Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [364]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Krzysiek_biega
Pamiętnik internetowy


Krzysztof Bartkiewicz
Urodzony: 1975-04-05
Miejsce zamieszkania: Toruń
122 / 193


2013-01-04

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Z kart historii, moje biegowe CV, cześć 3 (czytano: 1676 razy)

 

W 2003 roku tradycyjnie zimy nie przepracowałem bo uniemożliwiały mi to ciągłe kontuzje, za to w kwietniu było już dobrze i na zbliżający się maraton Toruński wierzyłem że tym razem powalczę o podium klasyfikacji generalnej. Niestety dosłownie na 5 dni przed jego udział coś stało mi się z kolanem, dzięki dobrym kontaktom z lekarzem udało mi się szybko dostać do chirurga który dał mi jakiś zastrzyk mający na celu niby dać żelu w kolanie, na ile to było prawdą to nie wiem, ale maraton
przebiegłem bezboleśnie, wprawdzie 5 dni przerwy swoje zrobiło i siadła mi psychika i bieg ukończyłem w czasie 2:41 - nikt mi wówczas nie wierzył że biegłem z kontuzją, ale tak było - po biegu nie mogłem w ogóle już kolana zginać. Dalej już do lekarza nie szedłem tylko zgodnie z zalecenie zrobiłem 2 tygodnie przerwy. Następnie w lipcu wystartowałem w rekreacyjnym cross maratonie u Tadzia Spychalskiego na bardzo trudnej technicznie trasie i wynik jaki uzyskałem 2:48.10 jest do dziś rekordem
trasy. Po tym maratonie poczułem się pewniej i wystartowałem 3 tygodnie później w nieistniejącym już maratonu w Pucku. Od samego startu mocno ruszyłem na prowadzenie i po dziesiątym kilometrze puścili mnie Janicki i Sękowski. Wiedziałem że nie jestem w stanie tego tempa sam utrzymać, ale wierzyłem że jak uzyskam przewagę to rywale dadzą sobie spokój. Niestety bardziej doświadczeni zawodnicy w drugiej części dystansu mnie dopadli i skończyłem wówczas na czwartej pozycji. Nadal nie wiedziałem
jak zwalczyć stres, opanowanie i kłopoty żołądkowe.
Następnie pojawiłem się na maratonie Solidarności, kumpel z biegowych tras zaoferował mi tabletkę po której nie poczuje głodu żołądka. Tutaj byłem przed kolejnym doświadczeniem i biec jak zawsze na dzikusa i albo wytrzymam, albo padnę, lub zaufać kumplowi i może faktycznie są jakieś specyfiku które mogą zdziałać cuda.
Nie wiem ile w tym było prawdy, ale fakt był taki że cały czas startowałem w maratonach i po trzydziestym nie czułem się już tak pewnie. Tym razem było inaczej. Po tabletce bym efekt placebo że poszedłem od razu do ubikacji, następnie przeszedł mnie dreszcz który nie wiem z czego wyniknął, być może zwyczajnie był to stres przedstartowy. Tydzień wcześniej jednak wystartowałem w atestowanym biegu na 10km gdzie złamałem po raz pierwszy w życiu 32 minuty więc szukałem odpowiednich atutów ku
temu żeby nie myśleć że z góry jestem przegrany. Był to mój trzeci start w tym maratonie i zawsze coś poszło nie tak (3:27 w 96") i 2:54.50 (01"), tym razem w momencie startu poczułem się o niebo pewniejszy. Ponownie stając na starcie z Janickim i za każdym razem z nim jak do tej pory przegrywałem.
Tym razem nie zamierzałem dać się ponieść i trzymałem się z nim. Od początku mocno do przodu ruszyła trójka zawodników (Murawski, Klein, Kąpiński) i ja w grupie pościgowej ok osiem osób. Po półmetku poczułem wyjątkowy luz i oderwałem się od grupy. Na metę wbiegłem z kolejnym rekordem życiowym 2:26.02!! Jednak nie byłem zadowolony gdyż tak jak przewidywałem że mimo że nikt mnie nie mijał powiedziano że jestem piąty. Na szczęście po mojej interwencji i rozmowie z sędzią który stał na
Westerplatte i nie miał pomiaru czasu jednego zawodnika ze Wschodu - postanowiono go zdyskwalifikować za oszustwo. Tak więc jednak jakaś sprawiedliwość jest, przy dekoracji byłem już wywołany jako czwarty i po raz pierwszy wygrałem z Janickim i blokiem Wschodnim:)

Następnie kilka dni później pojechałem do Zamościa, mimo bardzo udanego pierwszego etapu za Piotrem Sękowskim i Jarosławem Janickim, to w dniu drugiego etapu miałem pecha dobierając sobie pokój z nieodpowiedzialnym zawodnikiem, który razem mocno popijał i rano schodząc na śniadanie udał się dalej w tango, a ja po śniadaniu nie mogłem się dostać do pokoju. Stres jaki wówczas przeżyłem mocno zaważył na dalszej części biegu i przy drugi etapie ok 10 razy lądowałem w krzakach. Tracąc wtedy chyba z pół godziny do lidera. Żołądek długo czułem jeszcze kilka dni. Wtedy nie wiedziałem jeszcze że startuje z Piotrem Sękowskim po raz ostatni, który odszedł od nas niecały rok później. Jego śmierć była szokiem chyba dla nas wszystkich. Miał zaledwie 37 lat. Cały etap wygrał Piotr Sękowski z czasem ok 5.38 (wtedy to były czasy, ja dziesiąty zamykałem stawkę z wynikiem 5.57. W ubiegłym roku zwycięzca nawet 6h nie złamał)


Chcąc nadrobić zaległości dopuściłem się kolejnego startu w Niemczech gdzie doznałem po raz kolejny urazu kolana, nie wiedziałem co jest grane. Postanowiłem dać sobie nogę na miesiąc w gips. Zawsze tak robiłem i zawsze to pomagało, mimo tak długiej przerwy to okazało się że kolano nadal boli. Ktoś napomniał o kisielu i żelach, jak zacząłem to jeść to okazało się że był to strzał w dziesiątkę i było dobrze , do momentu aż nie zachciało mi się obozu. Pojechałem do Zakopanego i już po pierwszym dniu doznałem kontuzji, raptem może z miesiąc chodziłem bez gipsu, jak po raz kolejny go sobie zafundowałem. 21 dni szybko minęły i jakieś 3 dni później już zacząłem delikatnie biegać (dodam że obecnie podobno zalecana jest rehabilitacja, ja nigdy po opatrunku gipsowym tego nie stosowałem lecz kontynuowałem treningi).. Tym razem zima była łaskawa i po raz pierwszy osiągnąłem swój maksymalny próg chyba treningowy. Zapiska z dnia 21 grudnia 2003 roku: 6 razy 1km ze średnią 2.56/km, 10 grudnia 16km po 3.25/km oraz 26 grudnia 5 razy 2km średnio po 6.12/2km, do dziś nigdy szybciej tych odcinków nie pobiegłem.


Wracając na chwile do treningu z dnia do 10 grudnia, gdzieś tam usłyszałem że jakiś zawodnik po mocnym treningu wypija lampkę wina. Sam nie wiem czemu zrobiłem na odwrót ale lampkę wina wypiłem przed mocnym treningiem, być może spowodowało to całkowicie rozluźnienie organizmu czy jak ale raptem z pół godziny później wyszedłem na trening gdzie zrobiłem 22km w tym 16km po 3.25/km, nigdy na tym odcinku szybciej na treningu nie pobiegłem, sam nie wiem jak to możliwe. Ale w późniejszych treningach
jak już to lampkę wina wypijałem po treningu.
Wystartowałem wówczas w biegu sylwestrowym w Nałęczowie na dystansie ok 7km i przybiegłem za Alexandrem Sitkowskim (zwyciężył tego dnia w Trzebnicy)i Dariuszem Kuzdrą. Tego dnia też miałem start w Łodzi gdzie popadał śnieg i nie byłem przygotowany na bieganie w lesie w takich warunkach i zapewne wygrałbym gdyby nie fakt że na zakrętach mocno się męczyłem
Wyniki biegu Sylwestrowego z Łodzi 2003
1 Jarosław OMĄKOWSKI 27:18
2 Marcin PANFIL 27.24
3 Michał KUBIAK 27.29
4 Krzysztof BARTKIEWICZ 27.31
5 Łukasz PANFIL 27.38
6 Wojciech WIĘCKOWSKI 27.52
7 Piotr SĘKOWSKI 28.52


Poniżej wyniki z Nałęczowa 2003/2004 (dystans ok 7km):
1 Aleksander SITKOWSKI 19.54 (rek. trasy)
2 Dariusz KUZDRA 20.02
3 Krzysztof BARTKIEWICZ 20.09
4 Sergiej ZACZEPA 20.16
5 Łukasz BALCER 20.30
6 Sergiej FISKOWICZ 20.34
7 Dariusz WIECZOREK 20.36
8 Grzegorz Doroszyński 20.38
9 Tomasz CHAWAWKO 21.31
10 Daniel WOSIK 22.16



Wówczas można powiedzieć że gdybym skupił się na krótkich dystansach mógłbym zabłysnąć, ale wysiłek jaki włożyłem w swoje podium w Nałęczowie był nie adekwatny do mojego wynagrodzenia. Wolałem skupić się na maratonach które od początku mnie fascynowały i w przypadku braku formy, wiedziałem że będę biegał czysto dla pasji a że uwielbiam podróże tak więc biegał i zwiedzał..:) Zaraz po biegach sylwestrowych Zimą 2004 doznałem rwy kulszowej, przez 3 tygodnie nie byłem w stanie biegać. Trafiłem na dobrego wówczas specjalistę w tej dziedzinie który mnie z tego wyciągnął, zarówno z rwy jak i kasy bo nagle okazało się że jestem kompletnie spłukany. W marcu poczułem się lepiej więc zacząłem jak zwykle szaleć z treningami i zaraz szukałem gdzieś blisko biegu, na dalsze wojaże nie było mnie jeszcze stać. Wiedziałem że do kwietnia nie wytrzymam i pilnie potrzebowałem gotówki, na start na dyszkę byłem za słaby w erze biegaczy ze Wschodu, więc wyszukałem mało płatny maraton w Ostrawie, ale nie miałem wyboru, nie jestem z tych co pożyczają kasę. Musiałem tam pobiec mimo że był to najgorzej zorganizowany maraton w jakim kiedykolwiek uczestniczyłem. Wystartował wówczas Waldemar Lisicki jeszcze i Etiopczym Serbessa Mulugeta mieszkający w Pradze. Po dziesiątym kilometrze urwałem się... od nich i w samotnym biegu kontynuowałem dalszą ucieczkę, w pewnym momencie nawet źle skręciłem i musiałem się cofną tracąc ok 300-400m, mimo wszystko udało mi się wygrać z rekordem trasy 2:29
- wówczas w marcu po raz pierwszy w życiu zrobiłem ponad 700km. Mimo to treningi miałem bardzo mocne i nie obniżałem poziomu.
W kwietniu potrafiłem pobiec 12km w tym 15 razy 200 m po 30-31 sekund, 1 kwietnia mam zapiskę 6 razy 1km w tempie 2:51, 3:04, 2:51, 3:03, 2:48, 3:05, czy 14 kwietnia 2004 rano siła biegowa i po południa start w Grand Prix na 7.5km uzyskałem wówczas czas 23.39(średnio 3.09/km) wynik ten jest do dziś rekordem trasy. 11 dni później bo 25 kwietnia pobiegłem 50km we Włoszech, czas 2:51 i drugie miejsce, 5 minut za mną przybiegł na trzeciej pozycji, ubiegłoroczny zwycięzca Tomek Chawawko, trasa jednak okazało się była ok. 800m krótsza. Podziwiałem wówczas Tomka że potrafi na niecałą godzinę przed startem zjeść jeszcze pajdę chleba, start był o 8.30 rano więc dla mnie korzystnie było, tym bardziej że tradycyjnie nie praktykowałem jeszcze posiłków przed biegiem

Po biegu noga mi tak spuchła że miałem problem włożyć buta i myślałem że mam po sezonie, a konkretnie nabrzmiała mi kostka w stopie, ale jakieś cuda się działy że w ciągu dwóch, trzech może dni kostka wróciła do swoich pierwotnych rozmiarów, wynikło to prawdopodobnie z tego że biegłem w rozpadających się butach pozbawione już wszelkiej amortyzacji a po 25km było ok 8 km mocnego zbiegu. Zakupiłem tutaj sobie startówki Mizuno za 125 pamiętam euro, wówczas kurs był bardzo wysoki, sam wtedy
sprzedawałem euro za ok 4.6pln) wiec cena butów była nieporównywalnie wyższa niżeli w tym okresie w Polsce. Mając nie wesoło w portfelu szukałem kolejnego startu, jednak zakwasy dawały się we znaki. Po tym biegu na drugi Dzień Tomek namówił mnie na rozbieganie, biegłem wolniej niż poruszająca się o kulach babcia, ale być może był to klucz do szybkiej regeneracji bo już w piąty dzień zrobiłem czterdziestkę na dwa razy, wówczas postanowiłem że jadę na jakiś maraton. (Dodam że do tego czasu nigdy
nie praktykowałem żadnych rozbiegań po maratonie i do dziś robię minimum dzień wolnego) Mając przed sobą kalendarz na internecie patrze że za 2 dni jest jakiś maraton w Belgii, nikomu nic nie mówiąc udałem się tam sam, nawet nie nawiązałem żadnej rozmowy z organizatorem, napisałem tylko szybko e-maila że się wybieram i proszę o jakiś nocleg i ewentualnie zwolnienie z wpisowego. Widziałem tylko regulamin z listą nagród i to mi wystarczyło. Dojechałem tam w sobotę po 22-iej kiedy wszystko było zamknięte, ale w trakcie podróży poprosiłem brata o sprawdzenie poczty, który pocieszył mnie że coś odpisali i miałem podany adres hotelu do którego mam się udać. Jakieś było moje zdziwienie że przed hotelem wskazanego hotelu była kartka po polsku następującej treści: Panie Krzysztofie, mocno przepraszamy, ale nastąpiły zmiany i proszę się udać do hotelu... za nic pan nie musi płacić, numer startowy otrzyma Pan w recepcji"
Po takim przyjęciu dostałem wielkiej motywacji do dobrego występu. Założyłem wówczas nowiutkie startówki Mizuno zakupione we Włoszech.

Poszedłem bardzo mocno trzymając trzeciej pozycji, biegłem sam od statu do mety. początkowo po 3.20/km tak do 30km, tempa biegu się przeraziłem i psychicznie zwolniłem w obawie że nie mam szans tak mocno dobiec, gdyby tak było może bym dobiegł na 2:20-21, a tak skończyło się na 2:23 i czułem się rewelacyjnie, życiówka do dziś, chociaż mogła być mocniejsza. Na mecie okazało się że w organizacji jest Polak dlatego bardzo się ucieszyli że przyjechałem. Co ciekawe mimo że pierwszy raz biegłem w tych butach to żadnych otarć. Kilka razy w późniejszych latach kupywałem
Mizuno które są w Polsce i nie mam o nich dobrego zdania, czy zatem we Włoszech są oryginalne, a u nas nie, czy też chodzi o coś zupełnie innego...?

Podaję treningi jakie miałem w kwietniu 2004:
1 kwietnia 19km w tym 6 razy 1km w 2:51, 3.04, 2:51, 3.03, 2:48, 3.05(przerwa 500m)
2 kwietnia rano 20km w tym 15 podbiegów po 200m
wieczorem 14km rozbiegania w tym 10 przebieżek
3 kwietnia rano 12km w tym start na 6km w Ostromecku, przełaj (6msc)
wieczorem 18km rozbiegania
4 kwietnia 22km w tym 5 razy 2km w 6.28, 6.23, 6.24, 6.26, 6.23 (przerwa ok 500m)
5 kwietnia 22km w tym 15 przebieżek po 200m
6 kwietnia 24km w tym 18km po 3.44/km
7 kwietnia 24km w tym 15 razy 200 średnio po 30.40 (najszybsza 29.96, najwolniejsza 31.50)
8 kwietnia WOLNE
9 kwietnia rano 20km w tym 10 przebieżek
wieczorem 20km w tym 6 podbiegów pod górę Kaszczorek (ok 450m)
10 kwietnia 20km w tym 12km po 3.38/km
11 kwietnia 18km w tym 10 przebieżek częściowo skipowych
12 kwietnia 27km w tym 12 razy 1km w tempie: 3.04, 3.02, 3.09, 3.03, 3.07, 3.04, 3.09, 3.00, 3.09, 3.01, 3.05, 2.59 (przerwa ok 400m)
13 kwietnia rano 22km w tym 18km po 4.02/km
wieczorem 18km w tym 15 przebieżek po 200m
14 kwietnia rano 18km w tym 15 podbiegów po 200m
po południu 15km w tym start w Grand Prix, 7.5km w 23.39 (rek. trasy) średnia 3.09/km
15 kwietnia 30 km w tym 20km w 1:13.09 (3.40/km)
16 kwietnia 20km w tym 15 przebieżek po 200m
17 kwietnia rano 20km w tym 12km po 3.44/km
południe 20km w tempie 4.10/km
18 kwietnia 28km w tym start w półmaratonie w Ostrzeszowie, trasa bez atestu (po 15km przestaliśmy rywalizować i na metę stadiony wbiegliśmy w czterech na pierwszej pozycji, tempo biegu po ok 3.25/km)
19 kwietnia Wolne
20 kwietnia 20km w tym 15 przebieżek po 200m
21 kwietnia 30km w tym 3 razy 6km w 21.31, 21.24, 21.24(3.35/km) przerwa ok 2km)
22 kwietnia 23 km w tym 8 razy 1km w 2.59, 3.06, 3.02, 3.08, 3.02, 3.04, , 3.02, 3.05 (przerwa ok 400m)
23 kwietnia Wolne
24 kwietnia 20km rozbiegania w tym 10 przebieżek z Tomkiem Chawawko
25 kwietnia start na 5km w Castell Boilognesse we Włoszech
Wyniki pierwszej trójki:
1 Ardemagni Mario 2:46.26 (rek. trasy w tym samym roku Włoch zdobył złoto na 100km)
2 Ja 2:51.46
3 Tomasz Chawawko 2:56.51
26 kwietnia 10km rozbiegania
27 kwietnia wolne
28 kwietnia 14km rozbiegania
29 kwietnia 21km w tym 14km po 3.40/km
30 kwietnia rano 22km rozbiegania w tempie po 4.03/km
południe 18km w tym 15 przebieżek po 200m
1 Maj Wolne (Wyjazd do Belgii)
2 maj maraton 2:23.47 rek życiowy

Wyniki Maasmaraton 2004:
1 Erc Gerome 2:17.38
2 Robert Zaradzki 2:21.00
3 Ja 2:23.47
4 Patrick Vanderstraeten 2;24.32
5 Olicier Pieron 2:25.26
6 Marc Paranikitas 2:25.53


2 tygodnie później, 16 maja start w półmaratonie Gryfa, na starcie gubię zegarek, schylam się po niego, jak zawodnicy już wyruszyli, odrabiam straty na drugim kilometrze i kolejna życiówka. 1:08.37,

Wyniki z półmaratonu w Szczecinie
1 Artur PELO 1:07.30
2 Marek WASILEWSKI 1:08.06
3 Jarosław JANICKI 1:08.26
4 Ja 1:08.36

tutaj jest loteria fantowa i wyczytują mnie, wygrałem wyjazd na maraton do Nowego Jorku, niestety organizator nie dotrzymał umowy i wyjazdu nie było, po roku czasu oczekiwania otrzymałem 3/4 wartości wycieczki.
Tydzień po Szczecinie kolejny start w Janowcu Wielkopolski i kolejny rekord, na atestowanej trasie 31.16 (jest to mój rekord po dzisiejszy dzień)
Wygrał wtedy Dariusz Wieczorek 30.00, drugi Marcin Fehlau 30.54, 3 Klaudiusz Kozłowski 31.06 i czwarty ja z wynikiem 31.16

Wydawało by się że tak już będzie cały sezon, ale nagle po Janowcu doznaje gorączki i to na dzień przed maratonem w Toruniu, kiedy to chciałem zaatakować 2:20, dosłownie koszmar!! Decyduje mimo to się na start, w przed dzień maratonu miałem 39 stopni, z rana wargi opuchnięte mimo to maraton kończę na 2:33.31 (9 miejsce), wygrał wówczas Artur Pelo z wynikiem 2:22.46 samotnie prowadząc od startu do mety. Za to 2 tygodnie po Toruniu Kolejne zwycięstwo w maratonie, Tym razem w Leiden (mieście
partnerskim Torunia) wbiegam na metę z wynikiem 2:31.02.

W wakacje chciałem zrobić znów obóz i po raz kolejny kontuzja tym razem na drugim treningu, pobyt miałem wykupiony więc pospacerowałem trochę w Karpaczu. Jesienią jeszcze pobiegłem maraton tydzień po tygodniu w Nowym Sadzie (2:31-gdzie wygrałem i tydzień później w Echternach 2:26, wówczas przybiegłem na drugiej pozycji ale umówiłem się z zawodnikiem z Litwy po 35km że jednak się dzielimy bo nie miałem już na tyle siły żeby mocniej biec i walczyć, dla formalności ostatni kilometr depną pokazać
że jednak był w tym dniu mocniejszy, (dla niego był to jednak ostatni start w maratonie bo później dostał kontrakt jako masażysta w jednym z piłkarskich klubów gdzie jest do dziś i z bieganiem za pieniędzmi mógł dać sobie spokój. Jak wówczas z 3 miesiące po maratonie w Echternach z nim rozmawiałem na na początek miał mieć 1500 euro miesięcznie, więc całkiem nie źle...)

Później planowałem zrobić przerwę, ale po niej nie mogłem dojść do siebie a biegając na siłę tak nadwyrężyłem Achillesa że przez kilka dobrych sezonów pauzowałem biegając praktycznie do 2007 roku czysto dla siebie, gdzie podejmowałem się różnych prac żeby zapomnieć nawet o bieganiu na jakiś czas. Chwytałem się nawet bardzo ciężkich prac budowlanych pracując po 1-12h dziennie nawet w weekendy, ale stwierdziłem że jednak pogoń za pieniędzmi i nie mieć z tego żadnego życia mi nie służy, tak więc
poszukałem sobie czegoś lżejszego, tak bym mógł chociaż co drugi dzień pobiegać czysto dla siebie i weekendy mieć wolne, być może dzięki temu i moim zamiłowaniu do biegania udało się powrócić do całkiem niezłej dyspozycji w 2008 roku, ale o tym już w następnym wpisie

Na zdjęciu finisz z maratonu Wrocław 2012 (wygrałem 2 sekundy z Tomasze Sobczykiem, VI msc Open)


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Robertz (2013-01-04,21:07): Krzychu powinieneś napisać książkę o twojej historii biegania.Będę jednym z pierwszych, którzy ją kupią.
Krzysiek_biega (2013-01-04,22:48): Myślałem o tym, ale chciałbym na koniec odnieść jeszcze jakiś biegowy sukces. Czy mi się to uda to nie wiem, ale mam pewien plan...:)
bartus75 (2013-01-05,10:02): dajesz mi motywację do dalszych treningów, nigdy nie osiągnę takich prędkości jak Ty mimo że jestem też z 75" roku :) ale zacząłem biegać dopiero rok temu ... powodzenia i czekam na dalsze części ...
Krzysiek_biega (2013-01-05,11:23): Bartku wszystko w naszych głowach, na dniach ukaże się artykuł o pewnym Japończyku, biegającym kamikadze który mimo że nie jest fizycznie przygotowany do maratonu na światowym poziomie, to ma tak mocną psychikę że potrafił w ubiegłym m roku 2 maratony w odstępie dwóch tygodni pobiec po 2:10, i na mecie mdleje na mecie z wyczerpania...
Marysieńka (2013-01-05,16:02): Uwierzysz, ze i ja swego czasu biegałam kilometrówki na treningach po 3.03...na stadionie bo reprezentowałam wówczas barwy AZS AF|WF Gorzów....Pamiętam, że w tym samym czasie sprawdzian na 1 km mieli studenci pierwszego roku AWF....wystartowali razem ze mną....i najlepszy z nich dotrzymał mi kroku tylko przez 400m...Ja tych kilometrówek "zaliczyłam" 5 a oni po jednej leżeli jak...."rozjechane" kupy :))
Krzysiek_biega (2013-01-05,16:38): Wierze Maryś bo ty wówczas biegałaś zawodowo, a ja z pozycji amatora bez trenera itp.. PS Jeżeli tak śmigał kilometrówki to powinnaś maraton pobiec porównywalnie do mnie...tym bardziej że ja cały czas szukałem dla siebie odpowiednich rozwiązań...
Marysieńka (2013-01-05,19:04): Pamiętam czasy, kiedy byłeś wymieniany w gronie faworytów biegu:)))
darianita (2013-01-06,13:33): ...jakąś namiastkę Twoich treningów przerabiam...może zbliżę się kiedyś do 3.20 w maratonie:)...czekam na motywujący następny odcinek , pozdrawiam.
Krzysiek_biega (2013-01-06,13:37): Żeby nie zanudzać, to staram się pisać nie częściej jak raz w tygodniu:) Co do treningów to każdy musi poszukać dla siebie odpowiedniego bodźca, ja staram się zmieniać co jakiś czas treningi, wówczas organizm zauważyłem że fajnie to znosi. Najlepiej też mieć urozmaicony teren do biegania, jeżeli ciągle biegasz w tym samym miejscu to może wystąpić efekt odwrotny od zamierzonego.
harpaganzwola (2013-01-06,13:39): Autor wspomniał o Tomku Chawawko. Z opowieści słyszałem o jego szaleńczym treningu, czy coś możesz mowiedzieć na temat jego trening
Krzysiek_biega (2013-01-06,13:48): Tomasz Chawawko: Miał swoje przysłowiowe 5 minut. Czy robił mordercze treningi? według jego opinii to ja je robiłem. On robił za to zabójczy jak dla mnie kilometraż. Jego podstawową było robienie ponad 200km tygodniowo, najczęściej po 2 treningi dziennie, ale pamiętam jego inne wariackie wyczyny: Półmaraton w Ustce, wcześniej podobno zrobił 18km rozbiegania.., czy też jedna edycja biegu na 75 w Gdyni, po biegu z Piotrem Sękowskim poszli jeszcze na dyszkę rozbiegania... Być może kiedyś więcej coś o nim napisze-jak uzyskam jego zgodę, póki co wolę uniknąć pisania czegoś, z czym może się nie zgodzić. Pozdrawiam
Krzysiek_biega (2013-01-06,14:09): Odnośnie Tomka Ch. pamiętam jeszcze jak startował w Lęborku, czas ok 2:25 kiedy to podróżował przez całą noc po to żeby się dostać do Lęborka i to na stopa.. bo w ten sposób podróżował na większość swoich biegów, według mnie to była główna przyczyna dla której stracił dość szybko swoją moc i ogólnie już nie liczy się w stawce maratończyków. (chociaż według mnie i tak długo wytrzymał przy tych startach w jakich uczestniczył)
pawelkokocki (2013-01-24,09:57): Mnie zadziwiają twoje słowa, cytuję "ale nagle po Janowcu doznaje gorączki i to na dzień przed maratonem w Toruniu, kiedy to chciałem zaatakować 2:20, dosłownie koszmar!! Decyduje mimo to się na start, w przed dzień maratonu miałem 39 stopni, z rana wargi opuchnięte mimo to maraton kończę na 2:33.31 (9 miejsce)". Organizm w taki stanie jest znacznie osłabiony;)
pawelkokocki (2013-01-24,09:58): Jak ci się biegło w dniu maratonu?
Krzysiek_biega (2013-01-24,10:11): Hej, miałem szczęście że tego dnia było dość ciepło i kiedy innym było gorąco,to dla mnie pogoda zdawać się była idealna. Biegłem jak przez mgłę,szczególnie początek, bo początkowo było nawet trochę chłodno, ale z czasem pokonania kolejnych kilometrów organizm do siebie doszedł. Jedynym minusem wielkim podczas gorączki był fakt że mięśnie stawały się twarde i nie mogłem dać z siebie za wiele gdyż czułem nabrzmiałe mięśnie nóg i rąk.Tak więc od samego startu praktycznie biegłem samotnie. Tzn pierwsze 3 km poszedłem odważnie z Arturem Pelo, ale bolące mięśnie odmawiały posłuszeństwa więc zwyczajnie odpuściłem tak żeby tylko dobiec. Nie pamiętam jak mi się wówczas oddychało,więc na ten temat nie mogę się wypowiedzieć.Pozdrawiam
pawelkokocki (2013-01-24,13:19): Dzięki za odpowiedź;> Pozdro







 Ostatnio zalogowani
Leno
11:48
Dariusz Kloskowski
11:31
gruszken
11:25
platat
11:13
kornik
11:08
japa
10:59
Marco7776
10:59
Bartuś
10:46
bolo_biega
10:42
bunioz
10:34
j68
10:27
13
10:25
tomasso023
09:54
Wojciech
09:45
INVEST
09:38
Pawel63
09:25
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |