Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [59]  PRZYJAC. [46]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Mufat
Pamiętnik internetowy
O czym myślę, kiedy biegam...

Krzysztof Szwedzik
Urodzony: 1961-07-31
Miejsce zamieszkania: Winiec - Warszawa
49 / 49


2013-04-17

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
W hołdzie dla Bostonu... (czytano: 1257 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: www.mazurytour.pl

 

Dowiedziałem się o tym już po biegu i tąpnęło mną strasznie ! Przez kilka lat walczyłem o złamanie bariery czasowej 3 godzin 30 minut w maratonie, która dawała mi kwalifikację do maratonu w Bostonie, gdzie zawsze chciałem wystartować, bo to w końcu najstarszy maraton na świecie. Wreszcie, po wielu nieudanych próbach we wrześniu ub. roku podczas maratonu warszawskiego złamałem to 3:30 i droga do startu w tegorocznym „Bostonie” była otwarta…

Jednak tam nie pojechałem. Z różnych względów, ale przede wszystkim dlatego, że za namową kogoś, kto zabronił mi... rezygnować z marzeń, postanowiłem, że teraz zrealizuję to moje największe, biegowe marzenie życia, czyli „Mazury Tour 2013”. A przecież mogłem tam teraz być.

Ten zamach podczas maratonu w Bostonie był naprawdę potworny ! Przecież ten, kto to zrobił doskonale wiedział, że uczestnicy biegu nie będą mieli żadnych szans, żeby się ochronić przed śmiercionośnym wybuchem. W końcu mieli na sobie tylko cienkie koszulki i sportowe spodenki…, a więc nic co mogłoby ich w jakiś sposób osłonić. Nie byłem w stanie podczas dzisiejszego etapu „Mazury Tour” oderwać moich myśli od tego, co stało się w Bostonie. Nie ważne, że mogłem tam być, bo co komu pisane… to i tak go nie minie, ale co musieli przeżyć ci ludzie, którzy być może właśnie wczoraj w Bostonie kończyli swój pierwszy maraton w życiu ? Niestety, dla niektórych już na pewno ostatni…

Co czuli, gdy wpadali w trudnej do opisania euforii na metę - szczęśliwi, że pokonali samych siebie, że ukończyli MARATON, czyli bieg, którego magia oraz samo ukończenie zmienia człowieka raz na zawsze ! Bo każdy finisher wie odtąd, że będzie już w stanie pokonać wszystkie trudności – zarówno w bieganiu, jak i w życiu ! Bo ukończenie maratonu hartuje człowieka i daje mu ogromną wiarę we własne możliwości, w to, że był w stanie tego dokonać i może być bohaterem. Choćby tylko we własnych oczach… W końcu to samo czułem już tyle razy, przekraczając metę każdego kolejnego maratonu w moim życiu. Wiem też od innych maratończyków, że oni odczuwają dokładnie to samo, a więc i ci biegacze w Bostonie musieli wczoraj czuć się podobnie ! Przez ponad 42 km walczyli na trasie z pogodą, z własną niemocą, z pojawiającymi się kryzysami, które jakoś jednak pokonywali, z obezwładniającą słabością fizyczną oraz z rozumem, który podpowiadał im nieustannie, żeby zeszli z trasy… A mimo to dobiegli do końca i gdy zapewne płacząc ze szczęścia (bo emocje są zwykle wtedy takie, że trudno naprawdę wytrzymać ) otrzymywali swoje jakże zasłużone medale, spotkała ich… śmierć lub ciężkie kalectwo, a już na pewno traumatyczne przeżycie, którego nie zapomną do końca swoich dni. Dla mnie, bardzo smutne.

Jak będzie teraz wyglądało maratońskie życie na świecie ? Sądzę, że na pewno się zmieni, choć głównie od strony formalno-organizacyjnej. Będzie więcej różnego rodzaju obostrzeń, a organizatorzy biegów będą „dmuchali na zimne”. Wzrosną koszty zabezpieczenia maratońskich imprez, a więc i zapewne wzrośnie wpisowe. Nie wydaje mi się jednak, aby maratończycy się przestraszyli i odpuścili sobie bieganie maratonów. Bo to naprawdę bardzo twardy i zahartowany w boju „naród” - żyjący pod każdą szerokością geograficzną. W dodatku, niezwykle przyjacielski, uczynny i wspierający siebie nawzajem w każdych okolicznościach, a przyjaźnie maratońskie trwają całymi latami. Bo kto lepiej zrozumie maratończyka, jak nie drugi maratończyk !

Tego rodzaju przemyślenia towarzyszyły mi przez cały dzisiejszy etap "Mazury Tour 2013" - prowadzący terenami gościnnego Nadleśnictwa Bartoszyce i tegoż samego powiatu i niestety zupełnie odebrały mi radość z biegania. Chociaż prawie w każdej mijanej miejscowości czekały na mnie tłumy dzieciaków z miejscowych szkół. Musiałem często się zatrzymywać, by im wszystkim podziękować i zrobić pamiątkowe zdjęcia. Cały czas biegło też ze mną po kilkunastu młodzieńców i dziewcząt ze szkół z takich miejscowości jak: Łajdy, Żydowo, Bezledy. Niektórzy z nich byli naprawdę dobrymi biegaczami, jak choćby czternastoletni chłopak ze szkoły w Bezledach, biegający 100 metrów w czasie 13 sekund i do tego… w trampkach ! A gdyby tak miał kolce i startował w zawodach na tartanie ? No cóż, ich rówieśnikom w dużych miastach jest znacznie łatwiej, choć rzadko to potrafią docenić... Gdy patrzyłem na te biegnące ze mną dzieciaki to zastanawiałem się, czy ktoś z nich jak już dorośnie - wystartuje kiedyś w prawdziwym maratonie ? Mam nadzieję, że tak, mimo tej strasznej tragedii w Bostonie, o której trudno mi było nie myśleć, dlatego zdecydowałem, że dzisiaj i w kolejnych dwóch dniach „Mazury Tour 2013” będę biegł z czarną opaską na ręce. W hołdzie dla tych, którzy tam zginęli lub zostali ranni, bo ja jestem taki sam jaki ONI. Jestem maratończykiem…


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


1katarzynka (2013-04-17,22:15): ,,...Bo wszyscy jesteśmy maratończykami " - wszyscy (prawie ) czujemy podobnie.Gratuluje realizacji interesującego projektu-bo marzenia sa przecież po to by je spełniać.
Krissmaan (2013-05-05,16:18): Krzyś Na początku Gratulacje !!! Jak się spotkamy to pogadamy. A jeśli chodzi o Boston to mam podobne przemyślenia. Ja zastanawiałem się nad faktem jak mogli czuć się Ci, którzy ledwie co zdążyli zakończyć morderczą walkę z dystansem by stanąć przed nieoczekiwaną koniecznością walki o życie w momencie największego osłabienia organizmu. Jak znaleźć w sobie siłę i fizyczną i psychiczną aby w ogóle takiej walki się podjąć? Przykład z K2 pokazuje jak łatwo po wejściu na szczyt przegrać w walce o przetrwanie. Kierownik wyprawy posłużył się przykładem " nie da się po maratonie zaraz pobiec z powrotem." A poszkodowani w akcie terroru stanęli przed takim wyzwaniem. Na mecie musieli jeszcze walczyć o życie. Każdy kto przeżył jest dla mnie bohaterem, każdy kto nie przeżył też . Jeszcze raz dowiedzieliśmy się jak kruche jest życie i jak cienka jest granica między życiem a śmiercią. Gdyby można było skierować energię szaleńców w stronę robienia rzeczy dobrych np. biegania. Odkryli by, że świat nie musi być zły.







 Ostatnio zalogowani
gora1509
12:00
adam71
11:59
Leno
11:31
INGL66
11:27
kasjer
11:26
nikram11
11:03
Andrzej5335
10:38
batoni
10:32
mikeg
10:27
bobparis
10:27
anielskooki
10:26
Szafa
10:22
Admin
10:21
biegacz54
10:17
przemek300
10:13
panpanda
09:52
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |