|
METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO | Dyscyplina | | Status | Wątek aktywny ogólnodostępny | Wątek założył | Indian84 (2009-11-09) | Ostatnio komentował | kertel (2010-06-24) | Aktywnosc | Komentowano 417 razy, czytano 1838 razy | Lokalizacja | | Podpięte zawody | VII Bieg RzeĽnika
| Wątek wielostronicowy, wyświetlana strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 | POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2010-04-04, 20:08
A nie złamiesz?Wiosna dopiero się zaczęła. |
| | | | | |
| 2010-04-04, 20:46
2010-04-04, 20:08 - Zulus napisał/-a:
A nie złamiesz?Wiosna dopiero się zaczęła. |
Wszelkie znaki na ziemi i niebie a także kruki w kamieniołomach twierdzą, że jeszcze nie teraz:( Ale może groźba nieuchronnej bieszczadzkiej kary wyzwoli u mnie dodatkowe, nieznane mi jeszcze ukryte pokłady energi...... |
| | | | |
| | | | | |
| 2010-04-04, 20:51
2010-04-04, 19:05 - adamus napisał/-a:
I nic sie nie zmieniło:) To będzie dla mnie surowa kara za niezłamanie 3 godzin w maratonie już tej wiosny!! |
Miras to tak jakbyś za karę za zdradę poszedł do agencji towarzyskiej |
| | | | | |
| 2010-04-04, 20:59
2010-04-04, 20:51 - tytus napisał/-a:
Miras to tak jakbyś za karę za zdradę poszedł do agencji towarzyskiej |
hhhmmm,
to zależy czy zdraDa moja czy jej... |
| | | | | |
| 2010-04-04, 21:08
2010-04-04, 20:59 - adamus napisał/-a:
hhhmmm,
to zależy czy zdraDa moja czy jej... |
to Ona czy Ty nie złamała 3 godzin? |
| | | | | |
| 2010-04-04, 21:15
2010-04-04, 21:08 - tytus napisał/-a:
to Ona czy Ty nie złamała 3 godzin? |
Ona, moja wyobraźnia..... |
| | | | | |
| 2010-04-05, 11:20
Magdo bardzo dziękuję za bardzo rzeczową wypowiedź - super, już mam dług u Ciebie:)
Krzysiu no co Ty jakie <10 godzin? ja chcę to wogóle ukończyć. Nie nastawiam się na żaden wynik - raz się nastawiłem na wynik i nie ukończyłem biegu - ta porażka bolała:)
Mirku obyś to Ty nie musiał mnie tragażować:) Tak jak powiedziałem Mirku ten start i ten bieg traktuję jako bardzo, bardzo solidny trening fizyczno-mentalny.
Pozdrawiam:)
|
| | | | |
| | | | | |
| 2010-04-05, 11:48
Nie ma za co ;)
Ja, szykując się na ten bieg, chciałam komuś coś udowodnić. Sama z siebie pewnie w życiu bym nie wpadła na to, żeby się na to porywać, bo to podobno najtrudniejszy bieg w Polsce (osobiście na pierwsze miejsce daję Maraton Komandosa- dystans krótszy, ale bardziej dał mi w ....).
Ubodło mnie, że mężczyzna z którym wtedy byłam postanowił wystartować w tym biegu z kobietą której bardzo nie lubię. Nie wiem na ile to miało być mi na złość, nieważne. Wkurzyłam się i stwierdziłam, że też pobiegnę.
Wynajęłam trenera, zaczęłam sumiennie trenować. Wiedziałam, że mogę liczyć na mojego stałego Zająca. Ten start do końca był utrzymany w tajemnicy. Nawet na liście startowej nie było naszych nazwisk, tylko hmm pseudo. Żeby było zabawniej, luby odwiózł mnie na pociąg, po czym bardzo się zdziwił, gdy mnie zobaczył w Bieszczadach.
Bieg ukończyłam, a mój luby nie. To daje największą satysfakcję. Zszedł na ostatnim przepaku. Było to głupie posunięcie, bo nawet gdyby się czołgał ten ostatni odcinek, to i tak byłby przede mną. Ale to tylko świadczy o tym człowieku.
Ja popełniłam ten błąd, że zamiast skupić się na biegu, pozwalałam czarnym myślom krążyć po głowie. W efekcie zwalniałam i ciągnęłam nogi po ziemi. Mój Zając myślał, że nie mam już siły, więc mnie nie strofował. "Obudziłam się" po minięciu ostatniego przepaku- nie chcieli nas puścić, bo stwierdzili że nie ma fizycznej możliwości, żebyśmy zdążyli. Rozpłakałam się, później zdrowo wkurwiłam. Gościu który chciał nas zatrzymać- spałzował. Pierwsze podejście było jeszcze problematyczne, ale później biegliśmy. Zasuwaliśmy w trójkę jak wściekli. Mój zając- Jerzyk, Robert Tomalski i ja. Na połoninie rozwinęliśmy prędkość 5:40/km. Skakałam po kamieniach jak kozica. Do dziś pamiętam pełne uznania spojrzenie Roberta. Jego podziw to był największy komplement. I, jak wspominałam już wcześniej, dobiegliśmy do mety 7 minut przed końcem limitu, chociaż według obliczeń obsługi z ostatniego przepaku, mieliśmy być 30 minut później.
Piszę Wam o tym, żebyście zapamiętali jedną bardzo ważną rzecz: dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Nie poddawajcie się, bez względu na to co się będzie działo. W bieganiu nic nigdy nie jest przesądzone. Wiadomo- nie mówimy o kontuzji. Ale gdy wydaje się Wam, że się już nie da, walczcie pomimo to. Zwłaszcza na tym biegu. |
| | | | | |
| 2010-04-05, 12:09 Tak na marginesie
2010-04-05, 11:48 - Magda napisał/-a:
Nie ma za co ;)
Ja, szykując się na ten bieg, chciałam komuś coś udowodnić. Sama z siebie pewnie w życiu bym nie wpadła na to, żeby się na to porywać, bo to podobno najtrudniejszy bieg w Polsce (osobiście na pierwsze miejsce daję Maraton Komandosa- dystans krótszy, ale bardziej dał mi w ....).
Ubodło mnie, że mężczyzna z którym wtedy byłam postanowił wystartować w tym biegu z kobietą której bardzo nie lubię. Nie wiem na ile to miało być mi na złość, nieważne. Wkurzyłam się i stwierdziłam, że też pobiegnę.
Wynajęłam trenera, zaczęłam sumiennie trenować. Wiedziałam, że mogę liczyć na mojego stałego Zająca. Ten start do końca był utrzymany w tajemnicy. Nawet na liście startowej nie było naszych nazwisk, tylko hmm pseudo. Żeby było zabawniej, luby odwiózł mnie na pociąg, po czym bardzo się zdziwił, gdy mnie zobaczył w Bieszczadach.
Bieg ukończyłam, a mój luby nie. To daje największą satysfakcję. Zszedł na ostatnim przepaku. Było to głupie posunięcie, bo nawet gdyby się czołgał ten ostatni odcinek, to i tak byłby przede mną. Ale to tylko świadczy o tym człowieku.
Ja popełniłam ten błąd, że zamiast skupić się na biegu, pozwalałam czarnym myślom krążyć po głowie. W efekcie zwalniałam i ciągnęłam nogi po ziemi. Mój Zając myślał, że nie mam już siły, więc mnie nie strofował. "Obudziłam się" po minięciu ostatniego przepaku- nie chcieli nas puścić, bo stwierdzili że nie ma fizycznej możliwości, żebyśmy zdążyli. Rozpłakałam się, później zdrowo wkurwiłam. Gościu który chciał nas zatrzymać- spałzował. Pierwsze podejście było jeszcze problematyczne, ale później biegliśmy. Zasuwaliśmy w trójkę jak wściekli. Mój zając- Jerzyk, Robert Tomalski i ja. Na połoninie rozwinęliśmy prędkość 5:40/km. Skakałam po kamieniach jak kozica. Do dziś pamiętam pełne uznania spojrzenie Roberta. Jego podziw to był największy komplement. I, jak wspominałam już wcześniej, dobiegliśmy do mety 7 minut przed końcem limitu, chociaż według obliczeń obsługi z ostatniego przepaku, mieliśmy być 30 minut później.
Piszę Wam o tym, żebyście zapamiętali jedną bardzo ważną rzecz: dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Nie poddawajcie się, bez względu na to co się będzie działo. W bieganiu nic nigdy nie jest przesądzone. Wiadomo- nie mówimy o kontuzji. Ale gdy wydaje się Wam, że się już nie da, walczcie pomimo to. Zwłaszcza na tym biegu. |
Japończycy mówią: "Jak już nie możesz to dopiero połowa". To tak na marginesie. Wiele się rozgrywa w naszej głowie. Już się cieszę na tę próbę. |
| | | | | |
| 2010-04-05, 12:19
Magda:
Piszę Wam o tym, żebyście zapamiętali jedną bardzo ważną rzecz: dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Nie poddawajcie się, bez względu na to co się będzie działo. W bieganiu nic nigdy nie jest przesądzone. Wiadomo- nie mówimy o kontuzji. Ale gdy wydaje się Wam, że się już nie da, walczcie pomimo to. Zwłaszcza na tym biegu.
Dziękuję za te słowa Magdo. Ja postrzegam ten bieg jako test swoich możliwości i mentalności. 4 czerwca decydującym czynnikiem będzie nie tylko wcześniejszy trening, ale i głowa - przede wszystkim głowa:-)
PS
Magdo gratuluję charakteru!!! |
| | | | | |
| 2010-04-05, 13:15
Dzięki Zbyszku :)
Ja 4 czerwca będę w Krynicy, ale będę za Was trzymać kciuki, a po powrocie do domu mam nadzieję przeczytać na tym forum "było ciężko, ale daliśmy radę, to była wspaniała przygoda". |
| | | | | |
| 2010-04-05, 15:28
2010-04-05, 11:48 - Magda napisał/-a:
Nie ma za co ;)
Ja, szykując się na ten bieg, chciałam komuś coś udowodnić. Sama z siebie pewnie w życiu bym nie wpadła na to, żeby się na to porywać, bo to podobno najtrudniejszy bieg w Polsce (osobiście na pierwsze miejsce daję Maraton Komandosa- dystans krótszy, ale bardziej dał mi w ....).
Ubodło mnie, że mężczyzna z którym wtedy byłam postanowił wystartować w tym biegu z kobietą której bardzo nie lubię. Nie wiem na ile to miało być mi na złość, nieważne. Wkurzyłam się i stwierdziłam, że też pobiegnę.
Wynajęłam trenera, zaczęłam sumiennie trenować. Wiedziałam, że mogę liczyć na mojego stałego Zająca. Ten start do końca był utrzymany w tajemnicy. Nawet na liście startowej nie było naszych nazwisk, tylko hmm pseudo. Żeby było zabawniej, luby odwiózł mnie na pociąg, po czym bardzo się zdziwił, gdy mnie zobaczył w Bieszczadach.
Bieg ukończyłam, a mój luby nie. To daje największą satysfakcję. Zszedł na ostatnim przepaku. Było to głupie posunięcie, bo nawet gdyby się czołgał ten ostatni odcinek, to i tak byłby przede mną. Ale to tylko świadczy o tym człowieku.
Ja popełniłam ten błąd, że zamiast skupić się na biegu, pozwalałam czarnym myślom krążyć po głowie. W efekcie zwalniałam i ciągnęłam nogi po ziemi. Mój Zając myślał, że nie mam już siły, więc mnie nie strofował. "Obudziłam się" po minięciu ostatniego przepaku- nie chcieli nas puścić, bo stwierdzili że nie ma fizycznej możliwości, żebyśmy zdążyli. Rozpłakałam się, później zdrowo wkurwiłam. Gościu który chciał nas zatrzymać- spałzował. Pierwsze podejście było jeszcze problematyczne, ale później biegliśmy. Zasuwaliśmy w trójkę jak wściekli. Mój zając- Jerzyk, Robert Tomalski i ja. Na połoninie rozwinęliśmy prędkość 5:40/km. Skakałam po kamieniach jak kozica. Do dziś pamiętam pełne uznania spojrzenie Roberta. Jego podziw to był największy komplement. I, jak wspominałam już wcześniej, dobiegliśmy do mety 7 minut przed końcem limitu, chociaż według obliczeń obsługi z ostatniego przepaku, mieliśmy być 30 minut później.
Piszę Wam o tym, żebyście zapamiętali jedną bardzo ważną rzecz: dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Nie poddawajcie się, bez względu na to co się będzie działo. W bieganiu nic nigdy nie jest przesądzone. Wiadomo- nie mówimy o kontuzji. Ale gdy wydaje się Wam, że się już nie da, walczcie pomimo to. Zwłaszcza na tym biegu. |
He he cel i motywacja ciekawa:)
Twarda sztuka jesteś:)
Pozdrawiam:) |
| | | | |
| | | | | |
| 2010-04-05, 16:07
No,Magda nie była jedyną kobietą w tym biegu z podobną motywacją:-) |
| | | | | |
| 2010-04-05, 16:11
2010-04-05, 11:20 - Zikom napisał/-a:
Magdo bardzo dziękuję za bardzo rzeczową wypowiedź - super, już mam dług u Ciebie:)
Krzysiu no co Ty jakie <10 godzin? ja chcę to wogóle ukończyć. Nie nastawiam się na żaden wynik - raz się nastawiłem na wynik i nie ukończyłem biegu - ta porażka bolała:)
Mirku obyś to Ty nie musiał mnie tragażować:) Tak jak powiedziałem Mirku ten start i ten bieg traktuję jako bardzo, bardzo solidny trening fizyczno-mentalny.
Pozdrawiam:)
|
W takim razie,jeśli znajdę chwilę,to napiszę parę spostrzeżeń z moich startów,a biegałem w diametralnie różnych warunkach i z różnymi skutkami dla organizmu. |
| | | | | |
| 2010-04-05, 16:31
2010-04-05, 16:11 - Zulus napisał/-a:
W takim razie,jeśli znajdę chwilę,to napiszę parę spostrzeżeń z moich startów,a biegałem w diametralnie różnych warunkach i z różnymi skutkami dla organizmu. |
widzisz, a mówiłeś że moje porady o kant dupy rozczaś
a o takie im właśnie chodzi
masz większe doświadczenie, więc tym bardziej powinieneś się podzielić... ja miałam farta z pogodą |
| | | | | |
| 2010-04-05, 16:43
2010-04-05, 16:07 - Zulus napisał/-a:
No,Magda nie była jedyną kobietą w tym biegu z podobną motywacją:-) |
nie ma lepszej motywacji, niż pokazanie komuś, kogo się kocha, że źle zrobił wybierając inną kobietę :P
jestem pewna, że gdyby we mnie wierzył, w to że możemy pobiec razem, to by ukończył ten bieg ze mną, bo nie pozwoliłabym mu tak głupio się poddać
i pewnie z dużo lepszym czasem, bo te czarne myśli to przez niego były ;)
z Rzeźnikiem zmierzę się za rok, już z własnej nieprzymuszonej woli, i mam nadzieję, w lepszym stylu niż wtedy |
| | | | | |
| 2010-04-05, 18:47
2010-04-05, 16:31 - Magda napisał/-a:
widzisz, a mówiłeś że moje porady o kant dupy rozczaś
a o takie im właśnie chodzi
masz większe doświadczenie, więc tym bardziej powinieneś się podzielić... ja miałam farta z pogodą |
No,aż tak,to nie twierdziłem:-),w końcu sam korzystałem z Twojej pomocy w Krakau,choćby energii jin. |
| | | | |
| | | | | |
| 2010-04-05, 19:11
2010-04-05, 16:43 - Magda napisał/-a:
nie ma lepszej motywacji, niż pokazanie komuś, kogo się kocha, że źle zrobił wybierając inną kobietę :P
jestem pewna, że gdyby we mnie wierzył, w to że możemy pobiec razem, to by ukończył ten bieg ze mną, bo nie pozwoliłabym mu tak głupio się poddać
i pewnie z dużo lepszym czasem, bo te czarne myśli to przez niego były ;)
z Rzeźnikiem zmierzę się za rok, już z własnej nieprzymuszonej woli, i mam nadzieję, w lepszym stylu niż wtedy |
Żaden człowiek nie potrafi zranić tak jak ten na którym nam zależy....;( trzeba mieć charakter na taki wyczyn:) |
| | | | | |
| 2010-04-05, 21:30
2010-04-05, 18:47 - Zulus napisał/-a:
No,aż tak,to nie twierdziłem:-),w końcu sam korzystałem z Twojej pomocy w Krakau,choćby energii jin. |
ach, jak mi miło że to pamiętasz.... |
| | | | | |
| 2010-04-05, 21:35
2010-04-05, 19:11 - Indian84 napisał/-a:
Żaden człowiek nie potrafi zranić tak jak ten na którym nam zależy....;( trzeba mieć charakter na taki wyczyn:) |
patrząc z perspektywy czasu, nie jestem z tego dumna
przyświecały mi nie do końca czyste cele
a najgorsze co można zrobić, to pozwolić cieniom zagościć w naszych sercach
to bardzo trudne, ale wydaje mi się, że im czystsze serce, tym łatwiej o zwycięstwo przy takich wyzwaniach
tam, na trasie, w którymś momencie przestaje mieć znaczenie, ile treningów się zrobiło, jakiej firmy żelki się wcina, czy dobrze się nawadnia... ciało to tylko skorupka.... i jeśli zabraknie w nas serca i woli walki, woli zwycięstwa, przegramy
przegramy nie z dystansem, ale z sobą
z tymi cieniami, które zatruwając, odebrały nam siłę
cholera, ale pieprzę, i to na trzeźwo... sory |
|
|
|
| |
|