redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
  WIZYTÓWKA  GALERIA [19]  PRZYJAC. [111]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Beauty&Beast
Pamiętnik internetowy
Lecę, bo chcę :)

Pawłowska-Pojawa Anna
Urodzony: 1976-05-06
Miejsce zamieszkania: Warszawa
220 / 228


2010-03-08

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Don"t think like a looser. Even if you can"t win, fight (czytano: 1810 razy)



Think like fighter. Do ostatniej krwi. No, może nie aż tak drastycznie. Ale kilka razy musiałam sobie tę frazę powtórzyć.

Bo wczoraj był ostatni etap Ekomaratonu. I wlasciwie już przed startem wiedziałam, że do tego Monako nie pojadę (zresztą, i tak bym urlopu nie dostala w tym czasie :)). A poza tym - to jest sport, walczy się do końca.

Wydobylam gdzieś z głębi siebie te cząstki fightera i wystartowalam. Na samym starcie minimalnie zostalam (bo ruszylysmy we trzy z drugiej linii, zaraz za ścigaczami). Nieodmiennie irytują mnie osoby, w tym dziewczyny, ktore stają w pierszej linii, wiedząc, że pobiegną wolniej, niż ci za nimi. Ale to tak na marginesie, nawet na Ekomaratonie byly take 3-4 osoby, które notorycznie startowały przede mną i gnaly przez 500 metrów po to, zeby finalnie skonczyc 10 minut pozniej.

Podobnie jak dwa tygodnie temu zaraz po starcie musialam przyspieszyć, zeby nadrobić minimalne opoznienie reakcji startowej. Ale po jakichś 700 m dogonilam dziewczyny i wysforowalam się przed nie. Postawilam wszystko na jedną kartę - albo skończy się jak poprzednio, czyli na drugim kółku stanę, albo będę walczyć. Taktyka była ryzykowna, raz się sprawdziła, raz - nie.

Zaczęłysmy bardzo szybko - pierwszy kilometr - 4:20. Drugi - 4:28. Na trzecim - mały problem, bo jakieś 30-50 m po kostce brukowej z której zszedł już lód. Kolce chrzęścily niebezpiecznie. Zresztą w ogóle chrześciły na trasie. Ale trzymałam się za to trasy jak mucha sufitu. Spowolnienie na kostce nadrobione na lodzie zaraz po. Drugie kółko. Mała walka w glowie. Dam radę, spróbuję trzymać tempo. Wiem, ze ktoś jest zaraz za mną, ale nie wiem kto (może obie dziewczyny?).

Drugie kółko minimalnie wolniej, ale nadal w okolicach 4:30/km. Na trzecie wybiegam nadal pierwsza, ale wiem, że Marzenka jest tuż za plecami. Początek trzeciego. Staram się nie zwolnić, ale Marzenka prowdzona przez kolegę klubowego Pawla napierw zrównuje się ze mną, a potem - leciutko wyprzedza. Próbuję się doniej przykleić, byc tuż za jej plecami, ale nie za bardzo mi to wychodzi. Ucieka mi - na 10 m, 15, 30... 50. Już chyba jej nie dogonię. Paweł co jakiś czas sie ogląda, sprawdza, jak daleko jestem za nimi.

Ja chyba lekko zwolnilam, motywacja mi siada. Na 8. km na zakręcie widzę, że Marzenka z Pawłem są prawie 100 m przede mną, już ich nie dogonię. Widze też, że za mną na przestrzeni kolejnych 100 m nikogo nie ma. Niefajnie się biegnie samemu. Zwlaszcza, jak masz świadomość, ze już nie walczysz.

Don"t think like a looser - powtarzam sobie. Think like fighter. Inaczej ta cala zabawa w sport nie ma sensu. Przyspieszam jeszcze, finisz - mimo że 24 sekundy za Marzenką, jednak w miarę przypomina finisz.

Wpadam na metę druga. 46 minut jak obszył.

I zamiast tradycyjnie się wściec, jestem zadowolona. Bo to byl dobry bieg.

Bo walczyłam. Walczylam do końca. Do ostatniego kroku. Nie odpuściłam ani na chwilę.

Nie myślę jak looser. Przecież nie przegrałam.


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora








Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768