Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 317 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


III Maraton Rekreacyjny Jelcz-Laskowice
Autor: Janusz Wesołowski
Data : 2004-05-03

Tym maratończykom to nie zawsze można dogodzić, jak jest zimno to chcą słońce. Jak trasa plaska to chcą lekko pod górkę. Dzisiaj te wszystkie życzenia zostały spełnione - zarówno przez pogodę (23 stopnie Celsjusza), a w sumie 8 podbiegów zadawalało każdego, nawet tego wybrednego maratończyka. Nic tylko biegać maraton.

Jelcz-Laskowice jawi się wszystkim, którzy co nieco kumają w maratonach, z miejscem zamieszkania naszej kochanej Basi - Barbary Szlachetki.
To też dzięki jej staraniom, uporowi i determinacji zaczęto organizować maraton w tej miejscowości. W tym roku była to już 3 edycja, w której wielu z nas biegających inaczej mogło wziąć udział.

Wielkie maratony mają swój urok, oprawę medialna, nieprzebrane rzesze kibiców na trasie, a jakie uroki może mieć taki lokalny maraton w takiej mieścinie?
Sama weryfikacja przebiega bardzo sprawnie. Pani która sprawdzała opłatę startowego nie robi żadnych przeszkód, gdy ktoś nie posiadał przy sobie potwierdzenia opłaty startowej, wystarczyło stanowcze stwierdzenie, że opłata została uiszczona. Wszak tu niema ludzi przypadkowych, którzy chcą się wzbogacić na jakimś przekręcie.
Dojechał Otto Seitl wraz z nieodłączną małżonką, jest Lucjan Pytlik –ciekawe czy po szychcie w kopalni? Widać też bardzo wielu biegaczy czeskich, są Człapaki Pędziwiatry z Gliwic, Jacek Hirsch z Torunia, wielu biegaczy niemieckich, z których jeden przyjechał sobie na rowerze a drugi zaliczył 205 maraton. Oczywiście nie omieszkał zapomnieć o tej imprezie niezawodny Piotrek Żukowski, który listy do siebie każe adresować Dworzec Centralny Warszawa.
Ale jest też i niedoszły jeszcze maratończyk Zenek Kempski, pierwszy jego maraton w życiu, pierwsze w ogóle podejście do maratonu. Nieodłączne pytanie jakie w takiej chwili może zadać sobie taki biegacz brzmi czy podołam. Zenkowi ten maraton odradzali wszyscy - od lekarzy po rodzinę i wnuki, ponoć tylko pies nie za specjalnie się w tej sprawie wypowiadał. Koledzy z działki śmiali się wiele dni wcześniej z Zenka mówiąc: po co ty tam jedziesz?

Zenek ma tylko 70 lat czy podoła? Czy dobiegnie? Czas pokaże. Warto zaznaczyć, że Zenek ustawia się na linii startu tuż za ładnymi dziewczętami, których akurat w Jelczu-Laskowicach nie brakowało. Jeszcze tylko położenie własnych odżywek do koszów, wiele śmiechu wywołują nie tyle same odzywki ale ich opakowanie jednego z zawodników, butelki po piwie. Ten to musi mieć spust?
Wielu maratończyków nie zna uwarunkowań tej trasy, która jest niezmienna od pierwszej edycji. Dlatego pozwalają sobie na harce od samego startu, które są studzone po każdym kilometrze. Jednak tuż przed startem wielu zauważa, przezabawną scenę rozgrywającą się koło biura zawodów. Dwóch Panów koło śmietnika popija wódeczkę przepijając wodą mineralna nie gazowaną, jak z klasą to z klasą wchodzić do tej Unii, ponoć gazowana bardziej szkodzi.

Pogoda jest nie za bardzo przychylna maratończykom - około 23 stopnie dają o sobie znać z każdym mijanym kilometrem. Biegnie w tym biegu wielu zawodników, którzy jeszcze w zeszłą niedzielę biegli maraton we Wrocławiu, ci to maja zdrowie biegając tydzień w tydzień takie dystanse - fiu fiu.
Bardzo ciekawy jest nawrót koło jednej z bram Jelczańskich Zakładów Samochodowych ,podczas którego można ocenić ile się ma do najlepszych oraz tych którzy zostali z tyłu. Czołówka, tych którzy zamierzają tutaj odgrywać główne role aż parska śmiechem na tempo w jakim maja zamiar biec ten maraton. Oj przydało by się wam paru dobrych wyjadaczy, inaczej by wyglądały i wasze miny i odczucia nie mówiąc o nogach. Bieganie to taka dziwna dyscyplina, wielu z tych którzy dobiegają do mety maratonu zaklina się na wszystkich świętych, że to już jego ostatni, że nigdy więcej nie pobiegną. Mija nie tydzień a ów osobnik, który jeszcze parę dni temu się odgrażał, uporczywie szuka w kalendarzu nie imienin cioci tylko kolejnej daty maratonu.
Daje się zauważyć bardzo sprawną organizację tej masowej imprezy, nie ma najmniejszych kłopotów czy to z napojami czy też ze środkami, które pomagają człowiekowi biegnącemu tak morderczy dystans, trochę się odświeżyć. Młodzi ludzie, którzy są filarem organizacyjnym tej imprezy spisują się wspaniale i w gotowości stawia się do dyspozycji, w życzliwości oraz w tym co by tu jeszcze ulepszyć, dla tych którzy przyjechali tu do nich. Jest to nieodłączny element tego biegu widać to na każdym punkcie odżywczym, punkcie odświeżania. Widać też u tych ludzi samodyscyplinę, pewnych rzeczy nie trzeba im powtarzać dwa razy. Wielu twierdziło, że musieli być w Dębnie na jakimś szkoleniu, które miało by motto przewodnie: Jak dogodzić maratończykowi podczas biegu?

Widoczni na trasie też są sędziowie, którzy chyba po drugim nawrocie pasują przy zapisywaniu kolejności zaliczonych nawrotów, wiadomo maratończyk rzadko oszukuje. Tuż za tablicą informacyjną, że wbiega się do Jelcza-Lskowice daje się zauważyć grupę strażaków z motopompą. Wielu zastanawia, kiedy oni ja załączą? Jednak z tych pytań, które widać po minach przebiegających biegaczy, strażacy nic sobie nie robią - dalej uskuteczniają jakieś rozmowy o niczym między sobą. Na połówce tego maratonu niektórzy zamierzają skończyć ten bieg, jednak jakieś nadprzyrodzone moce podpowiadają im - nie bądź frajer biegnij dalej.
Dwa historyczne podbiegi tuż nad torami kolejowym i przy wjeździe do samego miasta dają mocno w kość. Jeden z biegaczy twierdzi, że gdy jego syn zostanie geodetą to z pewnością uwolni mieszkańców tej miejscowości od tych architektonicznych dziwolągów. Będą mieli po prostu płasko a nie pod górkę, do szkoły i ze szkoły również.
Ten maraton nie różni się niczym od innych maratonów - jest to prawda znana od lat ,maraton zaczyna się po 35 km kto nie wierzył mógł się przekonać, że nie wystarczy tylko wspaniale wystartować - sztuką jest przyspieszyć na 35 km. Dla wielu biegaczy ten bieg ciągnie się niemiłosiernie pogoda robi swoje. Jednak wielu znających realia tego biegu zastanawia się jak tam nasz Zenek? Dobiegnie, może skończy na polówce?
Widać Zenka przy kolejnych nawrotach, jedno jest pewne ten facet nie zamierza odpuszczać.

Podczas biegania trzeciego okrążenia strażacy dają upust możliwości swojej motopompie, ale jak takie są również i ich możliwości to ja poproszę na następny rok strażaków z innej gminy. Cienko polewali tą motopompą.

Warto tez wspomnieć o wietrze, który na otwartych przestrzeniach wieje bardzo dokuczliwie. Człowiek staje w miejscu, spogląda na pulsometr wszystko gra puls ok., a tu zero postępu w kwestii dystansu, to kolega wiatr robi swoje. Oj on potrafi nie tylko namieszać, ale i zaszaleć, cieszą się wszyscy, że dzisiaj ten kolega nie szaleje i jest do zniesienia. Bieganie 4 pętli ma swoje i minusy i plusy, trasę się zna na pamięć, wiadomo która Pani będzie na którym balkonie i jakie gacie będzie wywieszać. Kolejny widok tego samego miejsca czy tez sytuacji doprowadza człowieka do frustracji. Są i nasi bohaterowie przed śmietnikiem, a właściwie tylko jeden ululany na

amen, oj widocznie ta nie gazowana woda mu zaszkodziła.

Widać też i Heńka Hrynowickiego, on też tak jak Zenek biegnie swój pierwszy maraton, z nim to jednak jest inaczej. Stary biegacz na nartach zaliczył wiele maratonów na śniegu, ma o wiele mniej lat od Zenka, z pewnością poradzi sobie i tutaj, jednak kontuzja stóp zmusza tego zawodnika do postoju i klasycznego masażu na środku ulicy.

Biec 200 czy tez setny maraton to już monotonia, biec swój pierwszy maraton to jest coś, coś co się powinno ogłaszać wszem i wobec, ku rozpropagowaniu biegania. W zarysach jest tez i meta jawi się jako przytulna oaza szczęśliwości i upragnionego wypoczynku. By tam się dostać to trzeba pokonać końcowe metry maratonu, a to wbrew wszystkiemu, wbrew wykrzykiwanym okrzykom przez kibiców, wbrew temu co każdy z maratończyków ma zakodowane nie jest takie łatwe. Jednak jest meta, jest medal, jest błogi spokój, nieznany tym, którzy nie biegają.
Jak tam Zenek? Spoko, Zenek pracował wiele lat jako kowal i z pewnością nie da sobie nabiegać w kaszę. Wie co robi.

Widok na mecie jest przesympatyczny, widać tych, którzy dali z siebie wszystko, widać też tych, którzy traktowali ten bieg na zaliczenie. Wielu padało na pobliski trawnik, wielu też pytało gdzie tu piwo. Wszystkich rozbawił zawodnik który otwierał puszkę z piwem tuż po przekroczeniu mety na środku jezdni.
Wszyscy co mieli dobiec dobiegli, pozostało to magiczne pytanie a jak tam Zenek? Jest i Zenek, w równym tempie kończy ten swój pierwszy maraton. Z pierwszym maratonem to tak jak z pierwszą dziewczyną, jak z pierwszą wódką. Bez względu na to ile się ma lat zawsze to można zrobić po raz pierwszy i nie koniecznie ostatni.
Zenek jest oblegany przez media tu wywiadzik tam jakieś cmoki od dziewczyn.
Jednak jestem tego pewien ze on nie wiedział kto go na początku jako pierwszy całował? Barbara tak jej na imię, która też powiedziała, że Zenuś ma przed sobą wiele możliwości. A ta kobita jak coś gada to już gada. Oby tylko Zenek nie był dla niej konkurentem.

Pomału kolejny maraton w Jelczu-Laskowicach dobiega końca. Impreza z wszech miar i udana i owocna w różnego rodzaju rekordy czy tez statystyki. Każdy z biegaczy otrzymuje certyfikat ukończenia biegu, żadnej lipy.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
rys-tas
16:57
lechanski
16:54
benek88
16:47
Kamus
16:43
akforce
16:43
anioł11
16:43
kostekmar
16:42
sun_run1989
16:42
13
16:42
KOCZIS
16:35
biegacz54
16:33
Robert Przepiórka
16:30
maraton56
16:29
gora1509
16:28
romangla
16:25
miło¶nik biegania
16:24
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |