2008-06-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Puszcza niedzielnym rankiem (czytano: 2125 razy)
Dziś o 6.00 (no może 6.02) zjawiliśmy się na parkingu w Opaleniu w składzie: B&B, Miodzio, Darek, Maciaszczyk, ja i Szara. Wcześnie, ale to chyba jedyny sposób na upał. A teraz jest jeszcze rześko, koło 9.00 jak wracaliśmy już nie było. W czasie nieco ponad 3 godzin zrobiliśmy 29 km po znanej już trasie do cmentarza w Palmirach. Nowością były tylko na początku serpentyny czerwonego szlaku koło Opalenia.
Od Maciaszczyka po biegu pożyczyłem książkę z piosenkami Bułata Okudżawy. Najchętniej bym siadł i wykuł każdą z tych piosenek, zarówno w wersji polskiej jak i rosyjskiej, bo są wspaniałe. Nawet moja małżonka przejrzawszy to dzieło nie patrzy na mnie jak na wariata, kiedy sięgam po gitarę, tylko łaskawie pozwala mi ćwiczyć. Niestety pierwszeństwo ma pewna... mapa (do ekspresowego wykończenia, żeby się jeszcze sprzedała w tym sezonie).
Aha, pomiędzy Łużem a Nadłużem spotkaliśmy łosia. Może spotkaliśmy to za mocno powiedziane. Biegliśmy żółtym szlakiem, grupa drogą, a ja z Szarą towarzyszącą jej z prawej strony ścieżką. Na kilkaset metrów przed Kamieniem Ułanów Jazłowieckich na Nadłużu usłyszałem w lesie trzask łamanej gałązki. Szara przyspieszyła, bo też usłyszała, a pewnie i poczuła zwierza. Głęboko w lesie po prawej, czyli na zachód od drogi, między dość gęsto stojącymi pniami stał nieruchomo ciemnoszary łoś. Ponad 100 m w głębi lasu. Zawołałem cicho kompanów. On chyba jednak też usłyszał mój możliwie cichy tekst: "Łoś stoi". Zrobił kilka kroków w jedną stronę, zawrócił i wolno się oddalił w głąb lasu. Ale wszyscy go widzieliśmy. Przy kamieniu na Nadłużu spotkaliśmy pana z dwoma psami luzem (w tym jedną suką husky). Ostrzegliśmy go, że psy mu mogą polecieć za łosiem, ale sprawę zbagatelizował. Powiedział, że są tu w lesie codziennie, kilka razy spotykali łosia, czasem nawet z klempą, i psy są już przyzwyczajone. No to pognaliśmy dalej.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |