Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [9]  PRZYJAC. [73]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
a.Klimczak
Pamiętnik internetowy
Zapiski w biegu

Adam Klimczak
Urodzony: 1988-11-26
Miejsce zamieszkania: Kraków
108 / 143


2013-05-12

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Moc w słabości się doskonali (czytano: 375 razy)

 

"Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali" (2 Kor 12.9).

Tak jak św. Pawłowi, i mi musi wystarczyć to co teraz mam.
A mam znowu guzik.
Od półmaratonu Ślężańskiego nic w moim bieganiu nie idzie jak powinno, a przynajmniej nie tak ja ja bym tego chciał.

Zanim przejdę do dzisiejszego startu w Katowicach, krótka wzmianka o tym co było wcześniej.

1 maj - 10,5 km w Jelczu, do mety przybiegłem 7my biegnąc tragicznym tempem 3:53. Potraktowałem to jako ostrzeżenie.
Ogólnie imprezę czyli Maraton w Jelczu-Laskowicach bardzo polecam, trasa nie jest może płaska ale i tak ludzie biją tam życiówki.
A po biegu można zawitać na miejscowy basen za okazaniem numeru startowego. Plus dobra zupka, dużo lepsza niż w takim np. Krakowie. Koszulka też na plus, bez reklam, nadaje się do wyjścia do sklepu.

3 maj - miałem już plany jechać ze znajomym pozwiedzać trochę zamków, m.in. Chojnik. Ale nie wyszło, i jako że nie miałem co robić to pojechałem sobie do Sobótki.
I zrobiłem 28km. Tym razem trasa rozszerzona, najpierw pobiegłem na Wieżycę, dalej Ślęża, na szczycie której nadal tkwią krzyże wniesione w czasie EDK, Radunia, wzgórza Oleszeńskie i niebieskim szlakiem aż na Gozdnik.
Po drodze napotkałem 3 sarny i jednego człowieka.
Potem asfaltami, w tym po części trasą półmaratonu na autobus, który wedle rozkładu zaraz miał być... Ale sobie trochę poczekałem, dobrze że miałem suche ciuchy na przebranie się, inaczej mogło to się źle skończyć, a i tak się telepałem z zimna.
A bo było tylko 8 stopni i ciągle padało. Na trasie mgliście i dżdżyście. Potężne kałuże i strugi spływającej szlakiem wody, czyli to co lubię w bieganiu najbardziej, żywioł hasa sobie po całości. Biegłem w jednej warstwie, termoaktyw i legginsy, oraz czapka i rękawiczki - jak zimą.
Ale po jakimś czasie mój słaby punkt - dłonie - przestały funkcjonować. Miałem problemy z robieniem zdjęć i jakimkolwiek innym działaniem. Prowiant - a właściwie jego skromną część a mianowicie 33g czekolady i 200ml wody, spożyłem dopiero na Gozdniku.

12 maj.
Tydzień przed dzisiejszym startem solidnie trenowałem, po raz pierwszy w życiu realizowałem plan treningowy ułożony mi przez Piotrka.
Ale tym razem cudów nie było, choć dziś jechałem do Katowic z dobrym nastawieniem, może trochę niewyspany, bo wstałem wpół do piątej.
Start półmaratonu był 2 godziny po starcie maratonu, co mi nie pasowało. Nie miałem co z sobą począć przez ten czas jak reszta ekipy biegła. Poszedłem pozwiedzać Katowice, a właściwie poszukać jakiegoś jedzenia. W McDonaldzie była jeszcze oferta śniadaniowa, nie wiem czemu oni tak bardzo nie lubią mnie jako swojego konsumenta? Oczywiście wyszedłem oburzony. Nie mogłem znaleźć żadnej spożywki, ok, jest Żabka, akurat na trasie maratonu i koło toi-toja - 2 w jednym. Wyszedłem z zakupami akurat w momencie jak przebiegał, przyszły jeszcze, zwycięzca maratonu.
Zagadałem z wolontariuszką i jej chłopakiem, który jak się okazuje też biegnie półmaraton, jako debiut.
Mimo mojej niepełnej wiedzy o bieganiu zacząłem bawić się w mentora, komentując bieg.
W trakcie jak biegacze pokonywali trasę, ja objadałem się bułami i serkiem topionym, pychota.
Potem udałem się na przystanek tramwajowy i pojechałem pod Spodek, w celu skorzystania z tojki.
I kogo spotkałem? Moich poprzednich rozmówców. Jako że byłem sam, wybrałem ich towarzystwo i zaczęła się gadka o bieganiu.
Fajna sprawa, pogadać z nieznajomymi przed biegiem, z racji tego że prawie nigdy sam nie przebywam na zawodach, nie mam do tego częstych okazji.
Za to totalnie załamała mnie też nowo poznana koleżanka Asia, wyskakując do mnie per "pan". Poczułem się staro z racji tego że dziewczyna miała 21 lat, a ja mam przecież jedynie 24 z hakiem. No ale nic to, zbliża się godzina startu, ja już trochę zmarzłem.
Początek biegu przywitał mnie mżawką i podbiegiem. Wbiegliśmy w połówkę maratonu, co nie było fajne ze względu na brak poglądowej sytuacji kto co biegnie. I nie wiedziałem jak biec, co jednak nie przeszkadzało, bo od początku biegłem w okolicach 4:00 - tragedia.
Do 4km biegłem na 4tej pozycji, o czym wtedy nie wiedziałem.
Jednak szybko poczułem że to nie mój dzień, co ja mówię, przecież to nawet nie mój kwartał :P
Ciągłe podbiegi/zbiegi próbowały nauczyć mnie pokory i tak, przyznaję się, walki z mojej strony nie było. Jak widziałem swoje międzyczasy to mentalnie przegrałem. Może lepiej byłoby biec bez zegarka?
A jeszcze były dni, gdy szybciej na treningach biegałem.
Chyba na 12 km wyprzedził mnie koleś pchający wózek.
To już mnie prawie dobiło, ale na szczęście jeszcze zdołałem go jeszcze przegonić, nie, nie przyśpieszyłem, to on wymiękł, no ale co się dziwić jak musiał pchać dzieciaka po takich górach? Kilka hałd i wiaduktów dalej, i jesteśmy na mecie z czasem netto 1:25:41 i 11 pozycją open.
Niski poziom jednak, na tyle biegaczy, widać doskonale, że był to bieg dodatkowy.

A teraz nie pora na lamenty, jutro znowu trzeba coś potruchtać.

PS. od środy jestem znowu na antysłodyczowej, bezczekoladowej diecie.
Na razie daję radę - w biedronce nie kupiłem tym razu zapasu czekolad, a dzisiejszy batonik z pakietu oddałem Krzyśkowi by jego dzieciaki coś słodkiego miały :)

Na zdjęciu stan szlaku na Ślężę. Buty miałem nieustannie mokre

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Lektor443
02:14
velica
01:43
barthex
00:55
teresa.tatys@gmail.com
22:57
Wojciech
21:51
gpnowak
21:50
czewis3
21:49
kos 88
21:44
ona
21:38
annaklama
21:31
Seba7765
21:24
zorza
21:18
tete
21:04
Przemek_Czersk
20:57
Jans
20:37
JolaPe
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |