. Mimo to postanowiłem walczyć. Kasia wzięła kartkę z czasami i stoper. Do końca zostało chyba nieco ponad godzinę. Pobiegłem na swoją kolejną pętle zacząłem próbować oddychać małymi, płytkimi wdechami i wydechami, a okrzykami dodawałem sobie otuchy i motywacji do walki. Gdy zrobiłem swoją pętle Kasia krzyknęła, że wyszła 8:29. Nie mogłem uwierzyć. Kolejną Marcin pobiegł w 8:23. Było widać, że wszyscy trochę się przebudzili ponieważ Andrzej tez pobiegł w 8:17. Kolejną, ja w 8:27 miałem nawet ochotę przyspieszyć i wypruć się do końca ale nie byłem pewny czy to na pewno będzie moja ostatnia pętla. Nagle pojawił się Maciek i powiedział, że Baton zaraz wróci i zrobi swoje zaległe 2 pętle. Marcin ruszył ze świadomością, że to jego ostatnie okrążenie więc dał z siebie wszystko i pobiegł poniżej 8:20. Kolejną pętle pobiegł Andrzej (poleciał poniżej 8:20) po czym miał zmienić się z Batonem, po nim ja i znowu Baton już do końca. Z naszych obliczeń wynikało, że po ostatniej pętli zrobionej przez Batona będziemy mieli rekord ale nie byliśmy pewni czy gdzieś nie pomyliliśmy się w obliczeniach. Jeśli brakło by nam np. 50m to nie darowalibyśmy sobie. Wtedy zacząłem namawiać Andrzeja, żeby to On zmienił Batona ponieważ może pobiec nawet 10 sek szybciej ode mnie. Andrzej skarżył się już na kolkę wątrobową i bał się, że może nie dać rady. Ale mówiłem mu, że ze świadomością ostatniej pętli pobiegnie szybko. Kiedy Baton skończy swoją drugą pętle zostanie ok 1 min i wtedy ja wejdę aby zmienić Batona żeby Go już nie męczyć i przycisnę ostatnią minutę ile fabryka dała. Andrzej zgodził się. Baton wrócił z dołu i pobiegł swoje okrążenie w 8:07!!!!! i dał zmianę Andrzejowi, po czym padł na ziemie. Podszedłem jeszcze do Niego i zapytałem czy chce biec bo jak nie to ja pobiegnę za Niego. Byłem pewny, że jeśli chociaż się potknie gdzieś na trasie to już nie wstanie. Wzrok miał mętny, mamrotał coś żeby dać mu minutkę po czym oznajmił, że pobiegnie. Andrzej według oczekiwań pobiegł bardzo dobrze i dał zmianę „Świętemu Batonowi” który ruszył na swoja ostatnią pętle (w tym dniu). W trakcie ostatniej pętli Batona Andrzej zaczął się zastanawiać czy jest sens śrubować rekord, zawsze to za rok będzie lepiej poprawić. Ale nikt nie był do końca pewien czy wszystko dobrze policzyliśmy więc demokratycznie wszyscy stwierdzili, że mam wyjść do strefy, zmienić Batona i dać z siebie wszystko. Baton znowu pobiegł rewelacyjnie w granicy 8:10 po czym na ostatnie 50 sek biegu wystartowałem ja. Z okrzykiem na twarzy i radością mocno ruszyłem sprintem do przodu by urwać jeszcze kilkaset metrów. Po chwili usłyszałem syrenę oznajmiającą koniec biegu. Poczekałem na sędziego który zaznaczył miejsce do którego dobiegłem po czym wróciłem do strefy zmian. Spakowaliśmy swoją bazę w kaplicy i poszliśmy już wszyscy razem na dół na makaron, pizzę i piwko.
O tym, że pobiliśmy rekord poinformował nas jeden z organizatorów przynosząc nam oficjalne wyniki i gratulacje.
Podsumowując. Bieg ten był dla mnie niesamowitym przeżyciem które będę pamiętał do końca życia. Pomimo, że spisałem się to nic nie odda tego klimatu tak jak bycie tam na miejscu. Szczególnie zaskakująca była dla mnie owacja na stojąco jaką dostaliśmy podczas rozdania nagród. Ludzie nie dość, że dopingowali nas w trakcie biegu, nawet kiedy mijaliśmy ich w wąskich korytarzach kopalni, to jeszcze na następny dzień nagrodzili nas brawami na stojąco… niesamowite przeżycie, jedna z tych chwil dla których warto żyć i dla których warto biegać…
Dzięki wszystkim którzy trzymali za nas kciuki i dzięki wielkie dla naszej dzielnej załogi która koniec końców wyszła żywa z tego sztormu.
PS Polecam wszystkim wybrać się tam ponieważ klimat biegu w kopalni jest świetny, organizacja jest doskonała i deszcz nigdy nie pada.
|
| | | | |
| | | | | |
| 2013-03-13, 15:25
2013-03-13, 11:39 - balon napisał/-a:
Miesiąc temu dostałem propozycję od Marcina Świerca wystartowania w 12-godzinnym biegu sztafetowym w Kopalni Soli w Bochni wraz z drużyną sponsorowaną przez firmę „Meble Kler”. Decyzję o starcie podjąłem dość szybko.
Oprócz mnie drużynę uzupełniali Marcin Świerc, Andrzej Lachowski oraz Tomek Szymański zwany Batonem (choć zastanawiam się czy jego ksywka nie powinna zostać zmieniona na „Świety” ponieważ sam byłem świadkiem jego kilkukrotnego zmartwychwstania). Ponadto w drużynie jako suport towarzyszyli nam: fizjoterapeuta Maciek, jego dziewczyna Kasia oraz córka Józia Kubika – Agata (również koleżanka Świerca).
Byłem najmłodszym i najmniej doświadczonym członkiem naszej drużyny. Chłopaki biegali już w Bochni oraz na innych długich dystansach. Dla mnie był to debiut. Śmiało mogę się przyznać, że byłem najsłabszy w naszej drużynie więc miałem lekkie obawy. Zdałem się jednak na Marcina, który zapraszając mnie wiedział chyba co robi - CHYBA :). Jednego czego mogłem być pewien to swojego serca do walki którego nigdy mi nie brak.
Pomimo, że był to mój debiut nie odczuwałem jakiegoś dużego stresu. Nawet dzień przed startem byłem dość spokojny. Stres zaczął pojawiać się dopiero na rozgrzewce przed startem. Zanim to jednak nastąpiło musieliśmy się przygotować i ustalić taktykę. Taktyka miała wyglądać w ten sposób, że pierwszą godzinę biegaliśmy każdy po jednej pętli. Następnie po upływie tej godziny mieliśmy biegać dwójkami ustalonymi wcześniej. Z tą taktyką chcieliśmy wytrzymać jak najdłużej tak by każdy zrobił po 21 kółek (koło wynosi 2420m) a potem ewentualnie zmieniać coś na bieżąco. Ja biegałem w parze z Marcinem. Wyglądało to tak, że Marcin pokonywał jedną pętle, następnie ja swoją, kolejną On i znowu ja, po czym wchodziła druga para. O wyborze dwójek zadecydował los… ponieważ dwie najbardziej zakręcone osoby w naszej drużynie (czyt. Balon i Baton) zapomniały zegarka. Więc musieliśmy tak dobrać dwójki żeby nie być razem i dawać radę zamieniać się jednym zegarkiem pożyczonym od Kasi. Myślę, że taktyka była dobra. Tempo było szybkie a ponad półgodzinne przerwy kiedy biegała druga dwójka dawały nam się zregenerować. Ważne było również to by nie schodzić często na dół do sali gdzie mieliśmy nocleg. Nie chodziło nawet o schodzenie (zawsze można zjechać po zjeżdżalni) ale o wchodzenie po schodach do góry. Dlatego też wszystkie rzeczy wynieśliśmy przed startem obok trasy. Ja przez 12 godzin zszedłem na dół 2 razy do wc. Zrobiliśmy sobie bazę w Kaplicy Św. Kingi. Mieliśmy tam jedzenie, napoje, śpiwory ubrania itd. Maciek natomiast rozłożył swój stół do masażu w małej zakrystii wykutej w skale, którą potem nazwaliśmy „jaskinią cudów”. W ogóle musimy chyba napisać jakieś oficjalne pismo do władz kopalni o zmianę nazwy tej kaplicy na „Pod wezwaniem Św. Batona” (wybaczcie głupi żart).
Teraz o samym biegu. Syrena oznajmiająca start i koniec biegu to niesamowite przeżycie, aż ciarki z podniecenia pojawiają się na plecach. Pierwszym który startował w naszej drużynie był nasz kapitan - Marcin. Pierwsze cztery godziny poszły gładko. Chociaż około trzeciej godziny biegu zaczynają się już lekkie bóle i myśli w głowie, typu „jeszcze 9 godzin – kurcze” pomimo tego wszyscy biegali równo. Najspokojniej biegał Marcin który każdą pętle pokonywał ze średnią prędkością 8min 10sek. Ja z resztą załogi prawie cały czas lekko poniżej 8min. Chociaż mieliśmy świadomość, że bieganie zacznie się po około 7 – 8 godzinach. Po około 6 godzinach, czyli na półmetku zaczęły się pojawiać u mnie pierwsze skurcze w łydkach. Ale Maciek ratował nas jak mógł. Prędkość co prawda lekko spadła (ja biegałem powyżej 8 min) a Andrzej z Batonem trzymali się bliżej 8 min, pomimo tego utrzymywaliśmy około 45 sekundowy zapas w porównaniu do czasu z poprzedniego roku kiedy to chłopaki jeszcze do 8 godziny biegli na rekord. Około 7 godziny zaczął pojawiać się lekki ból w klace ale wyglądało to na normalne objawy zmęczenie z jakimi spotykałem się już wcześniej w innych nawet dużo krótszych biegach. Niestety zaczęły mnie łapać skurcze w trakcie biegu i wtedy przyszedł pierwszy poważniejszy kryzys ponieważ z prędkości około 8:15 zacząłem biegać ledwo 8:30 na koło. Do tego wszystkiego u Batona zaczęło pojawiać się zmęczenie i gdy miała być Jego kolej poprosił mnie bym spróbował zrobić za niego jedną pętle w 8:30 a on potem zrobi jedną za mnie, bo musi iść do WC. Tak więc też zrobiłem. Ale to był pierwszy gwóźdź do mojej trumny. Co prawda wszyscy biegali już wolniej ale ja zwolniłem najbardziej. Baton gdy wrócił na górę zrobił dodatkową pętle za mnie przez co byliśmy kwita, a ja miałem trochę dłuższą przerwę. Maciek podratował mnie trochę i udało mi się wrócić do gry, gdyż dałem rade pobiec swoją pętle w 8:20 co na owy czas było przyzwoitym tempem ponieważ wszyscy już zwolnili. Niestety na niewiele się to zdało. Po chwili płuca zaczynały mnie bolec coraz bardziej i ciężko mi było oddychać. Nogi jeszcze jakoś zmuszałem do wysiłku ale te płuca… tragedia… Nie chciało mi się już myśleć o kolejnej pętli. Wszystko to sprawiło, że znowu zwolniłem i to do prędkości około 8:40. Byłem podłamany ponieważ miałem świadomość, że mogę całą przewagę roztrwonić , a reszta drużyny też już była zmęczona, szczególnie Baton który mimo to biegał nadal w miarę równo i szybko. Chciałem więc się jeszcze zmotywować, żeby nie zepsuć chłopakom tego biegu. Gdy kończyła się moja przerwa wydawało mi się, że nie mogę już truchtać a mimo to kiedy stawałem w strefie zmian nogi jakoś rozkręcały się i znowu biegły. Pomimo mojej silnej woli, to co zaczęło się dziać z moimi płucami około 8 godziny biegu jest niedopisania. Bolały mnie płuca, serce, cała klatka, nie wiem sam co, ale takiego bólu nie czułem nigdy. Nie mogłem normalnie wziąć głębokiego oddechu. Zacząłem strasznie „parskać” i jęczeć podczas wydychania. Widziałem co prawda wcześniej innych zawodników biegających szybko, którzy tak ciężko oddychali ale mnie to dopadło chwilę później. Doszliśmy do wniosku, że to wina pyłu i kurzu którego z każdą godziną było coraz więcej. W trakcie przerw kaszlałem i dusiłem się jak bym palił papierosy ze 20 lat i to bez filtra. Natomiast w trakcie zmian każdy kolejny metr sprawiał mi coraz większy problem, wydawało mi się, że rozerwie mi płuca od środka, ponadto musiałem zacząć biegać już całkiem na pięcie i ciągnąć palce stóp do góry, żeby nie złapał mnie skurcz. W tedy właśnie pobiegłem swoje dwie najwolniejsze pętle, po 9 min. Byłem wściekły na siebie bo wydawało mi się, że przynajmniej po te 8:45 dam rade. Marcin mówił mi, że nawet jak bili rekord to też niektórzy z nich biegali pod koniec po 9 min. Starał się mnie zmotywować. Ale u chłopaków też już było widać kryzysy. Marcin biegał nie wiele szybciej ode mnie (zanim zwolniłem do 9 min) i nawet Andrzej który biegał najładniej z nas zwolnił i pobiegł swoją pętle w 8:30. Wtedy zaczęły się pierwsze dyskusję, że chyba nie uda się poprawić tego rekordu. Ja wracając ze swojej pętli zacząłem się skarżyć na ból w klatce. Natychmiast jednak przestałem gdy zobaczyłem Batona leżącego na stole do masażu zwiniętego w kłębek w śpiworze który trząsł się tak jak gdyby dostał padaczki. Wiem, że to może zabrzmieć głupio i szalenie ale Marcin z Maćkiem nauczeni doświadczeniem z poprzedniego roku kiedy to Baton miał podobne objawy chcieli go puścić na kolejną pętle ponieważ wiedzieli, że pobiegnie i rozgrzeje się. (W roku ubiegłym Baton też przechodził takie rzeczy ale pomimo tego wstawał szedł do strefy zmian i biegł dalej i to w cale nie tak wolno. Brał leki przeciwbólowe w zastrzyku i biegł). Jak powiedzieli, tak też zrobili. Maciek masażem rozgrzał Batona trochę i dziewczyny zaprowadziły go do strefy zmian, wyglądał jak by zaraz miał zemdleć. Mimo to gdy była jego zmiana dziewczyny puszczały Go a On biegł. Biegł i to poniżej 8:20. Lepiej biegał jak stał. W tym momencie zostało około 2 godz do końca. Maciek zabrał na dół Batona żeby postawić Go na nogi a myśmy musieli biegać we trójkę. Zacząłem się jeszcze motywować choć nie wiedzieliśmy do końca czy jest jeszcze sens walczyć o rekord ponieważ było zamieszanie wszyscy byli zmęczeni i nikt już nie był pewny czy wszystkie metry i sekundy dobrze policzyliśmy. Mimo to postanowiłem walczyć. Kasia wzięła kartkę z czasami i stoper. Do końca zostało chyba nieco ponad godzinę. Pobiegłem na swoją kolejną pętle zacząłem próbować oddychać małymi, płytkimi wdechami i wydechami, a okrzykami dodawałem sobie otuchy i motywacji do walki. Gdy zrobiłem swoją pętle Kasia krzyknęła, że wyszła 8:29. Nie mogłem uwierzyć. Kolejną Marcin pobiegł w 8:23. Było widać, że wszyscy trochę się przebudzili ponieważ Andrzej tez pobiegł w 8:17. Kolejną, ja w 8:27 miałem nawet ochotę przyspieszyć i wypruć się do końca ale nie byłem pewny czy to na pewno będzie moja ostatnia pętla. Nagle pojawił się Maciek i powiedział, że Baton zaraz wróci i zrobi swoje zaległe 2 pętle. Marcin ruszył ze świadomością, że to jego ostatnie okrążenie więc dał z siebie wszystko i pobiegł poniżej 8:20. Kolejną pętle pobiegł Andrzej (poleciał poniżej 8:20) po czym miał zmienić się z Batonem, po nim ja i znowu Baton już do końca. Z naszych obliczeń wynikało, że po ostatniej pętli zrobionej przez Batona będziemy mieli rekord ale nie byliśmy pewni czy gdzieś nie pomyliliśmy się w obliczeniach. Jeśli brakło by nam np. 50m to nie darowalibyśmy sobie. Wtedy zacząłem namawiać Andrzeja, żeby to On zmienił Batona ponieważ może pobiec nawet 10 sek szybciej ode mnie. Andrzej skarżył się już na kolkę wątrobową i bał się, że może nie dać rady. Ale mówiłem mu, że ze świadomością ostatniej pętli pobiegnie szybko. Kiedy Baton skończy swoją drugą pętle zostanie ok 1 min i wtedy ja wejdę aby zmienić Batona żeby Go już nie męczyć i przycisnę ostatnią minutę ile fabryka dała. Andrzej zgodził się. Baton wrócił z dołu i pobiegł swoje okrążenie w 8:07!!!!! i dał zmianę Andrzejowi, po czym padł na ziemie. Podszedłem jeszcze do Niego i zapytałem czy chce biec bo jak nie to ja pobiegnę za Niego. Byłem pewny, że jeśli chociaż się potknie gdzieś na trasie to już nie wstanie. Wzrok miał mętny, mamrotał coś żeby dać mu minutkę po czym oznajmił, że pobiegnie. Andrzej według oczekiwań pobiegł bardzo dobrze i dał zmianę „Świętemu Batonowi” który ruszył na swoja ostatnią pętle (w tym dniu). W trakcie ostatniej pętli Batona Andrzej zaczął się zastanawiać czy jest sens śrubować rekord, zawsze to za rok będzie lepiej poprawić. Ale nikt nie był do końca pewien czy wszystko dobrze policzyliśmy więc demokratycznie wszyscy stwierdzili, że mam wyjść do strefy, zmienić Batona i dać z siebie wszystko. Baton znowu pobiegł rewelacyjnie w granicy 8:10 po czym na ostatnie 50 sek biegu wystartowałem ja. Z okrzykiem na twarzy i radością mocno ruszyłem sprintem do przodu by urwać jeszcze kilkaset metrów. Po chwili usłyszałem syrenę oznajmiającą koniec biegu. Poczekałem na sędziego który zaznaczył miejsce do którego dobiegłem po czym wróciłem do strefy zmian. Spakowaliśmy swoją bazę w kaplicy i poszliśmy już wszyscy razem na dół na makaron, pizzę i piwko.
O tym, że pobiliśmy rekord poinformował nas jeden z organizatorów przynosząc nam oficjalne wyniki i gratulacje.
Podsumowując. Bieg ten był dla mnie niesamowitym przeżyciem które będę pamiętał do końca życia. Pomimo, że spisałem się to nic nie odda tego klimatu tak jak bycie tam na miejscu. Szczególnie zaskakująca była dla mnie owacja na stojąco jaką dostaliśmy podczas rozdania nagród. Ludzie nie dość, że dopingowali nas w trakcie biegu, nawet kiedy mijaliśmy ich w wąskich korytarzach kopalni, to jeszcze na następny dzień nagrodzili nas brawami na stojąco… niesamowite przeżycie, jedna z tych chwil dla których warto żyć i dla których warto biegać…
Dzięki wszystkim którzy trzymali za nas kciuki i dzięki wielkie dla naszej dzielnej załogi która koniec końców wyszła żywa z tego sztormu.
PS Polecam wszystkim wybrać się tam ponieważ klimat biegu w kopalni jest świetny, organizacja jest doskonała i deszcz nigdy nie pada.
|
Wow! Dzięki Michał za fantastyczną relację (aż mnie wszystko rozbolało i źle mi się oddycha) i jeszcze raz ogromne gratulacje za wynik i walkę na trasie! |
| | | | | |
| 2013-03-13, 15:34
W nawiązaniu do relacji Michała parę liczb :)
Długość pętli–przykładowy czas pokonania pętli–średnia prędkość
2420m- 8:00 – 3:18.35min/km
8:15 – 3:24.55min/km
8:30 – 3:30.74min/km
8:45 – 3:36.94min/km
9:00 – 3:43.14min/km
Średnia prędkość z całego biegu:
213 502m – 12:00:00 – 3:22.29min/km !!!
Średni pokonany dystans przez każdego z członków sztafety:
53 337,5m w tempie 3:22.29min/km. :)
Obliczenia wg kalkulatora ze strony:
http://rankingi.byledobiec.pl/speed.php
|
| | | | | |
| 2013-03-13, 16:11
2013-03-13, 15:34 - Andrzej Cisek napisał/-a:
W nawiązaniu do relacji Michała parę liczb :)
Długość pętli–przykładowy czas pokonania pętli–średnia prędkość
2420m- 8:00 – 3:18.35min/km
8:15 – 3:24.55min/km
8:30 – 3:30.74min/km
8:45 – 3:36.94min/km
9:00 – 3:43.14min/km
Średnia prędkość z całego biegu:
213 502m – 12:00:00 – 3:22.29min/km !!!
Średni pokonany dystans przez każdego z członków sztafety:
53 337,5m w tempie 3:22.29min/km. :)
Obliczenia wg kalkulatora ze strony:
http://rankingi.byledobiec.pl/speed.php
|
Dzięki Andrzeju matematyka była zawsze moją pietą Achillesową.
Ja dodam jeszcze że:
Najszybszą pętle zrobił Andrzej Lachowski 7:34(jedna z
pierwszych) chciał sprawdzić jak to jest :D
Moja najszybsza (też jedna z pierwszych) to 7:46.
Warto powiedzieć, że najwolniejsza pętla Batona to 8:20!!!!!! |
| | | | | |
| 2013-03-13, 16:21
2013-03-13, 16:11 - balon napisał/-a:
Dzięki Andrzeju matematyka była zawsze moją pietą Achillesową.
Ja dodam jeszcze że:
Najszybszą pętle zrobił Andrzej Lachowski 7:34(jedna z
pierwszych) chciał sprawdzić jak to jest :D
Moja najszybsza (też jedna z pierwszych) to 7:46.
Warto powiedzieć, że najwolniejsza pętla Batona to 8:20!!!!!! |
7:34 – 3:07.6min/km
7:46 – 3:12.56min/km
8:20 – 3:26.61min/km :)
|
| | | | | |
| 2013-03-13, 16:55
2013-03-13, 16:21 - Andrzej Cisek napisał/-a:
7:34 – 3:07.6min/km
7:46 – 3:12.56min/km
8:20 – 3:26.61min/km :)
|
Baton to rzeźnik, biegałem z nim w sztafecie 24h w Rawiczu. No i racja, wstawał z martwych. |
| | | | |
| | | | | |
| 2013-03-13, 19:54
2013-03-13, 16:55 - a.Klimczak napisał/-a:
Baton to rzeźnik, biegałem z nim w sztafecie 24h w Rawiczu. No i racja, wstawał z martwych. |
Również słyszałem o tej słynnej sztafecie w Rawiczu. Wszyscy zgadzają się, co do tego, że on nie jest człowiekiem |
| | | | | |
| 2013-03-13, 20:45
gratuluje udanego startu w kopalni całej brygadzie z Lucyną na czele ;), migła mi na fotce pozdrówka |
| | | | | |
| 2013-03-14, 14:36
po wybieganiach od pary tygodni i bieganiu mocniejszych akcentów z Natalią (asfalt i tempa, fartleki etc.)czyli mocnych jak najbardziej i dla mnie ale mogły by być mocniejsze wczoraj zrobiłem pierwszy trening na bieżni od 3 miechów, widać że nie jestem w tej dyspozycji co jeszcze przed przerpowadzką jeśli chodzi o szybkość ale wybiegania po górkach dały mi przynajmniej lekkoś w nogach ;) biegałem 400 setki 10x400m na 1min przerwy był to typowy trening wprowadxajacy mnie w treningi na bieżni gdzie będe raz w tygodniu (35km od miejsca zamieszkania :/) pozostałe akceny będe robił u siebie myśle że WB2 nie musi być biegane po trasach jak stół bilardowy ;) WB3 też raczej choć tu juz na pewno łatwo nie będzie, pozdrówka wszystkim z Giga i do zobaczyska :))) połówka w Rzeszowie należy do WAS |
| | | | | |
| 2013-03-15, 08:43
Dzisiaj na siłownię już się nie wybieram - od tej pory będę chodził tylko we wtorki.
Jutro na stadionie mamy w planie 4x5minut :)
|
| | | | | |
| 2013-03-15, 10:25
2013-03-15, 08:43 - Andrzej Cisek napisał/-a:
Dzisiaj na siłownię już się nie wybieram - od tej pory będę chodził tylko we wtorki.
Jutro na stadionie mamy w planie 4x5minut :)
|
patrząc za okno to co najwyżej będzie można robić trening typu "skok przez zaspę" albo jeżeli ktoś woli poćwiczyć siłowo, to ma ku temu też niezłą okazję - wystarczy stanąć przy pierwszych lepszych światłach i pchać samochody które tam utkną - jadąc rano do pracy widziałem takiego chłopaczka, który biegał od auta do auta i "trenował masę" :)
i pomyśleć, że jeszcze 2 tygodnie temu witaliśmy się z wiosną ... |
| | | | |
| | | | | |
| 2013-03-16, 07:20
2013-03-15, 10:25 - Robb Stark napisał/-a:
patrząc za okno to co najwyżej będzie można robić trening typu "skok przez zaspę" albo jeżeli ktoś woli poćwiczyć siłowo, to ma ku temu też niezłą okazję - wystarczy stanąć przy pierwszych lepszych światłach i pchać samochody które tam utkną - jadąc rano do pracy widziałem takiego chłopaczka, który biegał od auta do auta i "trenował masę" :)
i pomyśleć, że jeszcze 2 tygodnie temu witaliśmy się z wiosną ... |
Ależ pogoda jest dobra do biegania. Śniegu nie jest więcej niż podczas normalnej zimy w górach, gdzie wyjeżdża się często na obozy i trenuje 2 razy dziennie. |
| | | | | |
| 2013-03-16, 07:21
| | | | | |
| 2013-03-16, 08:07
2013-03-16, 07:21 - balon napisał/-a:
Zapraszam do obejrzenia ciekawej relacji z Bochni.
Nawet mi się dostała mała rola :D |
super film, przez chwilę znowu tam byłem:)
dzięki |
|
|
|
| |
|