Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [13]  PRZYJAC. [198]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Kermit
Pamiętnik internetowy
Gdzie kończy się bieg a absurd zaczyna

Tomasz Peisert
Urodzony: 1984-07-04
Miejsce zamieszkania: Poznań/Gdańsk
3 / 5


2013-10-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Z pasją w szponach sieci (czytano: 1804 razy)

 

To nie będzie tekst mający kogokolwiek czegoś nauczyć. To nie będzie również tekst, który miałby być receptą na udany związek, w którym jedno biega a drugie nie. To nie będzie również tekst, który miałby skłonić do większych refleksji. To w zasadzie udana lub nieudana próba znalezienia powodu, dla którego co niektórzy tutaj są. Nie ci, którzy weszli na chwilę by poszwędać się po sieci, sprawdzić newsy, wyniki i poczytać felietony , ale ci którzy tkwią już tutaj kolejną godzinę i nie widzą sensu powrotu do świata krytyki, zawiedzionych nadziei i ulotnej motywacji.

Trenowanie biegów długodystansowych wykształca w człowieku specyficzne poczucie własnej wartości, pewności siebie i swego rodzaju przebojowości. Widać to doskonale, zwłaszcza gdy jest się świadkiem czyjejś transformacji z anty sportowego leniwca w przepełnionego energii biegacza. Oprócz widocznych zmian fizycznych, poprawy zdrowia i ogólnej wydolności zauważyć można również pewne zmiany w zachowaniu i charakterze. Często jest to większa systematyczność w działaniu, konsekwentność, a nawet większe ambicje. Same pozytywy, chciałoby się rzec a jednak ta cała machina napędzana jest często trybem zbudowanym z egoizmu. Egoizmu, który nieraz jest niezamierzonym efektem maniakalnego podejścia do biegania. No, ale zaraz – jakiego maniakalnego podejścia? Przecież bieganie to pasja tak wielu ludzi, z których większość dla niego serce oddało. Gdzie zatem tkwi problem? Jego źródeł należy doszukać się w specyfice ludzkiego charakteru, który często skazuje człowieka na popadanie w skrajności.

Wyobraźmy sobie żonatego mężczyznę, który przeżył już 40 wiosen, prowadzi zasiedziały tryb życia, nie uprawiał nigdy żadnego sportu, nie ma żadnej pasji. Łatwo sobie kogoś takiego wyobrazić, bo takich delikwentów w naszym społeczeństwie niestety nie brakuje. Oczywiście żona jest przygnębiona jego zachowaniem i brakiem sił witalnych, nie dogadują się zupełnie. Pewnego dnia nasz bohater w skutek obejrzanego w telewizji mityngu lekkoatletycznego doznaje olśnienia, zakłada buty sportowe i wychodzi pobiegać. Z lenia i grubasa po roku staje się sprawnym biegaczem, startuje w zawodach, jeździ na maratony zagraniczne, udziela się w lokalnym klubie. Następuje odwrót jego sytuacji życiowej o 180 stopni. Trudno sobie wyobrazić w tym momencie, że jego relacje z żoną mogłyby wobec takiego obrotu spraw, w ogóle nie ulec poprawie czy nawet się pogorszyć. Tak jednak dzieje się bardzo często w dwóch przypadkach. W pierwszym, gdy partnerka, partner (czy też całe otaczające nas środowisko) zupełnie nie popiera naszego sposobu życia, nie interesuje się tym co robimy, czasami szydzi, odbiera motywację. W drugim przypadku, gdy to my sami zaczynamy swoją drugą połówkę ignorować przedkładając bieganie ponad nią. Gdy treningi stają się priorytetem a trening staje się ważniejszy niż wszystko inne. Obie sytuacje są bardzo niezdrowe dla związku i trudno z nich wyjść obronną ręką. Jak widać wina pogarszających się relacji może stać zarówno po jednej jak i drugiej stronie. Nie będę tu dawał recepty na poprawę takiej sytuacji, bo po pierwsze takowej nie ma a po drugie nawet gdybym spróbował to zrobić to wiązało by się to ze zbyt dużą generalizacją i nie uwzględnieniem różnorodności charakterów i sytuacji. Jednakże bez względu na wszelkie okoliczności najgorsze co może nastąpić to popaście w całkowitą skrajność, stanie się maniakiem biegania, tyle że w negatywnym tego słowa znaczeniu. Trudno jednoznacznie ocenić kto to taki, bo być może, nieświadomie sam już się nim stałem, a wtedy nici z obiektywności. Na pewno nie będzie to jednak ktoś, kto trenuje nawet kilka godzin dziennie, nie będzie nim ten, który co pół roku kupuje sobie nowe buty do biegania, nie będzie to ten, który startuje w każdy weekend. To wszystko jest bowiem wpisane w tę pasję, ona pochłania bez reszty i pozwala się albo pokochać całkowicie albo znienawidzić. Ona rodzi skrajności i to w pewnym sensie bardzo dobrze, ponieważ w przeciwieństwie do wielu innych dyscyplin, bieganie pozostaje często wiernym przyjacielem człowieka do końca życia. Jeżeli bieganie kogoś przeniknie do tego stopnia, że przechadzając się po ogrodzie zoologicznym stara się ocenić z jaką prędkością biegnie dane zwierzę, gdy każda ścieżka jest rozpatrywana w kategorii przydatności do biegania czy wreszcie gdy impreza przestaje kojarzyć się ze spotkaniem z przyjaciółmi przy piwku, a zaczyna budzić skojarzenia z medalami, trasą i kibicami to wówczas możemy z pewnością powiedzieć o maniakalnym podejściu do biegania. Co jednak złego w tym, że postrzegamy świat na swój własny biegowy sposób? Co złego, że mamy takie a nie inne skojarzenia, które innym mogą wydawać się dziwne? To żaden problem, o ile takich schematów myślowych nie narzucamy swoim bliskim, nie pogrążamy przez to finansowo naszej rodziny, nie prawimy nikomu sportowych indoktrynacji i nie wbiegamy w niczyje życie w naszych sportowych butach. Ci nie biegający potrzebują swej autonomii, tak samo jak my i chociaż często nie możemy ich zrozumieć (bo w końcu jak można nie biegać) to jednak lepiej zachować dystans, robić swoje i nie pokazywać im w żaden sposób, że są przez to gorsi.

Gdy słucham opowieści starszych zawodników i zawodniczek, którzy od wielu lat są w związkach to zauważyłem, że sytuacja się u nich często zaczynała drastycznie pogarszać wraz z pojawieniem się Internetu, for biegowych, blogów, itp. Kiedyś biegająca połówka wybiegała swoją codzienną porcję kilometrów, potem odpoczęła, czasem poczytała jakąś książkę o bieganiu, ale wracała potem do codziennego życia i nikt nikomu nie przeszkadzał. Potem wraz z powstaniem globalnej sieci stworzyła się jednak pewna alternatywa. Otóż czas po treningu można było spędzić niekoniecznie z rodziną, tylko w drugim, ciekawszym świecie wirtualnego biegania. I nagle okazało się, że ten wspaniały wynalazek jakim jest Internet zamiast źródłem informacji i wymiany poglądów, stał się miejscem, gdzie niektórzy zaczynali żyć drugim życiem. Być może życiem, które obfitowało w większe zrozumienie, którego na co dzień brakowało, być może dające szansę na rozmowę z innym biegaczem (nadającym na tych samych falach), atrakcyjną biegaczką z daleka lub też na zwykłe, ludzkie pochwalenie się osiągnięciami, które w rodzinie były traktowane marginalnie i z przymrużeniem oka. I chyba to jest właśnie w dzisiejszych czasach wstępny etap do stania się tym prawdziwym, zatraconym maniakiem biegowym. Kimś, kto siedząc na biegowym forum marzy o tym aby pobiegać a gdy już biegnie to myślami jest znów w swojej wirtualnej jaskini. Trochę to śmieszne, ale jednocześnie niebezpieczne, bo gdzieś przez takie podejście ucieka prawdziwe życie jak piasek przez palce. Pewnie wielu z nas surfując po biegowych stronach podświadomie widziało szansę na znalezienie kogoś, kto dzieląc pasję będzie w stanie odmienić dotychczasowe życie. Sam byłem świadkiem kryzysu w małżeństwie z tego powodu. Jednak nie będę o tym pisał, ponieważ mogę być w błędzie sądząc, że 50 startów rocznie, tracenie 3/4 pensji na ciuchy biegowe i wpisowe oraz przesiadywanie do 2 w nocy na forum mogły być bezpośrednią przyczyną rozwodu, jakim się to małżeństwo zakończyło. Tak więc ucieczka w ten wirtualny świat może mieć wiele źródeł, zanim jednak zacznie się krytykę takiego zachowania warto się zastanowić czy powodem tego nie jest czasem wspomniany już brak akceptacji. Podstawą jest jednak zawsze szczera rozmowa, nie narzucanie nikomu swej pasji i pamiętanie o tym, że oprócz biegania jest jeszcze ta nudna szara codzienność, z którą trzeba się zmagać oraz, że bieganie ma te zmagania ułatwić, ale niestety nie wyeliminować. Gdy się o tym zapomni to łatwo trafić w sidła sieci, która kusząc pozornie lepszym życiem spowoduje zapomnienie o życiu prawdziwym. A wtedy szanse na zrozumienie zmaleją praktycznie do zera.

W zasadzie zamiast pisania tego wszystkiego mógłbym napisać tylko jedno zdanie – dobrze jest biegać nie przesadzając, szanując nie biegające otoczenie i nie narzucając nic nikomu aby być akceptowanym i nie musieć uciekać w świat wirtualny. To by jednak było zbyt proste, a przecież problem jest nad wyraz złożony. Proponuję na dziś skończyć na tym tekście. I lepiej go nie analizować, zwłaszcza podczas treningu.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2013-10-03,08:41): ciekawe spostrzeżenia, ciekawe refleksje na temat pasji, biegania i internetu. Temat bardzo na czasie. Mnie się spodobało bardzo jedno spostrzeżenie, że istnieje szara rzeczywistość, która nie powinna być niczym zastępowana, a bieganie ma ją jedynie rozświetlać :). Piękne.
Pawel1973 (2013-10-03,09:35): I znowu wszystkiemu winien internet ;-), gdyby go zakazano, jako groźnej używki, wzrosłaby wydajność pracy, dzieci uczyłyby się zamiast grać w sieci a związki by się nie rozpadały. Może nagle bieganie straciłoby sens, dla tych którzy traktują je jako dodatek do matrixa ale co tam...Plusów dodatnich jest więcej.
DamianSz (2013-10-03,09:47): Znakomity tekst i trafne spostrzeżenia. Przyznam szczerze, że momentami piszesz o mnie :-) Sam się często zastanawiam jak byłoby z moim bieganiem gdybym nie łączył tego "z internetem". A może już bym nie biegał ?







 Ostatnio zalogowani
Jurek3:33:33
01:02
camillo88kg
00:26
ksieciuniu1973
00:25
  Tomasz.Warszawa
00:15
s0uthHipHop
23:20
Andrzej Kalini
23:16
szyper
22:59
szakaluch
22:59
arco75
22:57
SzyMen
22:46
gpnowak
22:37
Admirał
22:22
jantor
22:21
Andrea
22:18
porywczy
22:12
Admin
22:08
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |