2008-04-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 26. Maraton Toruński 27.IV.2008 (czytano: 1050 razy)
Wystartowałem bardzo równo. Każdy kilometr niemal idealnie po 5 minut, ale żeby nie było za idealnie na półmetku miałem niecał± minutę w plecy (dwie przerwy w krzakach), w sumie to mieli¶my, bo biegłem z jakim¶ biegaczem dużo starszym ode mnie, którego imienia nawet nie znam. Biegło się nam bardzo dobrze, praktycznie szli¶my krok w krok, wspomagali¶my się. Po półmetku kolega zacz±ł słabn±ć, a ja cały czas trzymałem założone tempo. Od tego też momentu biegłem praktycznie sam. Min±ł 25 kilometr, samopoczucie bardzo dobre, częste punkty od¶wieżania, żadnych zakwaszeń, żadnego bólu, doskwierała tylko samotno¶ć. To był momentu, w którym postanowiłem troszeczkę urywać z zaplanowanego tempa. Kilometry wychodziły ¶r. po 4:50. Cały czas goniłem grupę na 3:30 która rozpoczęła wg mnie trochę za szybko. Na pierwszym kilometrze człowiek z balonikami na 3:30, straszne pognał do przodu. Nie dałem się wtedy namówić, my¶l±c, że 41 jeszcze przede mn± i biegłem swoje. Rozpocz±ł się 30 km, a ja dalej urywałem ¶r. 10 s z każdego km, mijaj±c tych, co się przecenili. Lekki kryzys to 37 kilometr, meta niby tak blisko, a tak jeszcze daleko… Ostatni kilometr w 4:20, finisz, po¶cig za peacemekerem 3:30 udany, min±łem go 2 m przed met±…
Sprawdziła się teoria o spokojnym pocz±tku i szybszej drugiej czę¶ci. Zadowolony jestem nie tylko z wyniku (życiówka z debiutu poprawiona o 20 minut), ale z dobrego samopoczucia, braku większych kryzysów, ¶ciany, zakwaszonych mię¶ni w niełatwej przecież aurze…
3:29:11
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |