Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

panorama
Agnieszka
Złotów
Stowarzyszenie Biegaczy Ziemi Złotowskiej

Ostatnio zalogowany
2016-09-26,22:44
Przeczytano: 588/382521 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:8.4/5

Twoja ocena:brak


Wywiad z Renatą Kokowską
Autor: Agnieszka Barabasz
Data : 2012-02-22


Renata Kokowska z mężem Wojciechem

"Walcząc o zwycięstwo w maratonach przekonałam się, że jest on biegiem prawdy, wymagającym wzniesienia się na wyżyny ludzkich możliwości fizycznych i psychicznych. To także sprawdzian wymagający intelektu w warunkach ekstremalnych. Kobiety dzięki sile swojego ducha i wrodzonemu uporowi mają w tym kierunku wszelkie predyspozycje, tak nas ukształtowała natura. Są silnie umotywowane do wytrwania w drodze do nie tylko mistrzostwa sportowego. Moją dewizą było i jest: tyle mam życia, ile wytrzymałości".

Renata Kokowska – najważniejsze osiągnięcia

26 medali (15 złotych, 7 srebrnych i 4 brązowe) Mistrzostwa Polski na 1500, 3000, 5000 10000m oraz w biegach przełajowych. 3.krotna tryumfatorka Maratonu Berlińskiego (1988 r. – 2.29.16, 1991 r. – 2.27.36, 1993 r. – 2.26.20). 4-krotnie drugie miejsce w Maratonie Berlińskim oraz raz trzecie miejsce w tym też maratonie (rok 1998). W 1992 roku wywalczyła 2 miejsce w Maratonie Londyńskim z czasem 2.29.59. Potem jeszcze dwukrotnie czwarta. Zajęła także 2 miejsce w Maratonie Osaka w 1992 roku z czasem 2.30.35. Łącznie wystartowała w 30 maratonach (trzy nieukończone). Rekordy życiowe – 800 m – 2.06.3, 1000 m – 2.41.7, 1500 – 4.13.91, 3000 m – 9.00.24, 5000 – 15.56.19, 10000 m – 33.00.6, maraton – 2.26.20

Z Renatą Kokowską, ikoną polskiego sportu, kilkukrotną zwyciężczynią maratonu berlińskiego rozmawia Agnieszka Barabasz i Wiesław Fidurski.

Kiedy i w jaki sposób rozpoczęła się Pani przygoda ze sportem?

- Moja ponad 30 letnia przygoda ze sportem rozpoczęła się w siódmej klasie Szkoły Podstawowej w Głubczynie. Trenując „zabawowo” wiosną 1972 roku zajęłam 11 miejsce na Mistrzostwach Polski w Biegach Przełajowych w Nowej Hucie w kategorii młodziczek. W następnym roku trenując nadal „zabawowo” zdobyłam 1 kwietnia 1973 roku złoty medal na 1500 m w kat. Młodziczek na 46 Mistrzostwach w Biegach Przełajowych w Zalesiu Dolnym pod Warszawą.

Ale potem trafiła Pani do Krajenki?

- Dalszą naukę kontynuowałam w szkole średniej w Krajence. Tu zaczęłam już regularnie trenować mieszkając na stancji u mojej rodziny. Nauka w szkole przypadła na okres moich startów w kategorii juniorki młodszej i starszej. Z czasem treningi stawały się coraz bardziej zaawansowane. Rzadko startując zdobywałam medale na Przełajowych Mistrzostwach Polski i Ogólnopolskich Spartakiadach Młodzieży.

Będąc juniorką młodszą udawało mi się wygrywać z juniorkami starszymi, jako juniorka starsza z seniorkami. Podczas Przełajowych Mistrzostw Świata Seniorek w Glasgow 25 marca 1978 roku będąc jeszcze juniorką starszą zajęłam 27 miejsce w biegu na dystansie 4728 m z czasem 17:56 (drugie wśród Polek), trzecie na świecie pośród jun. młodszych i starszych (nie było w nich podziału na kategorie wiekowe). Mistrzostwo świata zdobyła wówczas Grete Waitz z czasem 16:19

Pani trenerem był znany w środowisku Wojciech Kokowski, który dokładał wszelkich starań, aby Pani starty były udane. Była to końcówka lat 70.tych. Jak wówczas wyglądała sytuacja polskich sportowców?

- Z moim mężem i od początku trenerem, Wojciechem Kokowskim, pobraliśmy się 1978 roku. Do połowy lat osiemdziesiątych startowałam w biegach przełajowych i średnich na bieżni. W latach 1972-1975 w barwach Piasta Złotów, a od 1976 do 1990 roku Orła Wałcz. Reprezentując ten klub byłam w gorszej sytuacji od zawodniczek z klubów wojskowych, milicyjnych, czy górniczych. Mojego klubu nie było nawet stać na opłacenie mi indywidualnych obozów.

Trudności zaczęły dodatkowo narastać po wprowadzeniu stanu wojennego. Dawał się wówczas we znaki kompletny brak wszystkiego (nastały osławione puste półki). Niedostępne były nawet najprostsze witaminy, w tym witamina C i suplementy żelaza, na którego potreningowy ubytek cierpiałam. O jakiejkolwiek diecie, a tym bardziej sportowej mowy być nie mogło. Telefon stacjonarny jeszcze niemal do początku lat dziewięćdziesiątych był dostępny w Krajence tylko dla osób uprzywilejowanych.

A jak doszło do tego, że zaczęła Pani biegać maratony?

- W połowie lat osiemdziesiątych zauważyliśmy z mężem, że doskonale znosiłam ponad 20 km odcinki biegu ciągłego, w tzw. I zakresie Ogólnej Wytrzymałości Biegowej (OWB I)

Jak doszło do pierwszego startu i kiedy to było?

- Na pierwszy start w maratonie, który odbył się jesienią 1986 roku w Berlinie, namówił mnie ówczesny trener kadry narodowej Janusz Wąsowski. W kolejnych maratonach (mąż był początkowo im przeciwny) zaczęłam odnosić sukcesy na poziomie światowym, mimo niskiego poziomu żelaza, a w efekcie i hemoglobiny. O poziomie hemoglobiny 14,5 g/dl nazwanym przez Justynę Kowalczyk w jednym z ubiegłorocznych wywiadów za „katastrofalnie niski” mogłam tylko pomarzyć.

Miesięcznie przebiegałam na krajeńskich leśnych ścieżkach i drogach średnio ok. 400 km, tj. o ok. 30 do 40% mniej od czołowych maratonek świata. Każda próba powiększenia kilometrażu kończyła się katastrofą (anemią). Nagłe spadki hemoglobiny, a nie błędy treningowe były powodem moich kilku wcześniejszych "wpadek" startowych na bieżni.

Do lat dziewięćdziesiątych bieżące odpłatne (bez skierowania) badanie morfologii, w tym hemoglobiny było niedostępne. Istniała kuriozalna sytuacja, ponieważ w miejscowej przychodni, w której byłam zarejestrowana, nie mogłam korzystać z badań laboratoryjnych, jako osoba zdrowa (bez przypisanej jednostki chorobowej). A lekarz nie wykazywał "inicjatywy". Na obozach kadry takimi sprawami nie zawracano sobie głowy.

Ostatecznie mężowi udało się dostosować trening do mojego organizmu. Startując w sezonie trzykrotnie, w dwóch maratonach (wiosennym i jesiennym) i MP na 10 km lub w półmaratonie. Biegałam szybciej od innych maratonek odcinki OWB I, OWB II, WB III, Krosu II, Krosu III. Najbardziej skutecznym środkiem w budowaniu formy startowej był umiejętnie stosowany przez męża bieg ciągły OWB II, przy ponad 160 uderzeniach serca na minutę.

Była Pani czołową zawodniczką światową, a jednak nie było o Pani tutaj głośno.

- W 1991 roku stałam się zawodniczką nie zrzeszoną. Byłam nią do końca wyczynowego uprawiania sportu w 2001 roku. Mimo, że byłam wizytówką miasta i gminy na świecie, nie spotykałam się z żadnym zainteresowaniem i pomocą ze strony miejscowych władz. Doszło nawet do tego, że zarzucano mężowi w pracy (szkole), udostępnianie mi siłowni, którą on społecznie wraz ze Zdzisławem Baranem (instruktorem nauki zawodu w szkole) wybudował w sali gimnastycznej i w większości wyposażył z naszych funduszy.

Od 1993 roku, kiedy mąż przestał pracować w szkole, treningi sprawności i siły ogólnej wykonywałam z jego pomocą w domu na dywanie. Mając do dyspozycji piłkę lekarską, taboret, hantle, „sandały” kolarskie, worek z piaskiem, ławeczkę i odpowiednio obciążony gryf. Dużą wagę przywiązywaliśmy do siły biegowej, płaskiej i podbiegów. Na podbiegi jeździliśmy do Nowin (długie) lub Zwierzyńca w Złotowie (krótkie)

Na asfalcie w obawie przed kontuzją trenowałam tylko w końcówce przygotowań do maratonów. W sezonie na trening tempowy (jeden w tygodniu) na tartanie udawaliśmy się do Piły (wcześniej do Bydgoszczy). Z własnych funduszy pokrywałam wszystkie koszty przygotowań do startów, w tym obozów i inne.


Które starty wspomina Pani najmilej?


- Najmilej wspominam starty w maratonach berlińskich, londyńskich i japońskich. W Japonii gościłam 18 razy, wylatywałam do Tokio z Frankfurtu nad Menem lub Londynu w biznes klasach, Jumbo Jetów z międzylądowaniami (także w drodze powrotnej) na Alasce w Anchorage. W Japonii startowałam m.in. w Tokio, Osace, Nagano, Sapporo. Po wygraniu maratonu berlińskiego w 1988 roku z czasem 2:29:16 byłam rekordzistką Polski do wiosny następnego roku. Ten wynik poprawiałam trzykrotnie w maratonie berlińskim w 1990, 1991, 1993 roku, uzyskując odpowiednio czasy 2:28:58, 2:27:36 i 2:26:20

Ostatni wynik był nowym rekordem Polski (tegoż roku drugim wynikiem w Europie), który przetrwał do 7 października 2001 roku. Aktualnie jest drugim wynikiem w historii polskiej LA.

Dlaczego nie wzięła Pani udziału w igrzyskach olimpijskich?

- Byłam nominowana na olimpiadę do Barcelony i Atlanty. Nie wzięłam w nich udziału, ponieważ PZLA nie zagwarantował mi obozów klimatycznych. W warunkach Krajenki w rankingach, IAAF i AIMS za rok 1988, 1990, 1991, 1993, 1996 plasowałam się w dziesiątce najlepszych maratonek świata (spośród Polek 5 razy, w dalszej kolejności Wanda Panfil - 3, Kamila Gradus - 3, Małgorzata Sobańska - 1)

A gdzie odnosiła Pani największe sukcesy sportowe?

- Największe sukcesy odnosiłam w jednej z najbardziej prestiżowych imprez biegowych na świecie, w maratonie berlińskim. Jerzy Skarżyński w książce swojego autorstwa "Bieg maratoński", wydanej przez Mega Sport w Szczecinie w 2004 roku, napisał: "Renata Kokowska należy z pewnością do gwiazd tego maratonu. Wygrała tu trzykrotnie, za każdym razem poprawiając rekord trasy! Po raz pierwszy w 1988 roku (2:29:16, rekord Polski). Powtórzyła swój sukces w 1991 roku (2:27:36), co – ciekawe był to dziesiąty z rzędu rekord trasy w biegu kobiet - oraz w 1993 roku (2:26:20, rekord Polski). Była tu też czterokrotnie druga (89, 90, 92, 96) i raz trzecia (98). Obecnie chyba nikt nie już ma szans na powtórzenie jej dorobku".

Czym Pani tłumaczy tak długą przygodę ze sportem? To przecież 30 lat ciężkiej pracy. Czy była to duża satysfakcja?

- Moja długa przygoda ze sportem w latach 1973-2001 trwała dzięki posiadanemu talentowi, racjonalnemu treningowi i oszczędnej polityce startowej. Przeszłam w nim wszystkie etapy dorastania od młodziczki do seniorki. Wpływ na jej przebieg miał mój mąż i trener w jednej osobie. Sport dał mi radość, satysfakcję, możliwość podróżowania i poznawania ludzi na różnych kontynentach. Był dla mnie wspaniałą emocjonującą przygodą.

Czy dziś poleca Pani innym bieganie?

- Bieganie (po konsultacji z lekarzem), polecam, gdyż jest doskonałym sposobem zachowania zdrowia, sylwetki, urody, formy sportowej. Jeśli chodzi o rekreację podzielam opinię prof. dra med. Gerharda Uhlenbrucka, że "najkrótsza droga do zdrowia prowadzi najdłuższą trasą biegową"

Najwspanialszych lat swojego życia pasji, jaką był sport nigdy nie żałowałam i nie żałuję. Mogę bez przesady powiedzieć, że sport ukształtował moje życie także w najbardziej osobistych i najważniejszych sprawach. Poznałam mojego męża - Wojciecha. Jesteśmy zgodnym małżeństwem 34 lata. Doskonale rozumiemy się i uzupełniamy.

Walcząc o zwycięstwo w maratonach przekonałam się, że jest on biegiem „prawdy”, wymagającym wzniesienia się na wyżyny ludzkich możliwości fizycznych i psychicznych. To także sprawdzian wymagający intelektu w warunkach ekstremalnych (skrajnego zmęczenia). Kobiety dzięki sile swojego ducha i wrodzonemu uporowi mają w tym kierunku wszelkie predyspozycje, tak nas ukształtowała natura. Są silnie umotywowane do wytrwania w drodze do nie tylko mistrzostwa sportowego.

Moją dewizą było i jest: "tyle mam życia, ile wytrzymałości". Mistrzostwo w sporcie rodzi się i dojrzewa w określonych warunkach i we właściwej atmosferze. Młodym zawodnikom, którzy stają na starcie (początku) sportowej kariery życzę, aby spotkali na tej drodze mądrego trenera i zarazem przewodnika. Ponieważ sam talent choćby największy, nie poparty właściwą pracą (treningiem) nie zaowocuje upragnionymi wynikami.

A Pani sama nadal biega?

- Obecnie tylko dla zdrowia. Zazwyczaj 3-4 razy w tygodniu po 6–8 km w lesie koło Wąsosza. Jeśli chodzi o starty w zawodach to już się dość nastartowałam.

Mamy wrażenie że zbyt mało Panią widać przy promocji biegania. Czy włączy się Pani do poparcia inicjatywy jaką jest Bieg Piasta w Złotowie planowany na ten rok?

- Taką inicjatywę na pewno poprę, gdyż przed laty był w Złotowie bieg uliczny pod nazwą Bieg Piasta i warto do niego wrócić. Przypomnimy w ten sposób o patriotyzmie i ofierze jaką złożyli mieszkańcy Ziemi Złotowskiej walczący o polskość tych ziem. A nie ma nas w życiu publicznym z prostej przyczyny. Po prostu nas nie zapraszano. Więc jeśli się nas zaprosi to będziemy. Musimy wiedzieć o tych imprezach.

Czy nie myślała Pani o wydaniu książki o swojej wspaniałej karierze biegaczki która ma na swym koncie taką kolekcję sukcesów?

- Taka książka jest w planach. Napiszemy ją z mężem. Będzie to książka o maratonach z opisem treningu i całości przygotowań do tego biegu na przykładzie mojej kariery. Będzie tam przedstawiona nasza koncepcja autorska przygotowań do biegu maratońskiego, która świetnie na moim przykładzie się sprawdziła.

Dziękujemy za rozmowę

Zdjęcia wykorzystane w artykule pochodzą z prywatnych zbiorów.



Komentarze czytelników - 37podyskutuj o tym 
 

panorama

Autor: panorama, 2012-02-25, 09:15 napisał/-a:
No kolego. Ja też jestem grubo po 30.tce, a wcale nie jestem starym biegaczem! No. A propos kolejnych wywiadów? Ciekawa jestem, jakie są Państwa oczekiwania? Jakieś podpowiedzi?

 

Tomek Michałowski

Autor: Tomek Michałowski, 2012-02-25, 15:34 napisał/-a:
ja bym np. chciał wywiad z Leszkiem Bebło, Kamilą Gradus, Wandą Panfil, Janem Hurukiem

 

henry

Autor: henry, 2012-02-25, 17:34 napisał/-a:
Myślę, że wywiad z Wandą Panfil byłby ciekawy, po zakończeniu kariery nic o niej nie wiemy.

 

Autor: leszek164, 2012-02-28, 18:40 napisał/-a:
Janusz Lenc z Bydgoszczy to jest historia maratonu w Berlinie:
BERLIN MARATON
1. 1.10.1989 - 2:39,36
2. 30.09.1990 - 2:49,30
3. 29.09.1991 - 2;51,33
4. 27.09.1992 - 3:00,56
5. 26.09.1993 - 2;56,35
6. 25.09.1994 - 2;55,40
7. 24.09.1995 - 2;53,19
8. 29.09.1996 - 2;54,59
9. 28.09.1997 - 3;05,09
10. 20.09.1998 - 3;10,57
11. 26.09.1999 - 3:05,12
12. 10.09.2000 - 3;34,50

13. 28.09.2003 - 4:11,17
14. 26.09.2004 - 3:35,02
15. 25.09.2005 - 3:43,07
16. 24.09.2006 - 4:22,03
17. 30.09.2007 - 4:07,12
18. 28.09.2008 - 3:39.57
19. 20.09.2009 - 4:16,52
20. 26.09.2010 - 3:39,24
21. 25.09.2011 - 3:57,36

 

13

Autor: 13, 2012-02-29, 21:05 napisał/-a:
Leszek serdeczne dzięki, ale gdzie mnie tam do Pani Renaty. Jest to bardzo miłe. Wypada wspomnieć na pewno o Jurku Bednarzu i wielu innych

 

13

Autor: 13, 2012-02-29, 21:34 napisał/-a:
Krzysztof Twoje miejsce i czas zgadzają się, natomiast co tyczy Pani Renaty wygląda tak:miejsce na mecie 83 czas 2:29,38 co dało 5 wśród kobiet.Natomiast Wiesiu Perszke(gdziekolwiek jest pozdrowienia)jako biegacz prowadzący asystował Ani Rybickiej (mieszka w Bydgoszczy), która zajęła 10 miejsce z czasem 2:39,48 (211 open) Wiesiu 208 - 2:39,37.Nie bywały zbieg okoliczności mój najlepszy wynik z Berlina jest ....o 1 sek na +. Oczywiście rekord życiowy jest za znacznie gorszy

 

13

Autor: 13, 2012-02-29, 21:50 napisał/-a:
mile wspominam powrót z maratonu w roku 2011, a co jak wspominać to,,,,,

 

13

Autor: 13, 2012-03-03, 08:16 napisał/-a:
w Bydgoszczy było przecież całe grono maratończyków Ryszard Marczak, Wiesiu Perszke, Sławek Gurny(tak u takie), Wiesiu Pałczyński. Cza ucieka i może być za póżno wszak Maczak to 1945 rok urodzenia. Mieszka pod Bydgoszczą

 

13

Autor: 13, 2012-03-03, 08:26 napisał/-a:
Dopiero teraz przeczytałem to co napisałeś 1997 roku. PRZEPRASZAM, ALE NIE ŚCIĄGNĄŁEM OD CIEBIE. Mam niezłe "archiwum"jak chodzi o Maraton berliński.Pozdrawiam. Oczywiście do Berlina jadę 22 raz. To jedyny maraton który biegam. W kraju biegałem ostatni raz bodaj ....1987rok. Musdzę to sprawdzić, przepraszam 1988. Było to w Poznaniu Maraton Miast Targowych2;37,33i ..10 miejsce

 

13

Autor: 13, 2012-03-04, 21:08 napisał/-a:
myślę że nie będzie problemu kto na zdjęciu

 



















 Ostatnio zalogowani
arco75
12:30
raczek1972
12:21
fit_ania
12:04
conditor
11:50
Kapitan
11:35
bolitar
11:29
42.195
11:15
gabo
11:12
Nicpoń
11:10
mariuszkurlej1968@gmail.c
11:06
ikswopil@onet.pl
11:03
AntonAusTirol
10:52
michu77
10:42
rolkarz
10:28
jann
10:23
jaro109
10:11
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |