redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
  WIZYTÓWKA  GALERIA [100]  PRZYJAC. [99]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Mijagi
Pamiętnik internetowy
Z pamiętnika "młodego" biegacza

Wojciech Krajewski
Urodzony: 1974-02-15
Miejsce zamieszkania: Piła
427 / 427


2014-05-19

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Nie było Rawicza, była Łobżenica (czytano: 1347 razy)

 

A miał być po raz czwarty Rawicz ze swoją magiczną 24-godzinną sztafetą. Miał być… Ale nie był. Drużyna nam się w ostatniej chwili posypała; kontuzje, pogrzeb, dziecko w szpitalu. No cóż, nie zawsze jest tak jak by się chciało. Z małą nutką zazdrości śledziłem poczynania moich przyjaciół z 4RUN Team Piła. I, jak mówi mądrość ludowa, jak się nie ma co się lubi, to jedzie się do Łobżenicy na „dyszkę”. Łobżenica nie tak daleko, a i jechać jest z kim… Więc czemu nie? I jeszcze moja Dzida pojechała ze swoim trenerem tę samą imprezę, tyle że na biegi dziecięce. Wybraliśmy się więc we trójkę; Anka, Macias i ja. Pogoda była zagadkowa: popada albo i nie. Forma? Nogi trochę zmęczone, ale muszą takie być. Tydzień wcześniej GWINT, w tygodniu kilka treningów, więc świeżości nie było i nie ma. Na miejsce dojechaliśmy dość szybko i był czas odebrać pakiety i przywitać się ze znajomymi. Okazało się, że moja córcia wygrała swój bieg i zgarnęła całą pulę: tablet i jeszcze trochę innych nagród. Potrenowała sobie przed wtorkowym czwórbojem. Ja, oczywiście, poczułem się dumny. Nagrody już są. Będzie z czym wracać do domu. W tym roku organizatorzy zmienili nieco trasę. Mieliśmy biec dwa kółka, a to wiązało się z większą liczbą podbiegów. Niby nic, ale… Ania i Macias byli nastawieni bojowo. Ja postanowiłem całą dyszkę przebiegnąć w jednym równym tempie. O 16:00 ruszyliśmy i tyle moich biegowych kumpli widziałem. Ruszyli niczym kuna za drobiem. Trochę czasu mi zajęło zanim dogoniłem Maciasa, a Ania też gdzieś zamajaczyła przede mną. I męska ambicja odezwała się we mnie. Nogi, co prawda, były zmęczone, ale nie było tak źle. Goniłem i goniłem i … nie dogoniłem. Okazało się, że nie tylko ja ambitnie podszedłem do biegu. Przy pięknej pogodzie i z bananem na twarzy dobiegłem do meczy z przyzwoitym czasem 45:01. A potem zostało tylko coś zjeść, przebrać się, odebrać nagrody (Ania) i ruszać z powrotem do domu. Nie było Rawicza, była Łobżenica. Teraz już tylko trening i przygotowanie do największego wyzwania… Jeszcze trochę trzeba potyrać na leśnych ścieżkach…
Fotka: moja Dzida


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


żiżi (2014-05-20,08:37): Gratuluję córce(gdyby tak moja tez kiedys chciała):))
Mijagi (2014-05-20,09:53): Dzięki Żiżi! Spoko, jeszcze będziesz za nią goniła i torby nosiła jak ja...








Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768