2014-10-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Nie jestem sam. (czytano: 1505 razy)
Jest taka opowieść o człowieku, który chodził po świecie i szukał drugiej rozumnej istoty. Tak długo maszerował, aż trafił na ślady, po których poszedł dalej. Jednak nikogo nie spotkał, bo to były jego odciski a on był ostatnim człowiekiem na Ziemi.
Kilka lat temu wybrałem się z synem na pieszą wycieczkę po czeskich górach. Cały dzień raz nas moczył deszcz a raz suszyło słonce. Pod wieczór ulewa nabrała rozmachu, widoczność zmalała a my byliśmy coraz bardziej zmęczeni. Wreszcie zauważyliśmy, że mijane drzewa i skały są nam dziwnie znajome. Nabraliśmy podejrzenia, że zbłądziliśmy i chodzimy w kółko. Jedynym wyjściem było sprawdzenie śladów (odcisków) butów, które było widać na rozmokłym szlaku. Okazało się to najgorsze, pokonywaliśmy pewien odcinek ponownie. Taka niezamierzona pętelka. To odkrycie pozwoliło nam - po odpowiednim skorygowaniu trasy - dotrzeć do schroniska przed całkowitym wyziębieniem.
Parę razy, w czasie zimy, przypominała mi się historyjka o człowieku szukającym śladów, bo na swej biegowej, treningowej drodze (w śniegu) widywałem odciski butów, a nie były to ślady kozaków ani śniegowców, ani moje. One były od obuwia sportowego. Eureka! nie jestem sam. W mojej okolicy (wiejsko – leśnej) jest to duże odkrycie. Wprawdzie wiedziałem, że gdzieś w pobliżu mieszka biegające rodzeństwo ale nigdy ich nie spotkałem. Do tego mają nazwisko takie, jakie ma też inne rodzeństwo, które - dla odmiany - jest uzdolnione muzycznie. Nie znam 99% procent pobliskiej społeczności ale o jednym i drugim rodzeństwie wiedziałem z różnych źródeł choć osobiście nie znałem.
Biegłem sobie kiedyś pod górę szosą, minął mnie samochód, ucichł hałas silnika a ja słyszę coś za sobą. Rowerzysta ? - pomyślałem. Nie, to był biegacz. Doszedł mnie (wyruszył z pobliskiego osiedla) i zagaił. Po chwili rozmowy wiedziałem, że to jeden z braci biegających. Robił sobie trzydziestokilometrowy trening – sprawdzian przed maratonem po agrafce mającej 5 km. Ja wykonywałem jedną agrafkę długości 10 km. Dwa kilometry wspólnego biegu. Może kiedyś się zgadamy i pojedziemy razem na jakieś zawody.
Tak to bywa, że zapatrzeni pod własne nogi, przydeptujemy czyjeś ślady nie zauważając mijanych osób. Żebyśmy nie musieli kiedyś szukać śladów drugiego człowieka w plątaninie tr(u)opów ludzkich, bo okazuje się, że im luźniej, tym widoczność lepsza.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu egojack (2014-10-09,11:31): Witam. Rozumiem Twoje zadowolenie z odkrycia i napotkania biegacza. W okolicy w której ja biegam, do niedawna spotkanie kogoś kto biegnie (a szczególnie kto regularnie trenuje) było tym samym, co zobaczenie białego kruka ;-) Ale coś się zmieniło, kilka osób już widuję, sporo kobiet chodzi z kijkami. Mój widok już mało kogo dziwi, słyszę nieraz jak chłopcy mówią do siebie: - To biegnie ten maratończyk... Hung (2014-10-09,16:29): To fajnie, że miejscowi reagują sympatycznie i że więcej osób pojawia się na ścieżce biegowej. Rośniemy w siłę i w zdrowie.
|