Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 283 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Nadchodzi czas swiat, czas życzeń
Autor: Jacek Karczmitowicz
Data : 2002-12-20

Po kontuzji stopy pozostały juz tylko, jakieś poranne bóle, więc tym bardziej ochoczo dziś w samo południe udałem się na trening. Potruchtać tak spokojnie w tempie około 6min na km. Aby dobiec do odkrytego na nowo po roku absencji Lasu Łagiewnickiego musiałem jednak 3 km przebiec asfaltem. Jedną z dróg łączących Łódź ze Zgierzem. Jak na rekonwalescenta poruszałem się krokiem napełnionym dumą i radościom. Psychika moja wygłodniała, każdy krok upewniał mnie o uzyskanej świeżości. Tak, po dość intensywnym sezonie poleniuchowałem, nawet łapałem się na wyrzutach sumienia, że nie jeszcze nie zacząłem treningu. Ostatnimi dniami mroźna aura zachęcała do, choćby kilku minutowych truchtów. Jednak odpoczywałem. W przeciągu ostatnich 11 miesięcy przebiegłem trochę ponad 3300km i zasłużyłem na lenistwo. Tak sobie mówiłem. I nadszedł czas. “Poloneza czas zacząć”- rzekło by się. Nawet na początku truchtu, mijając jedną ze szkół średnich w uszach zabrzmiał, mi wyobraźnia czy przygotowania do studniówki “Polonez Ogińskiego”. Nie czas jednak teraz się nad tym zastanawiać. Na chwilę obecną liczę się ja mi mój bieg. W niemym podziwie poruszam się krokiem dostojnym kontempluję każdą chwilę wzbudzam podziw... u siebie!!! Aż tu nagle jakiś Baran trąbi na mnie. Czy on kurna nie widzi, że ja właśnie rozpoczynam trening i jestem w środku rozgrzewki. To nic, że przy okazji jestem również na środku drogi krajowej, za którą już niebawem, Gamoń będzie skasowany przez ministra popularnie zwanego Vinetu. Wtedy ja nadal będę sobie biegał tą drogą, a on ciekawe czy chyłkiem nie będzie musiał przemykać, do celu swojej podróży po polnych drogach. Niestety tym razem to on wygrał. A ja na chwilę wpadłem w dysonans, zatracając tym samym mój jak bardzo dumny krok. Zapomniałem o zdarzeniu, jednak zagłębiając się w Lesie Łagiewnickim już za pierwszym szpalerem drzew, wątek powrócił.
Czyż nie jestem świadkiem teorii spiskowej mającej ciemiężyć i prześladować populację biegaczy. Szczególnie zaś skoncentrować prześladowania na maratończykach. Zamiast powszechnego szacunku, niemego podziwu i szumu zazdrości, pozostaje nam wyklętym synom i nielicznym córkom: mozolny trening w nie zawsze najczystszym dresie, powszechny brak szacunku, uzewnętrzniany choćby przez trąbiących, zazdrosnych kierowców swoich rozklekotanych, o recyclingowym rodowodzie, samochodów będących zarazem wątpliwym przedłużeniem ich męskości i przejawem ich statusu społecznego. No ale czy to jedyne przejawy jawnej dyskryminacji?
Okazuje się, że przejawy dyskryminacji sypią się ja z rękawa. Wysypują z rogów obfitości. Na miejsce obłaskawionego, jednego z przejawów dyskryminacji pojawiają się dwa nowe. Sytuacja w jakiej znajdujemy się My, maratończycy przerosłaby nawet Don Kichota. Szanse każdego z nas są tym mniejsze. Czy zdarza się wam być oszczekiwanym przez wrednego psa sąsiadów? Czy zdarza się wam, że po powrocie z treningu, akurat w tej chwili zajęta jest łazienka? Czy zdarza się wam, że po powrocie z treningu nie ma w lodówce piwa, które jeszcze przed opuszczeniem domu tam się znajdowało? Czy zdarzyło się wam, że w czasie treningu kierowca samochodu umyślnie wjeżdża w środek kałuży fundując wam obfity prysznic? Czy nie zauważyliście, ponadinflacyjnego wzrostu wpisowego na imprezach biegowych? Czy zauważyliście, dziwne zachowanie konduktora w pociągu, którym jedziecie na zawody? Czy zauważyliście, że w sklepie sportowym brakuje akurat tego numeru odzieży, czy obuwia, którym właśnie jesteś zainteresowany? Czy zdarza się, właśnie wam, właśnie w trakcie zakupów w sklepie sprzętu do biegania, że zaciął się terminal przyjmujący zapłaty kartą kredytową?
Jeśli dotknęła was choć jedna z przedstawionych sytuacji, jesteście na celowniku!!!
Nic to, że nawet członkowie rządów, szczególnie zaś rządu polskiego, deklarują swoją przynależność do subkultury maratończyków. Nie zważajcie na to, są to działania maskujące. Całość działań władz w Polsce, nakierowana jest właśnie na naszą zgubę .
Wracając już z treningu pomimo przebiegniętych kilometrów krok nadal miałem pełen dumy, wyniosły. Jakoś tak się złożyło, tak mi się ułożyła droga, musiałem przebiec obok kolejki do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Widok ten jakoś tak na mnie podziałał, jakbym przebiegł ze 100km w mrozie i pod wiatr. Wstyd mi się zrobiło.
“Wigilia jest zawsze wtedy kiedy my chcemy”- jak powiedział Edi do swojego przyjaciela Jureczka. Dlaczego ci ludzie tam stali? Zwyczajowo uważa się, wg teorii popularnej profesorki Zyty takich ludzi za nieroby, pijaki, osoby ubezwłasnowolnione przez Państwo. Dość o polityce!
Ja biegnący, przeciwko któremu sprzysięgły się wszystkie siły tego świata, biedny maratończyk i po drugiej stronie ONI.
Biegaczu ubolewający nad skromnością swojego budżetu zastanowiłeś się, że biegając , było nie było dla przyjemności, poprzez swoje uczestnictwo w imprezach biegowych, jesteś czynnym uczestnikiem oraz organizatorem zarazem festiwalu próżności! Wpłacając równowartość 50 bochenków chleba jako wpisowe na taki festiwal jesteś tym, któremu się udało. Jesteś tym który ma Wigilię przynajmniej wtedy, kiedy na to kalendarz wskazuje. Może nawet częściej! Twoja aktywność dowodzi, że możesz część czasu /czas to pieniądz;-)/ poświęcić na swoje słabości, na bezproduktywny / z punktu kolejki do np. MOPS/ wysiłek. Jako ten aspirujący do miana człowieka sukcesu, zrozumiałymi przedmiotami twojego pożądania są: początkowo nowszy samochód, potem wyższej klasy, następnie pora na bardziej renomowaną markę etc. Czy zdajesz sobie, że stajesz się uczestnikiem wyścigu, który w przeciwieństwie do rywalizacji maratończyków na trasie, prowadzi donikąd! Zaspokajając swój niezaspokajalny apetyt na dobra, stajesz w obliczu straty tego jedynego dnia dla którego, jak się wydaje warto żyć. Wigilii. Mając Wigilię codziennie, tracisz ją na zawsze. Te kobiety z dziećmi na rękach stojące w kolejce po 40 złotowy zasiłek, są przyjacielu w sytuacji od ciebie nieskończenie lepszej. Będą miały Wigilię, jaką i kiedy- sprawa drugorzędna. Będą miły, w przeciwieństwie do Ciebie.
Póki co ciesz się z tego, że jesteś w ruchu. Zatrzymując się w maratońskim biegu, nigdy nie wiadomo gdzie staniesz. Możesz mieć szczęście i stanąć w kolejce do MOPS. Ale możesz mięć również pecha. Konsumując swój krok, swój bieg, przypomnij sobie czasem o tych, którzy o swoją Wigilię muszę stać w kolejce, oczekiwać na wsparcie Wielkiej Orkiestry Owsiaka, czy na grosze wrzucone do skarbonki w Lublincu. Pamiętaj o tych, którym chwilowo się nie powiodło, nie tylko stawiając puste naczynie /wznosząc błagalne modły, aby żaden włóczęga nie zapaskudził ci tapicerki, na postawionym obok krześle/, nie tylko w niedziele gdy gra Orkiestra Owsiaka, ale również wtedy kiedy ty również będziesz chciał mieć swoją Wigilię.
Tego życzymy wam i waszym rodzinom, waszym pociechom i przyjaciołom. Aby każdy miał przynajmniej raz w roku WIGILIĘ.

Barbara i Jacek KARCZMITOWICZ

Zgierz 20 grudnia 2002r.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
MEDA
17:30
Daro091165
17:22
kubawsw
17:20
mirek065
17:05
zbyszekbiega
17:03
czewis3
16:37
Lektor443
16:27
cumaso
16:26
crespo9077
16:23
Bystry1983
16:20
Leno
16:19
kulja63
16:17
inka
16:04
Piotr Czesław
15:48
ruzga99
15:48
Zaj±c poziomka
15:42
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |