Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [55]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kokrobite
Pamiętnik internetowy
Widziane z tyłu

Leszek Kosiorowski
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Jelenia Góra
238 / 300


2013-10-14

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Rekord z huskym (czytano: 652 razy)



Robiliśmy trzydziestkę, ale przez wielkiego psa, który się do nas przyczepił, wyszło 36. To znaczy mi tyle wyszło, bo koledze pozwolił odjechać bez wpatrywania się prosto w oczy i zaglądania do auta, jakby chciał się do niego zabrać.

Plan był taki: start pod pałacem w Wojanowie, pętla wokół Dąbrowicy, a potem, wzdłuż Bobru, Wojanów - Janowice Wlk. i z powrotem. Ze schłodzeniem w przypałacowym parku miało wyjść 30 km.

Na czwartym kilometrze, w Dąbrowicy, dołączył do nas piękny husky. Zachowywał się, jak wilczur, który parę tygodni dołączył do mnie podczas biegu do pracy. Oddalał się, pluskał w rzece, szczekał na inne psy, latał po łąkach, wracał i biegł tuż przy nodze. Jak trafnie zauważył Robert, ewidentnie brakowało mu długiego wybiegania.

Leciał z nami cały czas – przez Trzcińsko, Janowice Wlk., znowu Trzcińsko, z powrotem do Wojanowa. Gdy rozciągaliśmy się przy samochodach, usiadł sobie na środku parkingu i kontrolował sytuację. Robertowi pozwolił odjechać, ale mnie nie. Nie zamierzałem go jednak tak zostawić, zwłaszcza po poprzedniej przygodzie z wilczurem, którego pożegnałem pod drzwiami biura i potem, gdy, po długim oczekiwaniu na mnie, zniknął, było mi trochę głupio, że się nim jakoś nie zająłem.

Gdy już Robert odjechał, a ja miałem nadal otwarte drzwi auta, husky jakby się obawiał, że odjadę – wstał, podszedł i wsadził głowę do samochodu, a potem spojrzał błagalnie na mnie.

- Nie bój się, nie zostawię Cię tak samego tutaj, przecież tak dzielnie broniłeś nas przed innymi psami. Żaden nas nie gonił, jak nigdy! - powiedziałem. Po czym, już w nowych ciuchach, potruchtałem w stronę jego wsi. Gdy zobaczył, że znowu biegnę, ożywił się i oczywiście też zaczął truchtać.

Najpierw pobiegliśmy do sołtysa – Dąbrowicę znam dobrze, sołtysa też. Pani sołtysowa wpuściła mnie do domu, zapytałem, czy wie, czyj to pies.

- Niech pan pokaże go, bo nie wiem, o którego chodzi – rzekła.
Otwarłem drzwi...

- Zje kotu chrupki. Nie wiem, czyj to pies – odpowiedziała. - Niech pan z nim biegnie tam, gdzie do pana dołączył.

Tak też zrobiłem, w duchu zadowolony, że husky się przynajmniej w moim towarzystwie najadł (faktycznie opróżnił miskę sołtysowego kota).

Po drodze mieliśmy przejazd kolejowy. Nadjeżdżał akurat pociąg, słychać go było z daleka. Piesek potulnie zbliżył się do mnie i zamarł w bezruchu, w oczekiwaniu, aż pociąg przejedzie i będzie można bezpiecznie przedostać się przez tory.

Miejsce, w którym do nas dołączył, było skrzyżowaniem wiejskich dróg, stoi tam sporo domów. Gdy się już do niego zbliżaliśmy, pytałem mijanych mieszkańców, czy znają mojego nowego kumpla. - Tak, tak, tam dalej po lewej mieszkają właściciele – usłyszałem.

Na skrzyżowaniu młoda blondynka oznajmiła, że husky już od dwóch tygodni włóczy się, jej, na przykład, towarzyszy w drodze na przystanek autobusowy.

Nadal nie wiedziałem, gdzie dokładnie mieszkają właściciele pieska, ale on poczuł się tak pewnie (wrócił w końcu na swój teren), że przestał mnie pilnować. Zniknął gdzieś biegając nad rzeką.

Pobiegłem z powrotem do Wojanowa. Już mnie nie gonił.
Tak oto wyszedł mi najdłuższy trening w życiu (tj. najdłuższe bieganie nie na zawodach) – prawie 36 km. W tym 30 z huskym. Dzięki, stary!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Lektor443
02:14
velica
01:43
barthex
00:55
teresa.tatys@gmail.com
22:57
Wojciech
21:51
gpnowak
21:50
czewis3
21:49
kos 88
21:44
ona
21:38
annaklama
21:31
Seba7765
21:24
zorza
21:18
tete
21:04
Przemek_Czersk
20:57
Jans
20:37
JolaPe
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |