2013-09-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg na Babią Górę 2013 (czytano: 1158 razy)
Zanim przekroczyliśmy 3 km był to już bieg z historią, tzn. taki, który się pamięta choćby się nie chciało. W następstwie tego, że ktoś ze ścisłej czołówki nastąpił na gniazdo os, nastąpiło zmasowane natarcie i przekonaliśmy się, co to znaczy wściekły jak osa. I dlaczego powstał utwór „Lot trzmiela”, ale nie ma „Ataku osy”: bo tych małych franc nie słychać. Nagle zaczęło kłuć jak diabli i w biegowym szale dopiero po chwili można się było zorientować, co kłuje. Kolega dotransportował jedną na sam szczyt, tak się uczepiła skarpetki. 5 czy 6 użądleń. Ale nie ma jak adrenalina – parło się dalej, nikt nie odpuścił, choć niektórzy, w tym moja kumpela po biegowym fachu, nieźle potem spuchli. Ja zresztą po dwóch dniach dalej mam kostki jak balony.
Mniejsza z tym. Sam bieg udany, przy wjeździe do Zawoi – ściana deszczu, ale na godzinę przed startem, w samą porę (na rozgrzewkę) wypogodziło się. Parło się mocno, czasem szło, bo stromo, więcej biegło (ja nie wybiegnę?!), do schroniska na 35. miejscu, na mecie na 33. Godzina z kwadransem. GPS-y pokazały 9,5 km, organizator podawał 10,5, do góry – ponad kilometr, ponoć ok. 1200, czyli i wyżej, i dalej niż w Biegu na Kasprowy (który już niedługo!). Na górze widoczność mleczna i urywało trochę łeb (ale tylko trochę, Babia potrafi mocniej). Depozyt, a właściwie depozycik wolontariusze wnieśli na plecach na szczyt, chwała im za to, każdy miał do dyspozycji maluśki woreczek i limit 0,5 kg, mnie się zmieściła wiatrówka, która się bardzo kompresuje i polarowa kominiarka, wystarczyło. Porobiłem zdjęcia i zbiegłem do schroniska na szarlotkę z herbatą. A potem na dół na chochlę bigosu. Zobaczymy, jakie atrakcje będą za rok, może zmasowany atak niedźwiedzi.
Link do galerii (tyle, ile utrzaskałem zanim mi palce skostniały):
https://plus.google.com/u/0/photos/101478587081877549117/albums/5926531239216211857
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |