Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 341 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Bieg Sztafetowy w Belgii
Autor: Wojciech Starzyński
Data : 2002-01-29

Jest piątek wieczór 25 stycznia 2002 r.. Nic nie wskazuje na to, że mogę wyjechać na weekend do Belgii, jednak podejmuję tę nierozsądną decyzję z tego względu, że niewiadomo, kiedy taka okazja się powtórzy. Nie można powiedzieć bym był dobrze przygotowany do biegu: cały tydzień wypełniony pracą 12-14 godzin dziennie.
Muszę zakończyć pewien etap prac przed wyjazdem, więc pracuję do 2 w nocy. O 5 pobudka, bowiem o 7-mej z minutami odjeżdża mój pociąg do Charleroi. Około 10 rano przybywam tam i pomyślnie spotykam Instit, która właśnie dowiedziała się, że Papy (głowny animator listy dyskusyjnej) nie dotrze. Zmierzamy do Brukseli jej samochodem, okazuje się, że krótka wizyta przed biegiem w centrum jest niemożliwa: w wielkim korku tracimy około godziny. Pomyślnie docieramy na miejsce biegu sztafetowego Relais givres. Zasady są następujące: jest to bieg sztafetowy grup 5-osobowych(obowiązkowo 1 kobieta i 1 weteran), rozpoczynając od kobiety, każdy przebiega 2 pętle crossowe po 4km, następnie gdy ostatni zawodnik kończy swoją pętlę, cała piątka wyrusza na przebycie ostatniej 4-kilometrowej pętli. Instit przedstawia mnie swojemu sponsorowi (sponsoring polega na opłaceniu przez niego biegu w zamian za występowanie w barwach jego firmy), który przygotowuje swoje ekipy do startu. Po zapoznaniu się mniej więcej z moim poziomem biegowym, lokuje mnie w swojej ekipie nr 2 (na trzy wystawione) na pozycji drugiego zawodnika (czyli do końca nie wie, czego się może po mnie spodziewać). W międzyczasie
dostrzegam jedną ekipę polską z którą niestety nie udało mi się zamienić nawet jednego słowa. Do biegu zgłoszono około 150 ekip, jest kilka różnych klasyfikacji.

Strzał startera i kobiety wystartowały. W naszej ekipie biegnie młoda dziewczyna, która biega jedynie od kilku miesięcy. Nie widzę jej po przebiegnięciu pierwszego okrążenia, po 30 minutach ustawiam się w strefie zmian. Blisko obok mnie przygotowuje się rodak z Polski, jednak nie chcę zakłócać mu przedstartowych emocji, wyraźnie jego ekipa chce tutaj "coś" zdobyć. Na 21 miejscu przybiega Katie (38:40) i przekazuje mi pałeczkę. Zupełnie nie wiem jak mi się będzie biegło, bo mocno czuję niedospanie i ogólne zmęczenie. Trasa obfituje w zakrety, podbiegi, zbiegi. Podobno przed biegiem było tyle błota, że organizatorzy musieli w wielu miejscach je zasypać drzewnymi wiórami. Stopniowo biegnie mi się coraz lepiej, choć atakują mnie różne kolki, pierwsze koło przebiegam w 15:40 (tś=176), na drugim biegnę szybciej, choć pod koniec przychodzi bardzo mocna kolka, która każe mi zwolnić. Osiągam 15:59 (tś=184). Przybiega zadowolony sponsor mówiąc, że szkoda, że nie jestem w jego pierwszej ekipie, tam z kolei kompletnie zawiodła kobieta, przybiegając na jednym z ostatnich miejsc. Z miejsca 21 awansowaliśmy na 15. Po mnie biegnie młody sympatyczny czarnoskóry Rene. Na mecie nie jest zadowolony ze swoich 33 minut.

Poznaję biegaczy z mojej ekipy, choć weteran jeszcze nie dotarł, bo ustawił się na zrobienie ostatniej pętli. Jest to najtrudniejsza rola, bo zamiast 8, trzeba przebiec na raz 12 km. Z drugiej strony, ostatnie 4km są tez trudne dla kobiety, która czuje się zobowiązana dotrzymywać kroku mężczyznom, a ci dążą często do polepszenia wyniku. W klasyfikacji, która na bieżąco jest uaktualniana i dostępna na dużym ekranie nieco spadliśmy i wahamy się pomiędzy 19 a 23 miejscem. Dostrzegam, że Polacy z dużą przewagą prowadzą w kategorii współzawodniczących firm (chyba przyjechali po zwycięstwo). Aż trudno uwierzyć, że udało się dobrać tylu dobrych biegaczy w obrębie jednej firmy :)

Nie są oni odosobnieni, Instit biegnie w ekipie sponsora niby jako pracownik tejże firmy. Dobiega nasz weteran wyraźnie zmęczony profilem trasy. Na 40km mamy czas 2h51 i 19 miejsce. Choć nie widać przed nami żadnych ekip, ruszamy dość żwawo. Cały czas wieje silny wiatr, zaczyna padać deszcz. Ja służę za zająca, który biegnie z przodu, trzej mężczyźni osłaniają od wiatru naszą biegaczkę. Pierwsza pętla w 17:28 (czyli bardzo szybko jak na dziewczynę), dalej trochę zwalniamy, weteran niezbyt dobrze się czuje. W połowie ostatniej pętli zaczynamy zbliżać się do ekipy, która wyraźnie zwalnia. My przyśpieszamy i przygotowujemy atak. Wcale nie jest łatwe wyprzedzenie pięciu osób przez inne pięć na wąskiej trasie. Ostatecznie atak się nam udaje na ostatnim kilometrze i w tym przyśpieszeniu lądujemy na plecach jeszcze jednej ekipy. Wyprzedzam ich, choć widzę, że trochę przesadziłem i zbyt mocno zostawiłem resztę. Jednak i oni zachęceni wyprzedzają na 200m przed metą i wtedy nieoczekiwanie mocno zmęczona dziewczyna finiszuje prześcigając nas wszystkich i przekraczając linię mety jako pierwsza! 44km przebyliśmy w 3:30 zajmując 17 miejsce wśród amatorów.

Na mecie sponsor nam gratuluje, pyta się o mój adres na przyszłość (troche za daleko mieszkam), dziewczyna dała z siebie tak dużo, że ledwo trzyma się na nogach, ale zaraz dochodzi do siebie, wyraźnie zadowolona z wyniku. Po biegu spotykam i rozmawiam z innymi uczestnikami listy dyskusyjnej, wszędzie obficie leje się belgijskie piwo. Nie udaje mi się znaleźć ekipy polskiej, którą jedynie oklaskuję podczas rozdania nagród...

Bieg miał ciekawą formułę i był bardzo dobrze zorganizowany. Można się zastanowić, czy nie lepiej byłoby u nas urozmaicić nieco rodzaje biegów (np. na korzyść biegów na podłożu naturalnym o różnych kilometrażach). Z reguły nasze bieganie ma charakter indywidualny, stąd bieganie w sztafecie przynosi dodatkowe emocje i wspólną zabawę.


Andrzej Starzyński



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
szymk
22:27
aktywny_maciejB
22:25
Januszz
22:25
Robson
22:23
szyper
22:06
Hari
21:58
Artur z Błonia
21:52
krzysztofl
21:52
Andrzej_777
21:44
Jerzy Janow
21:34
olos88
21:27
pbest
21:24
gpnowak
21:24
błachu
21:22
ona
20:32
bobparis
20:29
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |