redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  biegowaamatorszczyzna (2016-08-06)
  Ostatnio komentował  jacdzi (2016-08-06)
  Aktywnosc  Komentowano 2 razy, czytano 278 razy
  Lokalizacja
 aaa - brak lokalizacji

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



biegowaama...
Paweł Kempinski

Ostatnio zalogowany
2018-07-17
07:24

 2016-08-06, 15:53
 Z kostnicy na parkrun
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/2016/08/06/z-kostnicy-na-parkrun/
Na początku muszę się przyznać, że trochę wczoraj zabalowałem. I to wyjątkowo jak na mnie. Było to spowodowane jednym z moich wcześniejszych wpisów, że nigdy się nie upijam. No i kumple zaprosili mnie na wczoraj na imprezę. W sumie to nawet nie impreza tylko popijawa z gatunku upijamy biegacza amatora. Nawet nie wiem co i ile mi lano. W efekcie obudziłem się w … chłodni. Było zimno, byłem nagi i miałem wcale nie lekki ból głowy. Zacząłem walić w różne miejsca starając się z jednej strony rozgrzać, a z drugiej wydostać. Sytuacja była mało komfortowa. No, ale otworzył jakiś facet patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby ducha zobaczył. Grzecznie go poprosiłem o kocyk. Myślałem, że zaraz padnie. Po chwili przyjechała policja i w ogóle zrobiła się zadyma na całość. Nawet zostało to w gazecie opisane:
http://dziennikbulwarowy.pl/141/zmarl-z-przepicia-odzyl-w-kostnicy.html?u=1%3A45%3A4%3AUGF3ZcWCIA%3D%3D%3AS2VtcGnFhHNraQ%3D%3D

Oczywiście chcę w tym miejscu zdementować, że nie wybrałem się na imprezę, tylko do domu, szybko przebrałem, a w zasadzie ubrałem i pojechałem na parkrun. I jeszcze jedno, bo dla paru moich tylko facebook znajomych imię i nazwisko Paweł Kempiński może nie pasować. Dlatego pragnę potwierdzić, że takie jest moje prawdziwe, a Michał Kotyn, to tylko hmm pseudo artystyczne.

Co prawda głowa była trochę ciężka, ale co tam. W miejscu zbiórki jak zwykle trochę poplotkowaliśmy ze znajomymi, ale nie przyznałem się do mojej nocnej przygody. Do tego kiedy przyjechałem, to dzwony na Cytadeli, a w zasadzie dzwonki waliły wypełniając moją głową dudnieniem porównywalnym ze stadem koni goniących uciekający pociąg. Zastanawialiśmy się nad przyczyną szukając powodów z historii płynących. W końcu 6 sierpnia o 8.15 zrzucono bombę atomową na Hiroszimę i chyba mniej więcej o tej godzinie dzwon walił, a w zasadzie bił. Jak to leciało u Hemingwaya „ Komu bije dzwon”. W naszej historii to było przerobione na „kogo bije Dzwon”, czyli wspomnienia sierżanta Dzwona z jednostek specjalnych Zomo w czasie Stanu Wojennego. A może w ten sposób obchodziliśmy rocznicę objęcia prezydentury przez obecnie nam panującego. Opary alkoholowe nade mną się unoszące różne teorie tworzyły.

Kiedy został dany znak udania się do strefy startu z wiadomych powodów stanąłem pod koniec stawki. Jak zwykle najpierw słowo wstępne wodza prowadzącego i ruszamy. Na oko nie było dzisiaj, aż tak licznej grupy, ale raz, że Igrzyska, a dwa może mój stan oceny z wiadomych powodów nie był zbyt wiarygodny, nawet jak na mnie. No, ale startujemy. Muszę przyznać, że pierwszy kilometr biegło mi się bardzo ciężko. Nogi ciężkie, nie do końca chciały mnie słuchać. No, ale biegłem, starając się utrzymać, a w zasadzie dogonić moje tempo startowe. Tyle, że nie było to łatwe i po pierwszym kilometrze miałem na liczniku, znaczy się stoperze…ok nie wiem, bo zapomniałem sprawdzić, a może sprawdziłem, ale nie pamiętam. Diabli wiedzą, bo to był diabelski bieg. Drugi kilometr już zdecydowanie szybciej, bo chyba alkohol zaczął mi z głowy parować, a w zasadzie wyparowywać pod wpływem kolejnych przebiegniętych metrów. W każdym razie po drugimi kilometrze spojrzałem na czasomierz, a tam 11 minut i około 30 sekund. Czyli na oko pierwszy kilometr około 6 minut, a drugi już moje tempo startowe na maraton czyli 5.30. Na trzecim kilometrze biegnę względnie spokojnie, ale chyba znowu raz przyśpieszam, a raz zwalniam. Zapewne też i wężykiem musiałem biec, bo kiedy mijał mnie Bogdan, to tylko spytał czy ok i czy interwały robię. Oj gdyby on wiedział jakie interwały dzisiaj robiłem. No, ale faktycznie wyszedł mi dzisiaj bieg bardzo interwałowy. Trzeci kilometr to było coś około 16,45, a po czwartym miałem na stoperze 22,15. No i na ostaniem czułem, jak mój umysł jest już oczyszczony z oparów alkoholowych i biegłem moje. Co prawda nie wiedzieć dlaczego nogi były jeszcze trochę ciężkie, ale na metę z czasem 27,28 wpadłem. Czyli niemal dokładnie z moim planowanym na wrześniowe bojem czasem czyli 5.30 na kilometr. Ciekawe, czy gdyby bez oparów byłoby szybciej czy wolniej. Nie czekałem dzisiaj do końca i fotki wybiegając z założenia, że mógłbym nie ustać, bo na mecie poczułem się wyjątkowo osłabiony. Więc po cichutku i po malutku do domu wróciłem. I teraz dopiero mi głowa na…. Znaczy się pobolewa.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (8 wpisów)


jacdzi
Jacek Dziekonski
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2021-05-30
06:10

 2016-08-06, 16:51
 
Procenty zadzialaly jak srodek dopingowy, bez nich pewnie bys sie doczlapal po pol godzinie. A wiec, chwala kolegom i zacnym trunkom!

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (510 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (30 sztuk)


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH





Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768