Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  Paweł II Yazomb (2009-10-25)
  Ostatnio komentował  Paweł II Yazomb (2009-10-25)
  Aktywnosc  Komentowano 1 razy, czytano 229 razy
  Lokalizacja
 Zagranica - Holandia

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



Paweł II Y...
Paweł Jarzębowicz

Ostatnio zalogowany
2019-04-19
18:37

 2009-10-25, 22:58
 34 Amsterdam Marathon
Po wnikliwej analizie szkockiego kalendarza biegowego, znalazłem tylko dwa jesienne biegi, godne wiekszej uwagi. Pierwszy to Great North Run w Newcastle a drugi to Maraton nad Loch Ness. Jednak zapisy na obydwa biegi skonczyly sie gdzies na początku roku. Po za tymi biegami nie ma w Szkocji juz nic godnego uwagi, wiec rozejrzalem sie za jakims wiekszym biegiem w Europie (Niektórzy Brytyjczycy uwazaja W.Brytanie za kontynent). Po dlugim przegladaniu kalendarza (42.195) wybór padl na Maraton w Amsterdamie. Bo blisko wysp, bo w miare tanio, bo Holandia, bo profil trasy bedzie plaski i pogoda bezwietrzna. Jedyną przeszkodą bedzie podwójny przelot samolotem, czego bardzo nie lubie. Dla maratonu gotowy bylem jednak na najwieksze poswiecenie i po zaledwie miesiecznym przygotowaniu, zalecialem naladowany adrenaliną na ogromne lotnisko Schiphol w Amsterdamie.
Holendrzy rozmawiają plynnie po angielsku, dzieki czemu bez wiekszych problemów dostalem sie autobusem pod stadion i wraz z Dunczykiem orax Niemka, którzy nie bardzo wiedzieli dokad sie udac, dotarlismy na Expo, gdzie odebralismy pakiety startowe (Pakiety bardzo liche, tylko koszulka i numer startowy). Po zakwaterowaniu sie w hotelu (zaplacilem za tanszy pokój 5 osobowy a dostalem “jedynke” z wszelkimi wygodami za te samą cene) udalem sie na zwiedzanie miasta. Juz na pierwszy rzut oka wiemy, ze jestesmy w kraju wysoko rozwinietym...kulturowo. Ulice wyposazono w drogi rowerowe (gdzieniegdzie o dwóch kierunkach jazdy) po których nie porusza sie pieszo zaden czlowiek. Jako turysta musialem zwracac uwage, by nie wpasc pod kola...roweru). Tamtejsi mieszkancy jezdzą tylko na swoich smiesznych rowerach tzw.“Holendrach” i tylko po wyznaczonych do tego drogach. Centrum miasta robi bardzo mile i przyjemne wrazenie. Bedąc tam po raz pierwszy, nie czulem sie obco. Wokolo widac zadbane elewacje budynków, nie zdewastowane sprayami (We Francji, Hiszpanii, Szwecji i Holandii nie tynkuje sie domów, dzieki czemu nie widac zaniedbanych kamienic), dziesiatki ulic usianych sklepami, poprzedzielane kanalami z nie najczystszą wodą sprawily, iz do Hotelu powrócilem pozno w nocy. Jak sie okazalo zbyt pózno. Wrazenia z miasta uspokoily mnie jednak i dodaly wiary na nastepny dzien.
Dzien drugi.
Rankiem, po spakowaniu bambetli rozrzuconych w pokoju, udalem sie na stadion. Pogoda na dworze wymarzona do maratonu. Jest góra 12 stopni, swieci slonce i nie ma krzty wiatru. Pod stadionem olimpijskim bylo jak w rozjuszonym mrowisku. Napotkalem tlumy kilunastu tysiecy biegaczy, poruszających sie w niebywale wolnym tempie. Na dojscie do depozytu i oddanie ciuchów, stracilem ok. pól godziny, nastepne tyle na dojscie do bramy stadionu i dotarcie po bierzni w okolice linii startu. Rozgrzewka byla...a wlasciwie jej nie bylo z braku czasu. Na trybunach pelen entuzjamu kilkutysieczny tlum, wyzwolil we mnie dodatkową adrenaline. Jeszcze chwila, kilka minut i rozpoczne swój 10-ty maraton. Obawialem sie jedynie o uda, które zanadto przemeczylem treningami. Dzis jednak nie czuje ze sa oslabione, wiec moge dac z siebie wszystko.
10:30 start!
Kiedy starter zaczal odliczac od 10-ciu sekund w dól, kibice w równym rytmie zaczeli klaskac, co przyprawilo nie jednego biegacza o szybsze bicie serca. Linie startu przekroczylem po 17 sekundach i biegnąc w pierwszej setce (na ok 7000 biegaczy) szybko wybieglismy ze stadionu na ulice miasta. Juz na pierwszych kilometrach czuje dobrą dyspozycje. Nic mi nie dolega, oddech mam plytki a nogi posród tlumu zawodników niosą mnie jak na fali. Mijam kolejne ulice, usiane kibicującymi przechodniami i na pierwszej “piątce” mam czas 19:54. Na 7 km dolączam do grupki kilku biegaczy (w tym dwie kobiety) i trzymam sie ich tempa. Momentami biegniemy ponizej 4min/km a prowadzący te malą grupke, nieoficjalny peacemaker podaje swoim kolegom izotonik w butelkach, w tym takze i mnie. “Dyszke” takze udaje mi sie zlamac ponizej pelnej (39:31) i podobnie jest z “pietnastka” (59:26) Nic nie zapowiadalo zblizającego sie kataklizmu, gdyz z kazdym kolejnym kilometrem czulem sie coraz mocniejszy psychicznie. Kiedy na polówce zobaczylem 1:23:59 za bardzo uwierzylem w to, ze jestem w stanie osiągnąc 2:48. Do 25 km wszystko szlo jak w zegarku. Z latwoscią zjadalem kolejne kilometry (od 15km do 20 w 20:04 i od 20 do 25 w 20:05) Nasz prywatny peacemaker utrzymywal równiutkie tempo a ja zacząlem sie zastanawiac, na jaki oni wlasciwie biegną czas? Juz kilka kilometrów wczesniej, moje lydki zrobily sie zbyt sztywne ale nie przeszkadzalo mi to dotąd w moim dziele samozniszczenia. Tuz po minieciu 25 kilometra “wycofalem” sie na tyl kilkunasto osobowej teraz grupy, której dotąd na zmiane przewodzilem. To byl pierwszy znak ze cos jest nie tak. Utrzymywalem jeszcze przez chwile ogon grupy, poczym stwierdzilem ze moi kompani chyba przyspieszyli, wiec musze nieco zwolnic. Nic bardziej mylnego, bo oczywiscie to ja wyraznie zwolnilem. Moja grupa zaczela szybko ode mnie odchodzic a ja czulem ze moje nogi robią sie co raz bardziej olowiane. Wraz z utratą sil, siada takze psychika a kiedy widzisz, ze pomimo calej swojej mocy biegniesz zólwim tempem i mijają Cie inni zawodnicy, masz juz dosc. Radosny dotąd bieg, zamienia sie z kazdym kolejnym kilometrem w gehenne. Mysle “Aby tylko dojsc do 30-stki a potem jakos to bedzie” Pozostanie tylko dwunastka, az dwunastka! Faktycznie, kiedy doszedlem do trzydziestego km, gdzie mialem czas o póltora minuty gorszy od pozostalych pokonanych “piatek” mialem juz kompletnie dosc. Wazniejsze od wyniku jest jednak to, by dotrzec caly i zdrowy do domu. Wymijali mnie juz nie tylko pojedynczy zawodnicy ale cale grupy, które wbrew pozorom nie biegly szybko. To ja z ledwoscią truchtalem spogladając na oddalających sie rywali. Ani zaden energetyczny zel, ani izotoniki juz nie pomogą. Nie pomogą takze przymusowe przejscia do marszu, podczas picia wody i izotoników ani doping kibiców skierowany (z litosci?) tylko w moją strone! Poleglem na calego i to jeszcze na dlugo przed startem. Zbyt duzo drobnych bledów, usypalo wielkoluda z waty Teraz pozostalo mi tylko jedno, by dobiec do mety, zdobyc medal i wracac do domu. Przed biegiem ciązyla na mnie presja, gdyz pokonanie trasy w ciagu trzech godzin, dawalo mi zaledwie 40 minut na dotarcie ze stadionu do lotniska. To sprawilo, ze nie moglem sobie odpuscic ani na moment, gdyz w przeciwnym razie siedzialbym na lotnisku przez 6 godzin do nastepnej odprawy i musialbym kupic nowy bilet. Od 35 km mijalo mnie juz wszystko, co sie rusza. Nawet doping kibiców, krzyczący “Go! Polska!” nie dodawal mi sil. Do 40 km (2:51) wciaz mialem sznase na zyciówke, ale juz tylko na papierze. Kompletnie olowiane nogi, które z trudem pozwalaly mi truchtac na przemian z marszem, zaczely nawiedzac niewielkie skurcze. Na 41 km poczulem naplyw adrenaliny. Znów przypomnialem sobie o samolocie, który odlatuje za niespelna 40 minut. Przyspieszylem z tego powodu i minąlem kilku wykonczonych zawodników. Jeszcze dwa zakrety i bede na stadionie, nareszcie koniec dramatu Czuje jakies lekkie skurczyki w nogach i prawej rece. Wpadam na ostatnia prostą do bramy stadionu, niesiony dopingiem setek kibiców i...dopadają mnie kosmiczne, niewyobrazalne dla chinskich uczonych skurcze. Najpierw tyly obydwu ud i natychmiast lydki. Zatrzymalem sie jak postrzelony z pistoletu i krzyknąlem z bólu. Pomyslalem tylko “ ku..na 300 metrów przed metą! Ale jaja”. Schylam sie i podczas naciągania tylnych partii nóg, lapią mnie dodatkowo skurcze przednich czesci ud. Stoje zupelnie bez ruchu, ze “slicznym” grymasem bólu na twarzy i nikt ze stojących kibiców nie kwapi sie, by mi pomóc. Nikt nie wie co jest grane? Widze jakiegos mezczyzne ubranego w dres, który biegnie w moja strone. Klade sie na plecy, na asfalt i wolam, by pomógl mi nacignąc skurczone miesnie. Nie bardzo wie o co chodzi, a ja nie wiem jak po angielsku brzmi slowo skurcz (Cramp na przyszlosc). Pyta czy wezwac pomoc, wiec mówie mu w bólu, ze nic mi nie jest, ze to tylko skurcz (pokazuje rekami scisk) Mysle “Jeszcze by mnie gdzies zniesli z trasy i nici z medalu. Nie ma mowy o pomocy!” Zorientowal sie o co chodzi i zabral sie do naciągania. Jak popuszczaly mi skurcze z tylu, to lapaly bolesnie za przód i tak na zmiane. Podginam uda, czuje ulge bo popuszczają te skurcze nad rzepkami ale atakuja skolei z tylu! Nie wiedzialem jak sie tego cholerstwa pozbyc. Z tylu slyszalem odglosy ludzi, stojących wzdluz trasy. Jedni na mój widok zalosnie lamentowali, inni glosno dopingowali bym sie nie poddawal. W koncu, po ok.3,4 minutach skurcze popuscily. Mój wybawiciel pomógl mi wstac i dla pewnosci poczekalem jeszcze kilka sekund. Wszystko w porządku, moge biec po wymeczony medal Kiedy tylko ruszylem z miejsca, ludzie zgotowali mi taki doping, jakiego jeszcze w zyciu nie mialem. Wbieglem na stadion jak nowo narodzony. Na biezni wyprzedzilem jeszcze kilku zawodników i juz bez problemu zakonczylem swój 10-ty maraton. (3:06:45) to mój trzeci najlepszy czas. Upragniony medal zawisl na mojej szyi. Po biegu ide pokrzywiony, po odbiór rzeczy. Spotykam Norberta J. z Jaworzna. Mówi z usmiechem“Biegne i patrze a tam jakis chlop lezy. Podbiegam a tam Ty lezysz. Cos ty tam odpierd..na tym asfalcie?” Norbertowi tez specjalnie nie poszlo. Za slabo sie rozgrzal, jak ja. Zegnam sie szybko i ruszam “pedem” na autobus. “Pedem!” kulejący, z torbami na ramieniu, spocony i z numerem na koszulce. Po drodze trafiam na bude z Hot dogami i nie moge sobie odmówic tej przyjemnosci. O busie nie ma mowy gdyz trasa jest zablokowana. W nagrode za cierpeinia, natrafiam na taksówke i ekspresowym tempem dojechalem na lotnisko. Dopiero tam sciągam numer startowy z koszulki i ubieram swetr. Zarówno stewardessy jak i pozostali pracownicy lotniska pytali jak mi poszlo na biegu? Nie wazne. Najwazniejsze ze zdązyłem na samolot.
Bieg posiada wnikliwą statystyke a takze wykres z jaką szybkoscią poruszal sie zawodnik. W poszczególnych miejscach na trasie, rozmieszczono kamery, filmujące biegaczy.
Name Jarzebowicz Pawel
City Glasgow
Country GBR
Distance Marathon
Category Msen
Overall place 559 / 6902
Category place 161
Speed 13,557 Km/Hour
Gross time 3:07:02
Net time 3:06:45
Net split times (difference)
5 Kilometer 19:54 (19:54)
10 Kilometer 39:31 (19:37)
15 Kilometer 59:26 (19:55)
20 Kilometer 1:19:30 (20:04)
Half marathon 1:23:59
25 Kilometer 1:39:33 (20:03)
30 Kilometer 2:01:13 (21:40)
35 Kilometer 2:24:24 (23:11)
40 Kilometer 2:51:23 (26:59)


  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (4 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (9 sztuk)


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
jasin
14:48
Ziuju
14:28
Zulus
14:21
biernasiubb
13:53
Leonidas1974
13:48
Dariush
13:48
Kravis
13:46
michu77
13:44
Andrzej5335
13:31
kostekmar
13:28
LukaszL79
13:10
Maciej
13:04
Jasiek
12:58
Hari
12:58
oksanka
12:49
42.195
12:47
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |