|
POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2012-05-01, 23:12 Zdjęcia Marioli- I
| | | | | |
| 2012-05-01, 23:13 Zdjęcia Marioli- II
| | | | |
| | | | | |
| 2012-05-01, 23:14 Zdjęcia Marioli- III
| | | | | |
| 2012-05-01, 23:15 Moje zdjęcia
| | | | | |
| 2012-05-01, 23:38 Dzięki za super fotę ;)
2012-05-01, 23:07 - Slawek Wisniewski napisał/-a:
Zapraszam do oglądania zdjęć z maratonu:
http://www.maratonczycy.com/galeria/2012/jelcz_laskowice/index.htm |
| | | | | |
| 2012-05-02, 07:47
2012-05-01, 23:38 - Jędrek-Twardziel napisał/-a:
Brawo dla organizatora za superowe zabezpieczenie w wodę na trasie.
Podziękowanie też dla Strażaków za kurtynę wodną.
Pozdrawiam |
Właśnie gdy wczoraj w Krapkowicach przebiegałem po 7 km gdzie był dośc dokuczliwy podbieg koło straży pożarnej pomyslałem-gdzie jest kurtyna? Tam z koleii dokuczal nam brak wody-tylko w jednym punkcie skoro 6 osób zabrano do szpitala.
Apropo tych kurtyn to słyszałem że organizator Maratonu Wrocław poszedł po rozum do głowy po "rzeżni" z ubiegłego roku i podobno mają byc tym razem te kurtyny.
Brawo dla wszystkich co ukończyli Jelcz i Krapkowice w tych ekstremalnych warunkach.Same wyniki świadczą o ciężkich warunkach w tym dniu.W Krapkowicach na ponad 500 osób tylko 37 zmiesciło się w 40 minutach!
Do tych temperatur trzeba się teraz przyzwyczaic choc to trudne. |
| | | | | |
| 2012-05-02, 08:55
2012-05-02, 07:47 - Martix napisał/-a:
Właśnie gdy wczoraj w Krapkowicach przebiegałem po 7 km gdzie był dośc dokuczliwy podbieg koło straży pożarnej pomyslałem-gdzie jest kurtyna? Tam z koleii dokuczal nam brak wody-tylko w jednym punkcie skoro 6 osób zabrano do szpitala.
Apropo tych kurtyn to słyszałem że organizator Maratonu Wrocław poszedł po rozum do głowy po "rzeżni" z ubiegłego roku i podobno mają byc tym razem te kurtyny.
Brawo dla wszystkich co ukończyli Jelcz i Krapkowice w tych ekstremalnych warunkach.Same wyniki świadczą o ciężkich warunkach w tym dniu.W Krapkowicach na ponad 500 osób tylko 37 zmiesciło się w 40 minutach!
Do tych temperatur trzeba się teraz przyzwyczaic choc to trudne. |
W Jelczu na maratonie wody było dostatek i nikomu pogotowie ratunkowe nie udzielało pomocy. Trasa była cały czas monitorowana przez Policjanta na motorze oraz karetkę. Czyli można zabezpieczyć trasę.
Patelnia była niesamowita. Ostatni zawodnik przebiegł linie mety po 6 godzinach walki z upałem.
|
| | | | |
| | | | | |
| 2012-05-02, 10:04
Hardcorowym biegaczkom i biegaczom którzy przebiegli ten maraton wielkie gratulacje super wyczyn. Ciekaw jestem ile osób ukończyło bieg w zakładanym czasie? |
| | | | | |
| 2012-05-02, 10:39 życiówka
2012-05-02, 10:04 - mapp napisał/-a:
Hardcorowym biegaczkom i biegaczom którzy przebiegli ten maraton wielkie gratulacje super wyczyn. Ciekaw jestem ile osób ukończyło bieg w zakładanym czasie? |
planowałem ok. 3:30, wyszło 3:23:07
międzyczasy: 1 połowa - 1:40, 2 połowa 1:43
wielkie podziękowania dla mojej Karoliny za towarzystwo na trasie i Marcinowi Płoneckiemu, który pobiegł ze mną ostatnie kilometry.
|
| | | | | |
| 2012-05-02, 16:09 Ostatnia szansa.
Tak w zeszłym roku sponiewierałem się na Maratonie Wrocławski i Poznańskim, że stwierdziłem, iż maratony nie są dla mnie. Ale po treningach zimowo - wiosennych postanowiłem jeszcze raz spróbować. W Jelczu - Laskowicach. Prognoza pogody wymusiła na mnie zmianę planu z poprawienia wyniku sprzed dwóch lat na zmieszczenie się w 4.30.
Na miejscu: w biurze bez kolejek, w pakiecie koszulka jaką chciałem mieć, w klasie przebieralnia bez ścisku, kibelek wolny i z papierem, depozyt z workiem oraz piękny medal. Czego więcej chcieć? - mniej słońca!
Przygotowałem sobie napój "na czarną godzinę", wstawiłem do pojemnika, który miał być między innymi na ok. 38 km. (cztery pętle, więc miałem się z nim spotkać 4 razy). Start, biegnę, słońce, a oznaczenia przebytego dystansu co 5 km. - nie jest źle (wolę co kilometr), może uda mi się kontrolować tempo ... tylko to słońce. Na pierwszym okrążeniu wolontariusz chciał mi podać moją butelkę, a ja - nie, dziękuję, wystarcza mi woda i izotonik przygotowany przez organizatorów. Na drugim ponownie podaje mi napój, a ja - nie, dziękuję. Mam przecież picie orgowe. Na trzecim jeszcze raz próbuje dać mi płyn, a ja - nie, dziękuję, raczę się przygotowanymi na stołach płynami i zakąszam rodzynkami i bananem. Wiem, ze czarna godzina jeszcze nie nadeszła. Na czwartym (czarna godzina), już dokładnie opalony i wymęczony, marząc o mej miksturze dobiegam do stolika, a tam ... nie ma wolontariusza ani nie widzę mej butelki. Oczy zaślepione potem, mózg zmęczony upałem - może to ma być na następnym stoliku? - wydaje mi się, że myślę. Nie było. Musiał się wkurzyć wolontariusz bezskutecznymi próbami wręczenia mi butelki i poszedł sobie. Mój uzdrawiający płyn przepadł (chyba, nie wyjaśniałem tego, bo nie mam o to żalu do nikogo, tylko do siebie) a ja pewnie przepadnę i rozpłynę się w tym słońcu. Jednak moje treningi, przygotowanie trasy w dużą ilość wody i izotoników, suto zastawione stoły rodzynkami, bananami i cukrem, wiadra z wodą do płukania oraz kurtyny wodne pozwoliły mi przetrwać, biec przez cały dystans (z czego jestem dumny) i zmieścić się w 4.30. Mimo mej przygody z napojem, nie mam innej oceny tej imprezy jak bardzo dobra. Miała to być moja ostatnia próba na przełamanie się w maratonach i ta próba mi się udała. Jelcz - Laskowice przywrócił mi chęci do biegania maratonów. |
| | | | | |
| 2012-05-02, 16:10
2012-05-02, 10:39 - Artek napisał/-a:
planowałem ok. 3:30, wyszło 3:23:07
międzyczasy: 1 połowa - 1:40, 2 połowa 1:43
wielkie podziękowania dla mojej Karoliny za towarzystwo na trasie i Marcinowi Płoneckiemu, który pobiegł ze mną ostatnie kilometry.
|
Gratuluję. W tych warunkach fajny wynik:) Pamiętam jak w tamtym roku we Wrocku zrobiłem tylko 7 minut gorzej od swojej tamtejszej życiówki, ale co się umordowałem to moje, zresztą jak wszyscy:) Czyli przy sprzyjających warunkach możesz nabiegac jescze lepiej:) |
| | | | | |
| 2012-05-03, 09:43
2012-05-02, 16:09 - Hung napisał/-a:
Tak w zeszłym roku sponiewierałem się na Maratonie Wrocławski i Poznańskim, że stwierdziłem, iż maratony nie są dla mnie. Ale po treningach zimowo - wiosennych postanowiłem jeszcze raz spróbować. W Jelczu - Laskowicach. Prognoza pogody wymusiła na mnie zmianę planu z poprawienia wyniku sprzed dwóch lat na zmieszczenie się w 4.30.
Na miejscu: w biurze bez kolejek, w pakiecie koszulka jaką chciałem mieć, w klasie przebieralnia bez ścisku, kibelek wolny i z papierem, depozyt z workiem oraz piękny medal. Czego więcej chcieć? - mniej słońca!
Przygotowałem sobie napój "na czarną godzinę", wstawiłem do pojemnika, który miał być między innymi na ok. 38 km. (cztery pętle, więc miałem się z nim spotkać 4 razy). Start, biegnę, słońce, a oznaczenia przebytego dystansu co 5 km. - nie jest źle (wolę co kilometr), może uda mi się kontrolować tempo ... tylko to słońce. Na pierwszym okrążeniu wolontariusz chciał mi podać moją butelkę, a ja - nie, dziękuję, wystarcza mi woda i izotonik przygotowany przez organizatorów. Na drugim ponownie podaje mi napój, a ja - nie, dziękuję. Mam przecież picie orgowe. Na trzecim jeszcze raz próbuje dać mi płyn, a ja - nie, dziękuję, raczę się przygotowanymi na stołach płynami i zakąszam rodzynkami i bananem. Wiem, ze czarna godzina jeszcze nie nadeszła. Na czwartym (czarna godzina), już dokładnie opalony i wymęczony, marząc o mej miksturze dobiegam do stolika, a tam ... nie ma wolontariusza ani nie widzę mej butelki. Oczy zaślepione potem, mózg zmęczony upałem - może to ma być na następnym stoliku? - wydaje mi się, że myślę. Nie było. Musiał się wkurzyć wolontariusz bezskutecznymi próbami wręczenia mi butelki i poszedł sobie. Mój uzdrawiający płyn przepadł (chyba, nie wyjaśniałem tego, bo nie mam o to żalu do nikogo, tylko do siebie) a ja pewnie przepadnę i rozpłynę się w tym słońcu. Jednak moje treningi, przygotowanie trasy w dużą ilość wody i izotoników, suto zastawione stoły rodzynkami, bananami i cukrem, wiadra z wodą do płukania oraz kurtyny wodne pozwoliły mi przetrwać, biec przez cały dystans (z czego jestem dumny) i zmieścić się w 4.30. Mimo mej przygody z napojem, nie mam innej oceny tej imprezy jak bardzo dobra. Miała to być moja ostatnia próba na przełamanie się w maratonach i ta próba mi się udała. Jelcz - Laskowice przywrócił mi chęci do biegania maratonów. |
Bardzo podobny cel nami kierował. To był mój drugi maraton. Pierwszy także był w ekstremalnych warunkach (wrocławski HascoLek Maraton). Mam wrażenie, że tym razem było kilka stopni cieplej.
Organizacja bardzo dobra, mimo że bieg jest niekomercyjny i niszowy. Tutaj naprawdę testuje się charakter - nie ma biegania na adrenalinie (bo kibice są tylko na mecie), nie ma biegania w grupach, ciężko jest oszacować czas, bo kilometraż jest co 5 km....
Ja jestem zadowolony. Poprawiłem czas z Wrocławia o 20 minut i "odkułem się". Ani razu nie maszerowałem, zatrzymałem się tylko w punktach na picie.
Co do organizacji punktów - czułem, że może być ciężko z własnymi, więc miałem zaufaną osobę, która podawała mi je. Jak przeliczyłem, łącznie wypiłem 4 litry płynów podczas biegu.
Mój czas to: 4:10:41
Pozdrawiam serdecznie! |
| | | | |
| | | | | |
| 2012-05-03, 12:17
2012-05-02, 10:39 - Artek napisał/-a:
planowałem ok. 3:30, wyszło 3:23:07
międzyczasy: 1 połowa - 1:40, 2 połowa 1:43
wielkie podziękowania dla mojej Karoliny za towarzystwo na trasie i Marcinowi Płoneckiemu, który pobiegł ze mną ostatnie kilometry.
|
Łoł gratuluje Arek ale Ty od początku zasuwałeś jak automat. Chyba trenowałeś na tych wiaduktach? |
| | | | | |
| 2012-05-03, 12:30
Podziwiam wszystkich którzy zdecydowali się na start, ja po ostatnim wrocławskim nie zdecydowałbym się na bieganie. Osiągnąć czas poniżej 4h w takich warunkach to WYCZYN ! |
| | | | | |
| 2012-05-03, 21:01 M-DAY
Bardzo się cieszę z udziału w maratonie w Jelczu.
Jego trudność podkreślałem wcześniej na forum - nieciekawa okolica, wymaga skupienia tylko na biegu, a ileż można być skupionym na 4 pętlach... Do tego znowu potężny upał, jak rok temu. Spiker w pewnym momencie podał temperaturę - 45 st. powietrze, 60 st. asfalt. To nie była Dolina Śmierci - to był Jelcz "zaledwie". I tak ze "zwykłego" maratonu ulicznego mieliśmy maraton "ultra" :)
Mimo że nie zrealizowałem swojego planu - czyli złamania w końcu 3h, to jednak jestem dumny z tego biegu. Pokonałem SIEBIE SAMEGO. Wiem, że jeśli teraz pobiegnę w bardziej korzystnych warunkach jakikolwiek maraton uliczny - mam 3 godziny. Dzięki temu MARATONOWI.
W skrócie - biegłem całkiem dobrze w czołówce, gdy ok. połowy dystansu z upału zaczęły mnie nękać myśli, że nie dam rady i się wypalę. Takie beznadziejne myśli, bez pokrycia w faktach... Wbiegam na 3 kółko, i myślę sobie że jeszcze 2 razy muszę minąć parę miejsc na trasie, co wydawało mi się strasznie skomplikowanym wyczynem. I tak pomału zaczęła mi się oddalać moja silna grupa, gdzie biegliśmy całkiem dobrze współpracując. Gdzieś tam wypadła mi gąbka (była zbawieniem w tym upale), musiałem zerwać tempo się schylić po nią, i to był początek upadku. Od połowy maratonu szukałem pretekstu do skończenia biegu. Miałem coraz silniejsze myśli "samobójcze" - zerwać numer i wrócić na linię mety... Jak dobiegłem do punktu z wodą w wiosce (czyli dla mnie wtedy na 27. km), byłem zdecydowany - poddaję się. Zerwałem numer, przekazałem znajomym swoją decyzję. Postałem tak parę minut, napiłem się, zjadłem banany i cukier, zadzwoniłem do żony że to już koniec... A po paru minutach otrzeźwiałem, przypiąłem numerek, spojrzałem na zegarek i stwierdziłem że nie opłaca się kończyć maratonu 15 km od mety. Pobiegłem z nowymi siłami, wprawdzie już o 3h mogłem zapomnieć, bo tempo w samotnym biegu też nieco siadło (te nieszczęsne oznaczenia co 5 km zamiast co 1), ale zrobiłem kilka efektownych wyprzedzeń - zwłaszcza w końcówce - na wiadukcie dostałem skrzydeł i leciałem do mety na zupełnie świeżych nogach.
I to było dla mnie cholernie ważne w tym biegu - mimo upadku podnieść się z beznadziejnej - jak się wydawało sytuacji, odrobić straty i skończyć bieg na zadowalającym 6 miejscu w open. W tamtym roku taka sytuacja nawet mi się nie śniła...
Pozdrawiam wszystkich, którzy skończyli, jak również tych, którym skończyć się nie udało - rozumiem Was, byłem blisko.
|
| | | | | |
| 2012-05-03, 21:30
Arek - gratulacje. Zyciowka w takiej pogodzie, no i dla Ciebie - w Jelczu - bezcenne.
Benek - chyba znowu poczatek za szybko. Widzialem, ze 1-szy km zrobiles w 3:50 - szybciej niz ja biegnac 1 pętlę!!! To się zawsze mści...A u Ciebie maraton to nie kwestia nóg, płuc, glikogenu, ale głowy... jak tutaj sie poprawisz to będziesz wymiatał...
Ja przebiegłem jedna pętlę w zawodach (masakra, tempo też żenujące) i drugą pętle rekreacyjnie z maratonczykami - było baaardzo miło... aż zaczynam mysleć czy by zawodów nie traktować luźniej - wtedy wspomnienia są zdeydowanie bardziej przyjemne (tak było m.in. na Maratonie Wrocław 2011)...
Gratulacje dla wszystkich którzy walczyli całe 4 pętle... |
| | | | | |
| 2012-05-04, 07:15
2012-05-03, 21:01 - benek_b napisał/-a:
Bardzo się cieszę z udziału w maratonie w Jelczu.
Jego trudność podkreślałem wcześniej na forum - nieciekawa okolica, wymaga skupienia tylko na biegu, a ileż można być skupionym na 4 pętlach... Do tego znowu potężny upał, jak rok temu. Spiker w pewnym momencie podał temperaturę - 45 st. powietrze, 60 st. asfalt. To nie była Dolina Śmierci - to był Jelcz "zaledwie". I tak ze "zwykłego" maratonu ulicznego mieliśmy maraton "ultra" :)
Mimo że nie zrealizowałem swojego planu - czyli złamania w końcu 3h, to jednak jestem dumny z tego biegu. Pokonałem SIEBIE SAMEGO. Wiem, że jeśli teraz pobiegnę w bardziej korzystnych warunkach jakikolwiek maraton uliczny - mam 3 godziny. Dzięki temu MARATONOWI.
W skrócie - biegłem całkiem dobrze w czołówce, gdy ok. połowy dystansu z upału zaczęły mnie nękać myśli, że nie dam rady i się wypalę. Takie beznadziejne myśli, bez pokrycia w faktach... Wbiegam na 3 kółko, i myślę sobie że jeszcze 2 razy muszę minąć parę miejsc na trasie, co wydawało mi się strasznie skomplikowanym wyczynem. I tak pomału zaczęła mi się oddalać moja silna grupa, gdzie biegliśmy całkiem dobrze współpracując. Gdzieś tam wypadła mi gąbka (była zbawieniem w tym upale), musiałem zerwać tempo się schylić po nią, i to był początek upadku. Od połowy maratonu szukałem pretekstu do skończenia biegu. Miałem coraz silniejsze myśli "samobójcze" - zerwać numer i wrócić na linię mety... Jak dobiegłem do punktu z wodą w wiosce (czyli dla mnie wtedy na 27. km), byłem zdecydowany - poddaję się. Zerwałem numer, przekazałem znajomym swoją decyzję. Postałem tak parę minut, napiłem się, zjadłem banany i cukier, zadzwoniłem do żony że to już koniec... A po paru minutach otrzeźwiałem, przypiąłem numerek, spojrzałem na zegarek i stwierdziłem że nie opłaca się kończyć maratonu 15 km od mety. Pobiegłem z nowymi siłami, wprawdzie już o 3h mogłem zapomnieć, bo tempo w samotnym biegu też nieco siadło (te nieszczęsne oznaczenia co 5 km zamiast co 1), ale zrobiłem kilka efektownych wyprzedzeń - zwłaszcza w końcówce - na wiadukcie dostałem skrzydeł i leciałem do mety na zupełnie świeżych nogach.
I to było dla mnie cholernie ważne w tym biegu - mimo upadku podnieść się z beznadziejnej - jak się wydawało sytuacji, odrobić straty i skończyć bieg na zadowalającym 6 miejscu w open. W tamtym roku taka sytuacja nawet mi się nie śniła...
Pozdrawiam wszystkich, którzy skończyli, jak również tych, którym skończyć się nie udało - rozumiem Was, byłem blisko.
|
LINK: http://www.maratonczycy.com/galeria/2012/jelcz_laskowice/source/jelcz-laskowice_221.htm | Moim zdaniem, jeśli w takich warunkach osiągnąłeś taki wynik, to 3 godz. są dla Ciebie tylko "formalnością". Ale za to na razie masz niezłą fotkę :) (link powyżej). Ja wystraszyłem się tej pogody i pobiegłem tylko jedno kółko. Później postanowiłem, że porobię trochę zdjęć i muszę przyznać, że samo siedzenie na rozgrzanym asfalcie nieźle dawało mi w kość. Na tych, którzy biegli w takich warunkach patrzyłem jak na bohaterów. |
| | | | |
| | | | | |
| 2012-05-04, 09:15
2012-05-03, 21:30 - grzes_u napisał/-a:
Arek - gratulacje. Zyciowka w takiej pogodzie, no i dla Ciebie - w Jelczu - bezcenne.
Benek - chyba znowu poczatek za szybko. Widzialem, ze 1-szy km zrobiles w 3:50 - szybciej niz ja biegnac 1 pętlę!!! To się zawsze mści...A u Ciebie maraton to nie kwestia nóg, płuc, glikogenu, ale głowy... jak tutaj sie poprawisz to będziesz wymiatał...
Ja przebiegłem jedna pętlę w zawodach (masakra, tempo też żenujące) i drugą pętle rekreacyjnie z maratonczykami - było baaardzo miło... aż zaczynam mysleć czy by zawodów nie traktować luźniej - wtedy wspomnienia są zdeydowanie bardziej przyjemne (tak było m.in. na Maratonie Wrocław 2011)...
Gratulacje dla wszystkich którzy walczyli całe 4 pętle... |
He, he, faktycznie, 1. km wyskoczyłem szybko, ale zacząłem zwalniać pytając "garminowców" o tempo, aż po ok. 2 km byłem na właściwym tempie. Wiem czym grozi bieg maratoński jeśli zacznę za szybko - przekonałem się w tamtym roku w Jelczu...
Tutaj główną rolę grał upał, oddziaływał na moje odczucie biegowe i po 21 km odebrał ochotę na jakąkolwiek aktywność. Zmęczenia fizycznego (w sensie bólu nóg, skurczy, osłabienia) nie było - były tylko pozory takiego stanu. Byłem bardzo dobrze nawodniony i odżywiony (chociaż w biegu straciłem ok. 4 kg). Po biegu czułem się świetnie, wczoraj nawet byłem już sobie zrobić lekkie rozbieganie ok. 10 km, dzisiaj już pomału wchodzę w swój stały trening. |
| | | | | |
| 2012-05-04, 09:18
2012-05-04, 07:15 - Slawek Wisniewski napisał/-a:
Moim zdaniem, jeśli w takich warunkach osiągnąłeś taki wynik, to 3 godz. są dla Ciebie tylko "formalnością". Ale za to na razie masz niezłą fotkę :) (link powyżej). Ja wystraszyłem się tej pogody i pobiegłem tylko jedno kółko. Później postanowiłem, że porobię trochę zdjęć i muszę przyznać, że samo siedzenie na rozgrzanym asfalcie nieźle dawało mi w kość. Na tych, którzy biegli w takich warunkach patrzyłem jak na bohaterów. |
Dzięki za fotki, jak patrzę na nie, czuję całą "grozę" tego dnia - upał.
Dla "formalności" muszę wybrać sobie jakiś jesienny start, gdy pogoda będzie bardziej znośna - może Poznań, na razie wybieram sobie niezbyt odpowiednie biegi na łamanie "trójki"... |
| | | | | |
| 2012-05-04, 16:39
Mam do Was pytanie. Czy znacie liczbę osób, które wystartowały w maratonie? Nie mogę znaleźć takiej informacji, a jest mi ona pilnie potrzebna :-) Ukończyło bodajże 131 osób, ale chyba aż 272 osoby nie wystartowały w biegu maratońskim, jak można wywnioskować ze "słupka" na tej stronie. |
|
|
|
| |
|