Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 442 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Trzynastka wcale nie taka pechowa-Maraton 30.01.05
Autor: Jan Stasiczek
Data : 2005-02-02

Nie myślałem nawet jeszcze przed dwoma tygodniami iż pokonam swój trzynasty maraton wcześniej niż zakładałem. Jak się zazwyczaj przygotowywałem do sezonu to przed nim przebiegane miałem 3-4 miesiące przygotowania uwieńczone wiosennym startem. Jednak styczeń już się miał ku końcowi, a ja w zasadzie nie pobiegałem konkretnie- brak czasu pozwalał na 1-2 treningi w tygodniu i to przeważnie dłuższe rozbiegania oscylujące w granicach 20-30 km .
Pewnego dnia otrzymuję propozycję, iż skoro biegam tak więcej przez weekend to może by to jeszcze ciut wydłużyć i treningowo pobiec ...MARATON? hmmm ... miałem obawy, ale cóż – nie wiele traciłem, bo w zasadzie żadnego planu opartego o zmienny trening (siła biegowa, biegi ciągłe) nie miałem, a idea i pomysł mi przypadł do gustu- klamka zapadła Jadę do koło Kalisza na Pierwszy w Polsce Maraton w Styczniu- nazwany CROSS MARATON KOLEŻEŃSKI im.A.M.Walczaka.
Można powiedzieć, że organizowanie maratonów weszło w Polsce „w krew” bo z roku na rok jest ich więcej ( w ciągu paru ostatnich lat „urodziły” się maratony w Poznaniu, Krakowie, Łodzi, Jelczu-Laskowicach, Bełchatowie i inne) i biegacze mają coraz większą gamę startów do wyboru-W tym roku 2005 będą miały miejsce dwa debiuty koło Kalisza i Bełchatowie. W obu mam zamiar jak się nic nie zmieni wystartować.
Wracając do tematu zachęcił mnie do startu kolega przypadkiem- gdyż nie mogła brać udziału w nim jego żona i co ja na to? Hmmm no nie można koledze - maratończykowi odmówić w potrzebie-:) wiec zgodziłem się. Zachęcająco także wyglądał opis przygotowań do maratonu śledzony przeze mnie w internecie- choć nie był on także w planie organizatora. TO powstało na fali emocji i spontanicznej akcji która przyjęła bardzo realne wymiary. Sam organizator bardzo przejęty każdym szczegółem imprezy- takiemu to widać na sercu leży by każdy przyjechał i wyjechał z myślą ze to ON jest najważniejszy w tym dniu i jego wyzwanie – pokonać maraton.
Cross Maraton koleżeński .... formuła wydaje mi się coraz bardziej się upowszechniająca się gdyż to tu panuje prawdziwa koleżeńska atmosfera. Od razu po przyjeździe do Kościanej Wsi koło Kalisza spotykam się z kolegą z bardzo życzliwą atmosferą. Biuro zawodów usytuowane jest w remizie w sali Ochotniczek Straży Pożarnej – w kuchni już paru biegaczy, którzy po szybkim zapisaniu się zaczynają się rozmowę. Widać, że znają się nie od dziś i znali też dobrze A.M.Walczaka, któremu ten bieg jest poświęcony. Wielu dzięki niemu zawdzięcza swoja przygodę z bieganiem. Sam A.M.Walczak do znany ....bokser .To właśnie jako bokser odniósł swe największe sportowe sukcesy osiągając tytuł drużynowego mistrza Polski z klubem Legia Warszawa. Po 8 latach boksowania przerwał karierę by po 22 latach zostać...maratończykiem. Przygoda jak wspominają koledzy zaczęła się na fali ogólnopolskiej akcji propagowania biegania słynne „3 x 30 x 130” Hoppfera zachęcała wielu.Nie trzeba było długo czekać i na starcie pierwszego maratonu w Warszawie już widzimy A.Walczaka. Na kolejny pojechał już z zarażonymi do biegania kolegami. A.Walczak to także biegi ultra, których zaliczył 29 w tym słynny Kaliski supermaraton 100km,w którym często brał udział (18 razy) oraz bieg w szwajcarskim Biel (100km).
Dziś go zabrakło na starcie, ale obecna jego żona dodała nam otuchy by stawić czoła temu dystansowi w ekstremalnych jak na maraton warunkach. Podziękowała oficjalnie też głównemu organizatorowi za to ze tak piękne idee wdrożył w życie..
Dystans to około 2,5 pętli po 17,5 km wiodących przez wsie położone na obrzeżach Kalisza. Około 8 km drogą asfaltową, reszta drogą polna- parę zbiegów i podbiegów. Na początku zaczęliśmy z „nogi na nogę” jako grupka pierwsze 7 km w formule koleżeńskiej- był czas na pogawędkę, żarty oraz bliższe poznanie kolegów i ich planów startowych. Po 7 km nadszedł czas na to, na co każdego z nas stać. Do przodu ostro ruszył jeden z biegaczy, a za nim (z nim) pognała ,,,kobieta-tak hmm płeć przeciwna raczej nie kwapiła się gonić taką gazelę w trosce o swe samopoczucie w dalszej części biegu..
Formuła jak i szybki czas organizacji biegu pozwalała na start do 50 biegaczy- szybko lista została zamknięta. Jednak na starcie stanęło 32 zawodników w tym 4 panie. Dlaczego tak mało ktoś spyta?..to na początek oraz po drugie nie dojechały dwa samochody z Kobierna i Jarocina i kilku pojedynczych biegaczy- główny organizator pan Mariusz Kurzajczyk obiecuje jednak, iż za rok na pewno impreza nie będzie limitowana.
Ja sam biorąc pod uwagę moje treningi, a właściwie ich spory deficyt miałem plan, który był jasny jak słońce, którego nam ciągle brakowało- dobiec do mety i nie umrzeć po drodze. Pierwsze 7 km mija – 42 minuty, a ja wsłuchany w dyskusję biegaczy dopiero słyszę sygnał, iż można biec swym tempem. No to poszedłem- policzyłem szybko, iż jestem na 7 mej pozycji i czuję się świetnie. Tętno wskazywało, że to może jest ta szybkość, która pozwoli mi biec długo na optymalnych obrotach. Szybko dogania mnie jeden biegacz z Piskorzewia, z którym doganiamy kolejnego młodszego adepta maratonów i tak biegnąc trzymamy się razem do 25 km. Tempo nie spada, a raczej powoli wzrasta, bo zegarek pokazuje, iż wkraczam w kolejną strefę wysiłkową. Po minięciu 25 km nasza grupa rozrywa się na punkcie odżywczym- pozostaje mi samotnie gonić biegacza przede mną. Ta gonitwa niezbyt długo trwała po 2h i 30 minutach biegu powoli tempo słabnie zaś tętno utrzymuje się na wysokim poziomie ponad 165 uderzeń na minutę. Nie wróży to dobrze. Biegacz, którego gonię uciekł za daleko zaś do mnie dobiega młodszy kolega i tak z nogi na nogę się podciągamy. Tętno się stabilizuje w okolicach, 150 lecz tempo słabnie już wyraźnie- odpuszczam kolegę i dalej sam stawiam czoła wysiłkowi. Zbawienne okazały się punkty odżywcze- zatrzymuje się przy nich na coraz dłuższe chwile pochłaniając owoce i pijąc ciepłą herbatę. Mijam 38 km i tu trasa biegnie przez pola. Nadchodzi wiekopomna „Chwila prawdy” i walka z psychą- mrozik –9 stopni, w nogach 38 km, tempo zniża się do ślimaczego sprintu i ...wiatr w twarz .... na tym kawałku trasy straciłem najwięcej... Mija mnie grupka biegaczy. Liczę jeszcze w myślach, iż na 13-15 miejsce mam szanse...zegarek pokazuje 3:45- do mety wolno mózg podaje mi informacje około 2 km ...Most- no to już nie ma to tamto- trzeba przeć do mety, bo na widoku kolejni biegacze...zbieram siły. Mijam punkt żywnościowy- do mety około 200 metrów i w lewo do remizy słyszę w oddali...jakoś nie usłyszałem ze ...”POD GÓRĘ” do sali OSP. Ta góra to mi dała popalić...Dwa razy pytałem się ludzi w obawie czy moje ostatnie resztki sił zużyte na jej pokonywanie są w słusznym kierunku skierowane...w końcu za zakrętem widzę METE. Uf ...wyłączam stoper –3:55. Trochę mnie mroczki nachodzą - pochylam się...i po chwili już jest, Patrzę na szyi piękny medal z gatunku „Można takim zabić”- odlany na jednej stronie popiersie A.Walczaka na drugiej owe kaliskie pętle. Nie były łatwe- trasa z podbiegami i zbiegami słusznie określona mianem Crossu

- niezły to bodziec siłowy dla PRZYGOTOWANEGO organizmu- mój chyba nie był przygotowany...Wchodzę do Remizy gdzie znajduje się Biuro a tam 3 stoły przykryte białą płachtą z ucztą dla maratończyka. Napoje w tym też piwne, ciasta, owoce i ciepła kiełbaska oraz kaszanka konkretnie uspokoiły moje uczucie głodu. O dziwo mam tylko je po maratonie i to jest takie silne, iż ...widząc na mecie ogryzek człowiek jest w stanie go w sekundzie pochłonąć.
Po tak sowitym posiłku przerywanym oklaskami wszystkich biegaczy, gdy nowa twarz maratończyka z medalem na szyi pojawia się w drzwiach przychodzi czas na zapowiedzianą dekorację. Na sali pojawia się prezydent Kalisza pan Janusz Pęcherz z gratulacjami dla wszystkich, którzy ..przeżyli tak morderczą próbę sił w bardzo niesprzyjających warunkach. Wtóruje mu wójt gminy Blizanów pan Stanisław Urbaniak, który jest bardzo przychylny i żywo zainteresowany wskrzeszeniem Supermaratonu Kalsia (100km). Małe zamieszanie wywołuje wręczanie okazałych pucharów dla zwycięzców poszczególnych kategorii. Chodzi o kategorię kobiet, którą wygrała osoba, która od razu wzbudziła sesję zdjęciową czujnych na wdzięki fotoreporterów. Niestety z tą panią tylko 1 pan wygrał wiec...Płeć piękna to płeć dziś w Kościelnej Wsi koło Kalisza dla większość z nas zwycięska. Cóż mi także było się z tym faktem pogodzić-)

Dodam iż maraton został zorganizowany na przyzwoitym poziomie. Organizator załatwił noclegi z hotelu klasy ORBIS z dużą zniżką dla biegaczy. Biuro zawodów sprawnie przeprowadzało zapisy i weryfikację zawodników. Po biegu troskliwie opiekowano się maratończykami podając bez limitu co tylko sobie życzyli łącznie z pytaniem „Ile pan daje łyżek cukru do swej herbaty?”- to pytanie zwala z nóg. Nie mogę pominąć jednego ze sponsorów biegu, który zaoferował swe placki drożdżowe po biegu- cóż parafrazując słowa naszej olimpijki w reklamie „Mistrzostwo Świata wśród ciast”- paluszki lizać. Mam nadzieję ze za rok znów będzie ten sam sponsor-J. W pakiecie pomaratonskim- pifko, napój energetyzujący, słodycze i zbiór pięknych prac wprost do antyramy- kościoły kaliskie. Wyniki oraz dyplom zapewniają dosłać w krótkim czasie i ....tak to się skończył mój nieoczekiwany trzynasty w życiu maraton który na pewno do pechowych nie należał!



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
kwolsz1971
01:30
alex
00:05
placekjacek
23:20
Tomek84
23:17
orfeusz1
23:16
maste
23:07
grzedym
22:54
1223
22:51
lachu
22:19
kubawsw
22:18
szyman760
22:10
waldekstepien@wp.pl
21:49
rychu18625
21:43
euzebiusz19
21:19
szyper
21:17
stanlej
21:13
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |