Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [2]  PRZYJAC. [10]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Marco7776
Pamiętnik internetowy
Bieganie w miejscach nieoczywistych

Marek Ratyński
Urodzony: 1976-07-12
Miejsce zamieszkania: Warszawa
16 / 73


2015-05-01

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
CRACOVIA MARATON CZYLI KRAKOWSKA EUFORIA (czytano: 618 razy)

 

To miał być bieg w Kopenhadze, pod koniec maja. Zamierzałem kontynuować moją maratońską pielgrzymkę do nowych miejsc na mapie świata. Z różnych powodów zacząłem szukać alternatywy w kraju. Warszawiak wybrał Kraków. Moje ulubione, królewskie miasto, w górnym biegu Wisły.
Tydzień przed nie miało być żadnego maratonu. Ból pod lewym kolanem nie ustawał i nie pozwalał mi swobodnie postawić nogi, a podczas treningu utrzymywał się do 10 km. Jeszcze dzień przed startem, w drodze na Błonia po pakiet, kuśtykałem, zastanawiając się, czy to ma sens.
Jednak postanowiłem spróbować. Najpierw ponad cztery godziny w wyjątkowo wygodnym autobusie, potem spacer przez Starówkę, w zacinającym co chwila zimnym deszczu, wizyta na wietrznych Błoniach, obok mknących akurat, na trasie swojego maratonu, rolkarzy, wreszcie skromny pakiecik startowy (ciekawe, bo nie "załapałem się" nawet na chlebek, obśmiewany na różnych forach). W końcu terkocący po torach tramwaj zawiózł nas na nocleg w Nowej Hucie.
Poranki maratońskie, następujące zwykle po bezsennych nocach, lubię szczególnie. Stres przedstartowy, chłód poranka (ten był wyjątkowo zimny), obawa czy zdążę na czas i wyłaniający się z każdego miejsca osobnicy w sportowych butach. Jest ich coraz więcej, z każdym metrem drogi przybliżającej nas do startu. Miasto jest ich ! W niedzielne poranki, na każdej szerokości geograficznej, nie ma chętnych na miejskie spacery poza nimi.
Już wszystko zostało zrobione, rytuał niedzielnego poranka to koniec długiej drogi przygotowań. Zwieńczeniem jest czas od strzału startera do momentu minięcia linii mety. Wszyscy biegacze, równi w swoim 42-kilometrowym wysiłku, mimo różnorodności strojów, sylwetek i humorów. Niesie nas euforia tego wyjątkowego dnia, dystansu i poczucie wspólnoty. Nieważne czy biegniesz na 3,4 czy 5 godzin, a może debiutujesz, masz świadomość, że jesteś uczestnikiem wyjątkowego wydarzenia. Mam nadzieję, że nigdy nie dopadnie mnie rutyna nie pozwalająca odczuwać tego w ten sposób.
Wystartowali z Rynku, tuż po hejnale, wśród nich Maratończyk, z bolącą nogą. Na początku spokojnie, ale w tempie pozwalającym nie tracić nadziei na dobry wynik. Czołowy wiatr na Błoniach spowalnia jednak ruchy, ból nie ustępuje. Dziesiąty kilometr. Jednak postaram odjąć sobie trochę "cierpienia". Proszek przeciwbólowy oddala wszelkie niedogodności. Wiem, że nie jest to specjalnie zdrowe, ale chcę ukończyć ten bieg. Do tej pory nigdy nie zszedłem z trasy !
Po drugiej stronie Wisły biegnie mi się swobodniej, przyspieszam i mimo ostrego podbiegu na przęsło mostu oraz przedni ego nadwiślańskiego wicherku, docieram pod Wawel w czasie 1:31:05. Półmetek. Wszędzie mnóstwo kibiców krzyczących, klaszczących, przybijających "piątki". Obsługa jest znakomita. Co 2,5 km izotonik, co pięć- banany i inne "frukty" (nie korzystam, ale doceniam). Wolontariusze podający napoje robią to w taki sposób jakby zdobyli w tej dziedzinie absolutne wtajemniczenie (a nie jest to łatwe, wiem co mówię, trochę pobiegałem w zawodach).
Maratończyk ma nadzieję, jeszcze na 25 km, że uda mu się wykonać "negative split", Błonie rozwiewają jednak te marzenia. Trasa nie najłatwiejsza, wiaterek daje się we znaki, choć zza chmur prześwituje słoneczko. Atmosfera i wewnętrzna euforia sprawiają jednak, że wciąż biegnie mu się świetnie i choć ostatnie kilometry dłużą się nieco, udaje się uniknąć efektu "ściany" a nawet zafiniszować na niebieskim "dywanie" , na Rynku Staromiejskim.
Potem masaż, prysznic, bogaty pakiecik i już mostkiem zbudowanym specjalnie na tę okoliczność, wśród tłumów obecnych i przyszłych maratończyków (taka atmosfera może tylko zachęcić) udajemy się na dworzec. Tym razem noga nie pozwala na zwiedzanie (zadowalamy się pokazem mody w przydworcowym centrum handlowym), ale jak powiedziałem, szczerze, reporterowi stacji radiowej, który mnie zaczepił na mecie, na pewno tu kiedyś wrócę ! Być może będzie to mój pierwszy raz kiedy wystartuję w tym samym mieście. Warto !
Dziękuję Mojej Żonie za wytrwałą obecność na metach maratonów w tych wszystkich bliskich i dalekich miejscach. W upalnych i chłodnych, słonecznych i wietrznych okolicznościach przyrody. Być może kiedyś pobiegniemy razem i wcale nie musi to być maraton 
Dziękuję Pani Bożenie Dziubińskiej za fachową opiekę trenerską w przygotowaniach.

PS Cracovia Maraton dobiegłem w czasie 3:07:13, zajmując
176 miejsce na 4574 osoby, które ukończyły. Był to mój
siódmy, kolejny bieg poniżej 3:15 . Granica 3:00 wciąż
przede mną.Do czasu ! 


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Mahor (2015-05-01,19:27): Taaki wynik z bólem w kolanie ho ho...zastanów się nad drugim stabilizującym bólem nogi drugiej.Zapewne "trójka"będzie rozmieniona :)
Marco7776 (2015-05-02,09:48): Sam się nad tym zastanawiam ;-) Tym bardziej, że chińczyk, który mnie czasem rozmasowuje po biegu mówi wciąż: Nie może Pan biegać :-)







 Ostatnio zalogowani
marian
19:24
barcoo
19:11
jery
19:07
anielskooki
18:19
szogun-pj
17:54
johnlyndon
17:39
Admin
17:39
Piotr Czesław
17:02
42.195
16:56
Pawel63
16:54
eldorox
16:53
baderak
16:05
kozung
15:54
Zając poziomka
15:49
bietah
15:46
Jerzy Janow
15:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |